-Zawiodłem się na tobie, Glenn.- Zimny głos Alexiusa odbijał się o kamienne ściany, budząc dreszcz w mojej klatce piersiowej.- Doskonale wiesz jaką karę ponoszą zdrajcy. A ty jesteś zdrajcą...Ma rację?
Jedyne, na co znalazłem siłę to ciche jęknięcie.
-Powiedz, jesteś zdrajcą?!-Jego głos stał się ostrzejszy, kiedy złapał mnie za podbródek i zmusił do patrzenia sobie w oczy.
-T-tak.-Wyjąkałem, krztusząc się swoją krwią, która nie przestawała spływać z mojego nosa do gardła.
-Kim jesteś?-Dobrze się bawił, udając, że nie dosłyszał.
-Jestem zdrajcą- wysyczałem, ledwo łapiąc oddech.
-Świetnie- zaklaskał cicho w dłonie, odsuwając się. Przez chwilę miałem nadzieję, że to wszystko wreszcie się skończy, że w końcu mnie zabije i ten cholerny ból odejdzie w zapomnienie.-Wyjaśnij mi teraz dlaczego uwolniłeś naszego więźnia. Dlaczego zdradziłeś Radę?
Nie miałem pojęcia co powiedzieć...Sam nie wiedziałem dlaczego to zrobiłem. Mogłem przecież żyć w spokoju, służyć Radzie, wykonywać wszystkie absurdalne rozkazy, a później spokojnie umrzeć ze starości lub na jakiejś wojnie...Ale wybrałem to. Umieram, bo odezwało się we mnie sumienie. Bo poczułem jakąś dziwną więź z tym chłopakiem...
Pogodziłem się z tym. Chciałem żeby żył, nie mogę tego wytłumaczyć, ale to proste. Chcę żeby on żył, nawet jeśli go nie znam...To brzmi jak szaleństwo, ale jeśli ceną za życie tego chłopaka ma być moje, podejmuję tą stawkę. Moje życie i tak nie jest nic warte. Może przez to, że uratowałem Ivalio, jakoś odkupię swoje winy. Albo i nie.
Alexius kopnął mnie z całej siły w brzuch, niezadowolony z braku mojej odpowiedzi. Czytał w myślach i nie potrzebował słów, by wiedzieć, ale w ten sposób miał rozrywkę.
Krzyknąłem z bólu, wycieńczony. Nie miałem żadnej możliwości ruchów. Krępujące moje ręce łańcuchy były groteskowo podwieszone pod sufitem, cały czas utrzymując mnie w pozycji stojącej z uniesionymi nad głową rękami. Nie byłem pewien, ale wydawało mi się, że stopy mam przytwierdzone do ziemi za pomocą dwóch śrub wkręconych w śródstopie. Ból mieszał się ze sobą, otępiając mnie tak, że już sam nie wiedziałem gdzie szukać jego źródła. Może na poszarpanych batem plecach? Albo na brzuchu, na którym widniało kilkadziesiąt ranek od ugryzień hybryd. Było tego więcej...Ale nie miałem siły, żeby sobie przypominać.
Gdybym nadal miał swoje moce może byłbym teraz gdzie indziej. Ale moce nadaje Rada. I odbiera je również ona. Nie miałem już niczego. Byłem tylko żałosnym kawałkiem postrzępionego mięsa.
-Jaka szkoda, że musimy już kończyć, Glenn. Mój syn przyszedł mi na spotkanie.-Powiedział Alexius i posłał mi przeciągłe spojrzenie.-Mógłbym dać ci ulgę, wbijając ci sztylet w serce, chłopcze. Ale tego nie zrobię. Umrzesz w mękach. Jak zdrajca.- Wysyczał jeszcze z lodowatym uśmiechem i zostawił mnie samego. Czułem, że umieram. Że już niedługo ból zniknie...Przed oczami przewijało mi się całe moje nędzne życie. Zwiesiłem głowę, nie mając siły by dłużej utrzymywać ją w pionie i jęknąłem żałośnie.
Nie wiem czy to też była tylko kolejna mara, albo przywidzenie, ale zobaczyłem jak w drzwiach stoi białowłosy chłopak.
-Nie ma za co Ivalio- Wyjąkałem, plując krwią. I wtedy ból zniknął. Nie było już zupełnie nic. Tylko ciemność. Ciemność i zapach śmierci. Mojej i moich tak samo martwych towarzyszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz