wtorek, 27 maja 2014

Od North'a

-Albo zdejmij te przeklęte buciory, albo bądź ciszej!-Warknąłem do Westa, kiedy na ziemię spadł kolejny kamień strącony z muru przez jego stopę.
-Co to za różnica czy złapią nas tutaj, czy w pałacu?- Żachnął się.-I tak pewnie wylądujemy za kratkami w śmierdzących lochach, albo nabiją nasze łby na bale 'dla przykładu' innych idiotów.
-Mów za siebie- odezwała się Lily. Zgromiła Westa wzrokiem i odgarnęła z ramienia gruby kasztanowy warkocz.- Ja nie mam zamiaru wylądować w lochach. Nawet z tobą.
-Ja też nie- mruknął.- Ale musimy się liczyć z tym, że ta zabawa tak się może skończyć.
-Nie skończy się, jeśli będziesz cicho, kretynie.-Syknąłem do brata i przeskoczyłem nad ostatnim murem, ochraniającym Arkadię, sam nie wiem nawet przed czym. Reszcie poszła w moje ślady i po drugiej stronie została tylko Cassie, która była zdecydowanie za niska, żeby przeskoczyć dwumetrowy mur.
-Jak zwykle w tyle- uśmiechnąłem się do dziewczyny i podałem jej rękę, pomagając jej wejść na górę. 
-Przykro mi, że jestem dla ciebie ciężarem, North.-Powiedziała spokojnie, ale uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. Widziałem dołeczki w jej policzkach, za każdym razem kiedy się TAK uśmiechała. Tak nieśmiało, trochę smutno i trochę nieszczerze. Musiałem wytężyć wzrok, żeby lepiej jej się przyjrzeć w tych cholernych ciemnościach. Wyglądała na zaniepokojoną...czymś.
-Cassie razem z Lily zostaną pod murem, a ja i North pójdziemy po tą ich dziewczynę.- West zaczął uzupełniać magazynek swojego pistoletu. 
-A ja?-Rude włosy Meg zafalowały wokół jej twarzy, kiedy przekrzywiła głowę na bok.
-Ty będziesz czekała przed budynkiem. Zatrzymasz każdego, kto będzie próbował tam wejść.
-Może być. Zastanawiam się tylko, kto dał ci prawo do rozkazywania. Myślałam, że North jest najstarszy...
-West też ma coś do powiedzenia- powiedziałem sucho.-Chodźmy, bo zdążą ją zabić, zanim tam dotrzemy.
Weszliśmy przez tylne drzwi niezauważeni przez żadnego strażnika, zostawiając Meg przy wejściu. Nie wiem ile schodów minęliśmy, kierowani zapachem świeżej krwi i odgłosami rozmów. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, aż do momentu, kiedy zapach ludzi stał się bardziej intensywny za drzwiami. Wyczuwałem dwóch wilkołaków, ale z pokoju nie dobiegał głos tylko jednej osoby - mężczyzny. 
~Dawaj~ Wyczytałem z jego myśli, napotykając spojrzenie niebieskich oczu brata. 
Jednym kopniakiem otworzył drzwi i z warkotem przesunąłem się o krok bliżej, widząc ten ohydny obrazek. Facet leżał na drobnej dziewczynie, przyciskając ją mocno do materaca. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie pomyliliśmy przypadkiem pokoi nie przeszkodziliśmy "komuś" w intymnej sytuacji, ale kiedy zobaczyłem łzy dziewczyny, obficie płynące po jej policzkach i zagubione spojrzenie, nie miałem już złudzeń. West też wydawał się wkurwiony tym, co właśnie zobaczył i nie zastanawiając się skoczył do mężczyzny i szarpiąc go za włosy, wyszarpał go znad blondynki. Nie ruszała się. 
-Ty skurwysynu!- Syknął West.- Jesteś ścierwem i pożałujesz za to.
Nie musiałem czekać na specjalne zaproszenie. W jednej chwili moje kły odnalazły jego gardło i wybiły się, zapewne boleśnie, w pulsującą krwią tętnicę. Krew wilkołaków nie należała do rarytasów, ale nie chodziło tutaj o to, żeby się najeść. Rozprułem krtań wilkołaka, czując na brodzie ciepłą krew.
-Kim wy jesteście, do cholery?!-Sapnął, łapiąc się za szyję, zaskoczony. 
-Weźmy go jako zakładnika. Po tak dużej utracie krwi będzie za słaby żeby walczyć-zignorowałem go.
-Jak chcesz.- West wzruszył ramionami i zadał jeńcowi solidny cios w nos, co ostatecznie unieruchomiło ofiarę. Prawdopodobnie obudzi się za kilkanaście godzin...Niestety wilkołaki regenerują się równie szybko jak my. - Zajmij się tą małą, a ja zaniosę go do samochodu.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jasnowłosą dziewczynę, leżącą bez ruchu na łóżku, z poplątanymi włosami, szeroko otwartymi oczami i podartymi ubraniami. Wyglądała żałośnie i urządził ją tak ten kutas.
Wziąłem ją na ręce. Była lżejsza od piórka, ale pachniała niesamowicie kusząco jak na wilkołaka. Zdawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale żadne słowo nie wychodziło z jej ust. 
-Ty jesteś Sol...-To było raczej stwierdzenie, a nie pytanie.- Nie możesz mówić?
Pokręciła głową, krzywiąc się przy tym, a po jej policzku spłynęła łza. 
-Czy on...cię skrzywdził?-Ciężko mi było o to pytać, ale musiałem.
Pokręciła głową przecząco. Na szczęście...Odetchnąłem z ulgą.
-Zabiorę cię w bezpieczne miejsce.- Powiedziałem jeszcze i ruszyłem labiryntem korytarzy do wyjścia, gdzie czekała na mnie Faith. 
-Miałaś czekać w samochodzie...-Mruknąłem sucho. 

(Faith?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz