czwartek, 24 lipca 2014

od West'a

Prowadząc samochód przez chwilę obserwowałem czarnego McLarena North'a zdecydowanie przekraczającego dozwoloną prędkość.
-Jest przygnębiony...-Lily wyrwała mnie z zamyślenia.
-Kto?-Chwilowo nie kontaktowałem.
-North- mruknęła, poprawiając się w fotelu. Śmierć tego wilkołaka ją przybiła, tylko nie chciała się do tego przyznać. Lily była zbyt wrażliwa na wszelkie nieszczęścia...- W Arkadii zginął South...Wróciły wspomnienia.
-Nie wykluczone, że Anna też maczała w to palce.-Powiedziałem posępnie.
-Od śmierci South'a ciągle skaczą sobie do oczu...Myślałam, że po tak długiej nieobecności Anny jakoś się uspokoili i pogodzili z tym, co się wtedy stało...
-Anna nigdy się z tym nie pogodzi. Tym bardziej North.-Odparłem.-Nie powinniśmy się w to mieszać, Lily. Porozmawiajmy o czymś innym.
Rozpamiętywanie śmierci mojego brata było jak rozdrapywanie ran, które już się zagoiły. Nie chciałem na nowo przeżywać tej tragedii...Pogodziłem się z nią 15 lat temu i nie chcę do tego wracać. Brakuje mi brata, ale to przeszłość. Chcę żyć normalnie.
-Wiem, że oboje macie problem z tym tematem, West.-Dotknęła mojej ręki.-Ale nie możecie wiecznie zamiatać wszystkiego pod dywan!
-Posłuchaj, Lily. Rozmawiasz z niewłaściwą osobą...Powinnaś pogadać o tym z North'em. Byli bliźniakami...Przeżył to dużo mocniej od nas wszystkich. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
-Masz rację.-Speszyła się lekko i oparła głowę o szybę.-Przepraszam, nie powinnam była o tym mówić.
-W porządku.- pocałowałem ją w policzek, ryzykując zderzenie z jadącą przed nami ciężarówką.
-Kiedy ostatnio byliście w domu?-Zmieniła temat.
-Kilka tygodni temu. Jeśli mam być szczery, to cieszę się, że wracamy do Vegas. Tam życie jest dużo wygodniejsze...
-Ciekawe tylko na jak długo...Obiecaliśmy pomóc wilkołakom, a wojna się jeszcze nie skończyła.
-Niestety. Liczę chociaż na tydzień, albo dwa.
-Mi jest wszystko jedno. Byle z tobą.-Posłała mi buziaka i uśmiechnęła się figlarnie.
-Masz jak w banku, kochanie. Obiecuję, że wybierzemy się razem na polowanie do jakiegoś uroczego kasyna. Tylko we dwoje.
Jej brązowe oczy zabłysły z podniecenia. Wyglądała tak uroczo, gdy się na coś napalała.
-Trzymam cię za słowo.
Zapomniałem na chwilę o drodze i z zachwytem podziwiałem jak promienie wschodzącego słońca smagają ją po twarzy, czyniąc ją jeszcze piękniejszą, o ile to w ogóle możliwe...
-Co?-Uniosła brew pytająco.
-Jesteś piękna.-Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.-Uwielbiam cię.
-Nie podlizuj się, Westy. I tak już dawno udało ci się mnie uwieść.
-Nie zaszkodzi jeszcze raz.-Zaśmiałeś się i z trudem skupiłem znów na drodze.
*
Zaparkowaliśmy samochody na parkingu przed naszym domem i wysiedliśmy na nagrzany od słońca chodnik. Dom wyglądał dokładnie tak, jak przed naszym wyjazdem. Raził swoimi rozmiarami nawet wśród innych bogatych willi wybudowanych wzdłuż jednej z najbogatszych dzielnic na przedmieściach Las Vegas. North w ciemnych okularach na nosie ruszył jako pierwszy w kierunku drzwi, a reszta poszła w jego ślady. W domu było cicho i chłodno- miło.
-Czujecie to?-North pociągnął nosem, wchodząc do środka. Faktycznie, wyczuwałem jakiś nieznany zapach. Z tego, co wiem, w domu powinna być teraz tylko nasza służąca. Nikt więcej.
-Jest na zewnątrz- mruknęła Meg, idąc w ślad z North'em. Ruszyliśmy korytarzem, nie spotykając po drodze nic, co przyciągałoby uwagę, aż dotarliśmy do szklanych drzwi, prowadzących do ogrodu.
Uniosłem brew, widząc smukłą postać rozłożoną na leżaku obok basenu. 
-East?!

(East?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz