środa, 2 lipca 2014

(Wataha Ziemi) od Peeta

Kiedy Bella długo nie przychodziła, pomyślałem że pewnie już nie wróci. Więc też poszedłem się rozejrzeć po nowym terytorium... Po nowej ziemi gdzie miałem spędzić resztę życia. Czułem się dziwnie, patrząc na ten las. W co ja się wpakowałem, pomyślałem. Teraz czekały mnie wojny, smutki i bóle. Pierwszy ból, to ten kiedy po raz pierwszy kogoś zabije. A drugi, to ból który okazuje się gdy inna Ci bliska osoba cierpi. Tego bólu już doznałem. W pewnej chwili poczułem jakby piszczenie w uszach. To musiała byś Bella. Do nikogo jeszcze nie poczułem nic tak wielkiego jak do niej w tak krótkim czasie. Mogłem dla niej zrobić wszystko! Bez wyjątku. Biegłem rozglądając się wokół. Nie mogłem jej znaleźć! Okropny pisk, który siedział mi w głowie, zaczął pomału znikać. Znalazłem ją. Była pogubiona i roztrzęsiona. Pobiegłem do niej i ją przytuliłem. Jej widok mnie przeraził. Tak strasznie się bała. Bardziej mnie to zasmuciło, niż przeraziło. Ale kamień spadł mi z serca, że w końcu ją znalazłem.
- Ej, spokojnie. Jestem tu. – Uspokoiłem ją.
- Myślałam że zniknąłeś. Że to ja sobie Ciebie wymyśliłam.
- Spokojnie. Nie opuszczę cię już. Obiecuję. – Przytuliłem ją mocniej. Zrozumiałem że z Bellą naprawdę jest coraz gorzej. Potrzebowała kogoś, kto ją przytuli w trudnych chwilach, kto ją będzie wspierać gdy nie już będzie dawała rady. Takim kimś byłem ja. Ciągle Ją tuliłem. Ciągle była ta cisza. To nawet miłe uczucie, przytulać kogoś kogo naprawdę kochasz. Chociaż nie byłem pewny, czy Ona czuje to samo do mnie. Trudno, serce nie sługa. Szczerze... Nie wiem czemu akurat wybrałem Ją. Gdy ją ujrzałem po raz pierwszy, moje serce rozgrzał się najmocniej jak tylko się da! Czułem, że coś mnie z nią łączy, że muszę przy niej być. Wiedziałem tylko jedno: Nie mogę jej teraz opuścić. Po długiej chwili cisza ustąpiła.
- Wszyscy mnie nienawidzą! Jestem okropna... – Wykrzyknęła z smutkiem w oczach.
- Nie, nie mów tak.
- Ale taka jest prawda! – Wyrwała się z moich rąk.
- Posłuchaj mnie... nie możesz aż tak nisko się oceniać. Może i jesteś okropna, ale...
- Oh! Dzięki, kurwa! – przerwała mi z krzykiem.
- Posłuchaj mnie do końca, do cholery! – Szarpnąłem nią. Nie mogłem znieść już jej użaleniem się nad sobą. – Jesteś okropna, bo nie doceniasz się. Jesteś wyjątkowa. Przynajmniej dla mnie. Nie wiesz, co czuję do ciebie. Gdy jestem przy tobie czuje jakbym się rozpłynął... albo jakbym się uniósł nad ziemią, mniejsza z tym – Uśmiechnęła się. - Masz niesamowite moce. Jesteś piękna, mądra. I przede wszystkim silna. Czego chcieć więcej?! Zaufaj mi. Nie możesz bać się siebie, bać się życia. Musisz się pogodzić, że cokolwiek się stanie musisz to przetrwać. To chyba głupie uczucie gdy nie możesz kontrolować swoje życie, co? – Bella spojrzała na Ziemię.
- Sam jesteś głupi! – wybuchowo odparła. Chciała uciec, ale szybko złapałem ją za nadgarstek. Zauważyłem jej blizny. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Bo co? Bo zakochałem się w tobie? – Rzekłem pacząc jej prosto w oczy. – Też chciałem popełnić samobójstwo. Też czułem jak pustka mnie zżera od środka. Ze nie jestem nikomu potrzebny. Chwile przedtem jak tutaj przyszedłem, miałem to zrobić. Miałem zniknąć z tego świata. Byłem taki sam jak ty. Dopóki mnie coś nie zaprowadziło do ciebie. Wtedy się zmieniłem, wiesz... Byłem zauroczony! Taka piękność... Eh... Dalej nie mogę się pogodzić ze stratą brata, rodziców.
- Oj... Nie wiedziałam. Przepraszam, nie powinnam...
- Nic się nie stało, spokojnie. – Przerwałem jej i się uśmiechnąłem. W jej oczach zobaczyłem iskierkę szczęścia. Miałem ochotę ją pocałować. Spróbować jej czerwone usta. Chociaż nie wiedziałem czy to odpowiedni moment. Jednakże zbliżyłem się do niej i...
(Bella ;D)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz