-Cass, nic ci nie jest?-Zacząłem rozpinać kłódki, nie zawracając sobie głowy szukaniem kluczyka i dopiero wtedy zauważyłem głębokie rozcięcie na jej policzku, z którego sączyła się krew. Błąd. Najpierw POCZUŁEM krew, a później ją zobaczyłem.
Odezwał się we mnie pierwotny instynkt i przez całą okropną chwilę chciałem ją ugryźć. Byłem głodny i zdecydowanie nie przyzwyczajony do tak długiego "postu", jaki musiałem zafundować sobie na czas podróży. Właściwie to miałem nawet plan, żeby zatrzymać się pod drodze w jakimś uroczym barze, gdzie mógłbym chociaż odrobinę ulżyć sobie w cierpieniu z pomocą jakiejś ofiary, ale czas był tutaj ważniejszy. Jak tak teraz na to patrzę, to stwierdzam, że jestem idiotą. Pięć pieprzonych minut nie pozbawiło by Cassie życia, ale mogłem zrobić to ja- nienajedzony.
Mimo wszystko jakimś cudem udało mi się opanować. Zacisnąłem zęby i przestałem oddychać przez nos, ułatwiając sobie tym samym zadanie, ale czułem, że moje tęczówki i tak przybrały już krwistoczerwoną barwę...
-Nic poważnego...To tylko zadrapanie- Wyjąkała, wyplątując się z łańcuchów.-Ale Cain uciekł.
-Pieprzyć sukinsyna. To problem wilkołaków, nie nasz...A tobie zostanie paskudna blizna.-Skrzywiłem się, odsuwając jednocześnie na bezpieczną odległość. Zapach jej krwi był słaby, ale cholernie kuszący.
-Trudno.-Zaskoczyła mnie. Była bardziej odważna i twarda niż myślałem...-Jestem na siebie zła, że dałam mu się przechytrzyć. A byłam taka ostrożna...
-To nie twoja wina-powiedziałem szybko.-On jest Alfą wojowników. Nie miałaś z nim żadnych szans, jest mistrzem strategii i przetrwania. Meg zachowała się jak idiotka, zostawiając cię samą.
-Nie wiedziała, że jestem w domu...
-Ale wiedziała, że wilkołaka trzeba pilnować. Nie broń jej, to nie ma sensu- warknąłem.
-Jesteś głodny.-Przyjrzała się mojej twarzy ze znawstwem.
-To nieważne. Dam radę...-Odwróciłem wzrok, napotykając na swojej drodze parę niebieskich oczu.
-Pomoc za pomoc- Nawet na chwilę nie zadrżał jej głos.- Chcę się odwdzięczyć.
Zaskoczony obserwowałem jak podchodzi do mnie trochę niepewne i odchyla kołnierzyk koszuli na szyi, w miejscu, gdzie znajduje się tętnica. Widziałem jak krew pulsuje pod cienką warstwą jej skóry, a kiedy przymknąłem oczy, słyszałem jej szum...Głód wrócił.
-Ale ja nie chcę, żebyś mi się odwdzięczała-syknąłem, odsuwając się jak najdalej.- Nie chcę ci zrobić krzywdy, nie podchodź.
-Napij się i schowaj tą swoją cholerną dumę do kieszeni, North. Wiem, że nie jadłeś nic od kilku dni.
-Skąd?-Zwęziłem oczy, wiedząc, że blefuje.-Powiedziałem, że nie chcę.
-Nieważne skąd. Ważne, że wyglądasz, jakbyś strasznie cierpiał i nie obchodzi mi, czy chcesz czy nie.
-Co robisz?!-Warknąłem wściekły, gdy wyjęła z kieszeni scyzoryk i szybkim ruchem rozcięła pulsujące miejsce na szyi. Zapach krwi był wszędzie. Wypełnił wszystkie moje zmysły, prawie doprowadzając mnie do szaleństwa.
-Napij się, North. Bez twojego jadu moja rana się nie zagoi, a ja się wykrwawię- Cassie uśmiechnęła się krzywo, kiedy po jej ramieniu ciurkiem spłynęła krew.
Wydałem się z siebie odgłos podobny do warkotu, ale nie mogłem już dłużej się powstrzymywać. Przez resztkę świadomości, jaka mi została, panowałem nad sobą, żeby zachowywać się jak najbardziej delikatnie i zanim się zorientowałem, moje usta przylegały już do ciepłej skóry dziewczyny, a kły wbijały się jeszcze głębiej w jej ciało. Moje usta wypełniła słodka, gorąca ciecz, której tak bardzo pragnąłem, za którą tak bardzo tęskniłem. Piłem dużymi łykami, delektując się jej cudownym smakiem, a wolną ręką przytrzymywałem dziewczynę za ramię, czując, że zaczyna się chwiać z osłabienia po upływie krwi. Nie wiem ile czasu tak stałem, wypełniając się mroczną energią krwi...
Gdy świadomość zaczęła do mnie powracać natychmiast oderwałem się od ciepłej, gładkiej skóry i spojrzałem Cassie w oczy. Byłem prawie pewien, że nie przesadziłem, ale kiedy zobaczyłem jak bardzo jest blada, zacząłem się zastanawiać, czy nie wypiłem za dużo.
-Wszystko w porządku?-Zapytałem, dotykając jej policzka. Kiwnęła ospale głową i uśmiechnęła się.
-Nie wiedziałam, że to takie przyjemne.
-To nie jest zabawa, Cass. Mogłem cię zabić.-Wciąż była we mnie mieszanina wściekłości i troski.-Ale mimo wszystko dziękuję... Obiecuję, że już więcej nie skorzystam z takiej propozycji. Tym razem nie dałaś mi wyjścia.-Rzuciłem okiem na ranę, która już zaczęła się goić.
-To ja dziękuję. Gdyby nie ty i tak umarłabym tutaj z głodu...-Posłała mi niewymuszony uśmiech i potarła dłonią czoło.-Jedziemy teraz do Arkadii?
-Tak. Dasz radę iść?
-Dam. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, North.-Spojrzała mi wyzywająco w oczy.- Traktuj mnie tak, jakbym była wampirem. Nie chcę czuć się jakbym była ze szkła.
*
Po wyjściu Anny stałem jeszcze przez chwilę, zdając sobie sprawę, że zachowuję się raczej jak rozkapryszone dziecko, a nie dorosły facet. Dopiero po chwili udało mi się dojść do siebie, strzepać dłoń Meg z mojego ramienia i ruszyć do wyjścia w ślad za Anną.
Miała rację. Śmierć South'a to była tylko i wyłącznie moja wina. Patrzyłem jak umiera i nic nie zrobiłem... I nigdy sobie tego nie wybaczę. Ja żyję, by ponieść konsekwencję swoich czynów. Nie chcę tego dla niej...Chcę, żeby śmierć i życie South'a były coś warte. Żeby były warte chociażby szczęście Anny. South zawsze chciał, żeby była szczęśliwa- z nim czy bez niego. To było jego ostatnie życzenie, które zamierzam spróbować spełnić.
-Anna, przepraszam.- Westchnąłem, kiedy na zewnątrz zobaczyłem grzywę czerwonych włosów.-Nie powinienem był się na ciebie wydzierać...
-Pieprzę twoje przepraszam...-Wybełkotała dziwnie odległym głosem i wtedy zobaczyłem, co zamierza zrobić. Trzymała właśnie w ręce sztylet skierowany na swoją klatkę piersiową, a spod jej bluzki sączyła cię ciemna wampirza krew. Wyglądało na to, że już zdążyła zadać sobie jeden cios w celu- jak przypuszczałem- całkowitego pozbycia się serca z własnej piersi. To jedna z dwóch naprawdę skutecznych metod w zabiciu wampira. Serce albo głowa.
-Co ty wyprawiasz?!-Podbiegłem do niej i wyrwałem jej sztylet z ręki. Spojrzała na mnie błagalnie i zaczęła płakać.
-Proszę, pozwól mi to zrobić, North...Chcę być z South'em...Nie chce żyć bez niego.
-I dołączysz do niego, Ana. Ale jeszcze nie teraz...Jeszcze nie teraz...-Objąłem ją ramieniem i cierpliwie czekałem aż zrozumie, że nie dam jej umrzeć. Wtedy śmierć South'a nie byłaby nic warta...
(Anna?)
(Anna?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz