-Kurwa! Oni tu są!-Macabre pocierał czoło, chodząc w kółko po jaskini.
-Kto?!-Warknąłem zniecierpliwiony.
-Rada, kretynie!-Syknął, a z jego czerwonych oczu biła wściekłość.
Poczułem, że moje ciało oblewa lodowata fala. Przez chwilę trawiłem jego słowa.
-Jesteś pewien?-Próbowałem się jakoś uspokoić. Kurwa. Sol. Nie, nie, nie! Tylko nie Sol!
-Masz mnie za idiotę?! Czuję ich. Niedawno przekroczyli granicę, mamy jakieś pół godziny.-Warczał.
-Niech to szlag. Zbierzmy ludzi. Niech wszyscy tutaj przyjdą.
-Wysłałem wszystkim telepatycznie wiadomość.-Mac przybrał obojętną maskę.-Jeśli przyprowadzili ze sobą wojowników, mamy przejebane.
-Przyprowadzili-stwierdziłem sucho.-Jeśli jakimś sposobem dowiedzieli się, że zabiliśmy członków Rady, będą chcieli wymierzyć sprawiedliwość. Wiedzą, że nie damy sobie tak po prostu odciąć łba, więc wzięli wojowników.- Aż za dobrze znałem strukturę "armii" Rady. Byłem szkolony na wojownika, mimo, że urodziłem się Alfą. Jedyne, za co byłem wdzięczny ojcu.
Mac skinął głową w milczeniu i z napięciem zaczął obserwować drzwi.
-Nie mamy nawet pieprzonej broni. Jedyne, na co możemy liczyć to nasze moce.-Spojrzał na mnie znacząco.-Postaraj się używać telekinezy tylko na wrogów.
Gdybym nie był tak cholernie spięty, pewnie bym się uśmiechnął. Telekineza nie była moją ulubioną mocą.
Pierwsza w wejściu pojawiła się Hebi. Mac nie czekając na specjalne zaproszenie, objął ją ramieniem i raczej nie miał zamiaru jej puścić. Wymienili ze sobą spojrzenia, przekazując sobie wszystkie informacje telepatycznie. Nie dziwne. Telepatia jest o wiele mnie męcząca od używania strun głosowych.
-Jeśli to jest to, co myślę...-Ice zjawił się chwilę później.-To chyba zostałem Alfą w niewłaściwą godzinę.- uśmiechnął się smutno i spięty podszedł do naszej trójki.
-Jest jakiś plan?-To pytanie chyba było skierowane do mnie. Dopiero teraz zauważyłem, że w ciemnej części pomieszczenia siedzi chłopak i dziewczyna. Oboje jasnowłosi i oboje wyglądający na...lekko zirytowanych i niezdecydowanych. Właściwie to chyba zastanawiali się czy zostać, czy może spierdalać. Ja bym chyba wybrał to drugie. Gdybym oczywiście mógł.
-Nie. Poczekamy na obrót sytuacji.-powiedziałem dziwnie obojętnym tonem. Potem kolejno zaczęli pojawiać się Devon z Levi, Bella, która od razu przycisnęła się ciasno do boku Ice'a, jakaś dziewczyna wyglądająca jak coś na podobieństwo zamrożonego trupa, jeszcze inna dziewczyna, Nivra, jakaś blondynka ze skwaszoną miną, Mici, Nezumi z Ivalio i każde z nich wyglądało na zdenerwowanych i spiętych. Bałem się o Sol. Nie było jej z Ivalio, a Are jeszcze nie przyszedł, co mogło znaczyć tylko jedno. Miałem nadzieję, że się mylę. Nie mogłem ufać temu nowemu. Nie znałem go wcześniej i chuj wie do czego może być zdolny, jeśli naprawdę jest szpiegiem Rady. Jeśli on jest podpuchą Sol może być w niebezpieczeństwie.
-Pójdę po Sol.-nie wytrzymałem w końcu i ruszyłem w stronę wyjścia.
-Stój-odezwał się Mac.-To nie ma teraz sensu, Ren. Sam nie skopię dupy Radzie.
-Masz Hebi przy sobie-warknąłem.-Nie musisz się bać, że ktoś coś jej zrobi. Kurwa, nie będę tutaj bezczynnie siedzieć. Idę po swoją dziewczynę i gówno obchodzi mnie Rada.
Macabre wywrócił oczami, ale mocniej uścisnął Hebi i prawie niezauważalnie skinął głową.
-To spierdalaj, przyprowadź ją tutaj i przestań zrzędzić.
(Sol? Mac?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz