sobota, 19 lipca 2014

(Wataha Wody) od Elizabeth

Po tym jak zdjęto ze mnie klątwę nie poznawałam sama siebie. Zaczęłam być agresywna, chamska i lekkomyślna. To zupełnie do mnie nie pasowało. Tak jakby cały gniew z kilkunastu lat, który był ukryty pod lodową maską, chciał się ze mnie wydostać. 
Do tego teraz odczuwałam ciepło. Co było dla mnie nie lada wyzwaniem, ponieważ jak się okazało nie znoszę ciepła.
Siedziałam z kilkoma innymi osobami w jaskini. Zamknięta w burzy myśli w mojej głowie. Kiedy Ren i Sol wrócili, okazało się że Alfa ognia nie żyje. 
Śmierć kolejnej osoby tylko podsyciła moją chęć zabicia wszystkich z Rady. 
Co prawda, dowiedział się o nich niedawno, ale już wiedziałam że ci ludzie, nie... te potwory są odpowiedzialne też za mój ból, śmierć mojej rodziny i tą cholerną klątwę. Nagle bez świadomości podniosłam się i wyszłam z jaskini. Był już wieczór. Wszędzie dało się słychać odgłosy nocy. Weszłam do lasu. Po kilku minutach spaceru zatrzymałam się na polanie. Zaczęłam krzyczeć z całych sił. Sama nawet nie wiem dlaczego. Tak naprawdę to inni powinni być teraz na moim miejscu. Hebi, Sol, ktokolwiek. Każdy w Niemych Górach miał więcej powodów do załamania się niż ja. 
Więc dlaczego nie mogłam przestać? Nagle usłyszałam szelest i wyczułam... wilkołaka. 
Ucieszyłam się kiedy poznałam  zapach, z krzaków wyłoniła się...

( Ktoś? Ktokolwiek?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz