piątek, 11 lipca 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Myślałem, że gorzej już być nie może, ale kiedy Ice przekazał mi jakże urocze wieści o genialnym czynie Mac'a, myślałem, że weźmie mnie kurwica. Ten kretyn zawsze robił wszystko nie po mojej myśli, ale tym razem przegiął pałę. Jest moim przyjacielem od urodzenia, choć przyjaźń ta raczej nie należy do szablonowych...Powiedzmy, że jesteśmy jak bracia, ale naszym odwiecznym hobby jest wzajemne dogryzanie sobie i chamskie odzywki. Mimo wszystko robiłbym dla tego frajera wszystko, a ten mi teraz odwala taki numer?!
Na szczęście odezwała się Sol, co było najprawdopodobniej jedynym miłym zdarzeniem, które przytrafiło mi się tego dnia i ogólnie...miesiąca? Jezu...Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie widziałem jej już od kilku tygodni...Ile jeszcze potrwa ta cholerna wojna?! Zdaję sobie sprawę, że zachowuję się jak rozkapryszone dziecko, ale chcę Sol. Teraz. Natychmiast.
Kurwa, szkoda tylko, że to nie jest koncert życzeń. Muszę zapomnieć na razie o Sol, jeśli chcę trzeźwo myśleć. W tej chwili muszę odnaleźć tego pomyleńca Mac'a i pomóc mu dokopać staruszkowi. A czuję, że czasu to ja mam akurat coraz mniej....
Przez sekundę zastanawiałem się czy nie wziąć ze sobą Rose, Ice'a albo choćby Devona, ale szybko stwierdziłem, że im więcej osób, tym większe zamieszanie. Poza tym już i tak zbyt się narażali. Nie chciałem, żeby znów nadstawiali karku bez potrzeby...Więc wymknąłem się niepostrzeżenie, gdy nikt nie patrzył. Ta, jak szpieg we własnym domu...Który jest teraz pełen "bezdomnych" nawiasem mówiąc.
Biegnąc przez las, zdałem sobie sprawę, że Sol nie powiedziała mi, gdzie DOKŁADNIE jest.
*
Gdy tylko przekroczyłem próg tego przeklętego zamczyska, poczułem, że po karku przebiega mnie lodowaty dreszcz. Z bardziej odległej części budynku dobiegały głosy rozmów, płacz, krzyki i...właściwie wszystko, co możliwe. Prawie skoczyłem do gardła dziewczynie- a raczej wampirowi- która właśnie zmierzała korytarzem do wyjścia. Zmierzyła mnie niechętnym spojrzeniem i po prostu wyszła, zostawiając za sobą charakterystyczna wampirzy zapach. Zmarszczyłem nos z obrzydzeniem. Wampirzy zapach, a raczej "smród" zawsze przyprawiał mnie o mdłości. Ta cała słodycz była nie do zniesienia...
Pociągnąłem jeszcze raz nosem, upewniając się, że woń zniknęła, ale zamiast tego odkryłem coś, co podciągnęło mój żołądek na wysokość gardła. 
W tym zamku dało się wyczuć zapach Sol. Nie było mowy o pomyłce.
Nim zdążyłem pomyśleć, szedłem już jego śladem po krętych korytarzach, aż stanąłem przed drzwiami Głównej Sali, w której odbywały się obrady...
To, co robiłem później  nie utrwaliło się w żaden sposób w mojej pamięci i jedyne, co pamiętam, to widok Sol w jakiejś zardzewiałej klatce, podwieszonej na suficie w samym centrum pomieszczenia, jak kurwa w jakimś zoo.
-Sol!-Mój krzyk dobił się od ścian z echem.-Co ty tutaj robisz, do cholery?!
-Ren, kochanie...Nic mi nie jest. Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam, że nie powiedziałam...-Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Poza tym wyglądała okropnie. 
-Ile czasu cię tu trzymali?-Spytałem przez zaciśnięte zęby. Czułem, że wzrasta we mnie wściekłość.-I który sukinsyn ci to zrobił?!
-Uspokój się. Nie zrobili mi nic...Oprócz tego, że odebrali mi moce i zamknęli tutaj.
Zacząłem wściekle szarpać kłódkę, która trzymała jej klatkę zamkniętą. Ani drgnęła.
-Ta pierdolona kłódka nie chce się otworzyć!-Warknąłem.-Sol, musisz mi powiedzieć. KTO ci to zrobił?
-Ona jest zamknięta magicznie, nie otworzysz jej...Zamknął ją Alexius.
-Znajdę tego skurwysyna...-syknąłem i spojrzałem jej w oczy.- Sol, to ja przepraszam...Dałem im cię zabrać...Jezu, mogli cię skrzywdzić...Tak wiele ryzykowałem, mogłem cię stracić.
-Nic mi nie jest, kochanie...-powtórzyła po raz któryś z rzędu i dotknęła mojego policzka.
-Tak się bałem...-Pocałowałem wnętrze jej dłoni i odwróciłem się, słysząc za plecami czyjeś kroki.-Faith?
-Witaj, Ren...-Uśmiechnęła się lekko.- Możliwe, że mogę pomóc Sol. Alexius uczył mnie kiedyś zaklęć, może któreś poskutkuje...A ty jesteś potrzebny gdzie indziej. Macabre ma kłopoty.
-Gdzie on jest?-Zaniepokoiłem się. Prawie zapomniałem, że jestem tu też dla niego.
-Na górze. Jestem pewna, że znajdziesz...-Spuściła wzrok. Miała opuchnięte oczy, a na jej policzku błyszczała łza, której z początku nie zauważyłem. Nie było jednak czasu na pytania.
-Dobra. Za chwilę wracam.-Posłałem Sol spojrzenie typu: "Kocham cię" i wybiegłem z pokoju.- Obaj za chwilę wrócimy.
Biorąc co trzeci stopień na schodach na piętro, nie wiedziałem jeszcze po co tak naprawdę wysłała mnie tam Faith...
(Mac, wiesz co robić...)

3 komentarze:

  1. Ładnie to tak ucinać w najlepszym momencie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie ;d Taki już mój urok xd / Ren

      Usuń
    2. Brak ci serca :<

      Usuń