sobota, 5 lipca 2014

(Wataha Wody) od Ivalio

 Moje wilcze ciało otulone lodem znów zderzyło się z wojowniczką.
 Odskoczyliśmy od siebie na dwa końce pomieszczenia.
 Kobieta przemieniła się w wilka, od razu przypadając do podłogi. Jej srebrzyste ciało, które dziwnym sposobem pokrywał metal, było spięte. Z naszych gardeł wyrywał się warkot. Stałem tak, że własnym ciałem zasłaniałem klatkę Sol. Nie wiedziałem czy Lidia- chyba tak się nazywała ta kobieta- zrobi coś mojej siostrze przez kraty, jednak nie zamierzałem ryzykować. Zbyt mi na niej zależało.
~Poddaj się~ W mojej głowie rozległy się zimny, obdarty z emocji głos. Najwyraźniej Lidia świetnie powstrzymywała emocje, jednak nie zamierzałem się jej poddawać od tak.
~Dostałaś już moją odpowiedź.~ Wywarczałem przeszywająco lodowatym tonem i znowu na nią skoczyłem. Powietrze przeszyły lodowe pociski. Stalowe ciało wilczycy uniknęło zgrabnie pocisków. Raz za razem rzucałem w nią zimnymi kolcami, ale te albo wbijały się w ściany, albo odbijały od ciała Lidii, pokrytego tym srebrzystym czymś, które wyglądem przypominało stal.
 Kiedyś jej moc odpuści, ale kiedy?
 Moja wewnętrzna siła stworzyła dookoła mnie barierę. Me oczy błyszczały, a zęby i pazury, próbowały uchwycić wilczycę. Gdy mi się wymykała, warczałem zirytowany. Dałem się całkowicie ponieść instynktowi. Polowałem na wilka. To było chore.
 Złapałem ją zębami za gardło. Czułem się tak, jakbym gryzł metal, jednak nie puszczałem. Jej pazury, drapały po moim boku, sprawiając że dookoła nas latały drobne kryształki lodu. Zacisnąłem mocniej zęby, próbując przebić chroniącą ją powłokę- zbroję. Lidia ciągle się mocno pode mną szarpała, próbując mnie z siebie zrzucić.
 Nasza walka była dziwna. Dwa walczące ze sobą drapieżniki, które zwykle  trzymały się razem.
  Zaparłem się łapami o podłogę i wyrzuciłem ciało wilczycy w powietrze. Szczeknąłem, raz, głośno, dobitnie. Lodowa fala przyparła Lidię do ściany. Wojowniczka zmieniła postać i powoli zsunęła się po ciemnej powierzchni, zostawiając za sobą krwawy ślad.
 Stałem w miejscu, przygięty do ziemi. Gotowy do skoku obserwowałem ją, powarkując. Nie wiedziałem czy mam serce do tego, by ją ot tak zabić w chwili jej słabości. Nie, nie jestem taki.
 Kobieta uniosła głowę i wierzchem dłoni starła z ust krew. Jej błękitne oczy wlepiły się we mnie. Patrzyłem, jak kobieta wstaje i sięga po miecz. Więc teraz tak chce walczyć?
 Zmieniłem postać i skoczyłem na nią. W locie w mojej dłoni uformował się miecz. Wybiłem jej ze słabnącej dłoni broń i walnąłem swoją mocą jej ciałem o ścianę.
- Nie myśl, że tak łatwo wygrasz.- Powiedziała te słowa z furią, znowu się podnosząc. Jaka ona uparta, a ja tak bardzo nie chciałem jej nic robić. Po jej jasnej skórze przemknęły srebrzyste akcenty. Co to było? Nie zamierzałem sprawdzać. Uniosłem dłoń, z której wybuchnął zimny strumień. Kobieta została zamrożona w dziwnej pozycji, patrząc na mnie z tym gniewem w oczach. To mnie… zniechęcało i przygnębiało.
 Przez kilka długich sekund stałem tak w miejscu wpatrując się w ciągle żywą wilczycę.
 Uff. Nikomu nic nie zrobiłem.
 Odwróciłem się na pięcie i podbiegłem do klatki, w której przetrzymywana była Sol.
-Siostra?- Rzuciłem głosem napiętym z emocji.
- Ivo.
- Tak, to ja.- Mówiąc to, próbowałem dojrzeć ją w półmroku.- Chodź tu, spróbuję cię wyciągnąć. Usłyszałem ciche szuranie, wywołane przez przesuwające się ciało.
 W końcu ją ujrzałem. Jej oczy, pełne dziwnego bólu i smutku, wpatrywały się we mnie. Wyglądała na wyczerpaną i bardzo zmęczoną. Jakby zaraz miała paść na twarz i już nigdy się nie podnieść. Czy to te demony tak ją sponiewierały? Czy za władzę nad nimi tak musiała płacić?
- Braciszku, a miałam cię  stąd wyciągnąć.- Chyba chciała być silna. Nie chciałem myśleć co musiała w sobie złamać, by tu przyjść. Nikt nie wraca od tak, dobrowolnie do swego więzienia
- Wybacz, to ja dałem się złapać. Nie powinnaś dla mnie tyle ryzykować.- Czułem gorycz własnych słów na języku. W gardle uformowała mi się ciężka gula, której nie mogłem przełknąć. Martwiłem się o nią.- Choć, musimy cię stąd jakoś wydostać i już cię nie opuszczę, Sol, nie dam ci zrobić krzywdy.- Obiecałem jej gorliwie.
- Dobrze, braciszku, chodźmy stąd i nie tylko ja muszę się stąd wydostać, ty też. Nie pozwolę, by ktoś cię znowu torturował.- Wpatrywała się we mnie uważnie, jakby się bała, że zaraz mnie straci.- I, Ivo … zostawmy przeszłość za sobą.- Widziałem na jej twarzy upór. Najwidoczniej podjęła decyzję
- Tak, najważniejsza jest teraźniejszość.- Kiwnąłem potwierdzająco głową, choć nie wiedziałem o co jej chodzi z przeszłością.- Ale o dzieciństwie nie zapominajmy, Sol. Ono było zbyt piękne by rzucać je w niepamięć.
   Czułem się jak wilczy wrak. Bo ludzkim wrakiem być nie mogłem. Nigdy nie będę do końca człowiekiem. Spotkanie z chimerami mocno nadszarpnęło moje zdrowie psychiczne.
-Tylko jak cię stąd wyciągnąć?- W zamyśleniu przeczesałem wzrokiem pomieszczenie. Przelotnie przejechałem wzrokiem po lodowej rzeźbie, którą stała się Lidia. Nie było tu potencjalnego zagrożenia, ani pomocy, ani klucza. I wtedy mój wzrok padł na kłódkę. Nie była zwyczajna...Nie miała dziurki na klucz, ani żadnego mechanizmu, a wokół niej unosiło się coś w rodzaju pulsującego pola elektrycznego. Dotknąłem jej, a moje ciało przeszedł wstrząs bólu. Syknąłem lekko, gdy zza moich pleców dobiegły odgłosy kroków. Nie byliśmy już sami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz