środa, 16 lipca 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

Od godziny plątałam się bez celu po obozie. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, nie potrafiłam usiedzieć spokojnie na miejscu i cały czas dręczyło mnie dziwne uczucie, którego nie potrafiłam nazwać. 
Kręciłam się między ludźmi, z niektórymi rozmawiałam dłużej lub krócej. Udało mi się też w końcu 
porozmawiać z Bellą. Chociaż obeszłam teren trzy razy nigdzie nie spotkałam żadnej Alfy. Z tego, co 
udało mi się usłyszeć z rozmowy Ice'a i Rena wywnioskowałam, że Mac opuścił obóz jakiś czas temu, a Ren poszedł zaraz za nim. Teraz zniknął też Ice. Znalazłam go nad rzeką, kilkaset metrów od miejsca, w którym w tej chwili przebywali członkowie wszystkich Watah. Stał oparty o drzewo, wzrok miał 
skierowany na płynącą wodę, ale jego myśli zdawały się być zupełnie gdzie indziej. - Bu - wyrwany z zamyślenia Ice aż podskoczył, kiedy zakradłam się do niego. - Hebi... - Hah, przepraszam, ale wyglądałeś strasznie poważnie...Czy coś się stało? - zaniepokoiłam się. Blondyn spojrzał na mnie, na jego twarzy pojawił się blady uśmiech, który zaraz zniknął. - Chodzi o rozstanie z Bellą? - spytałam trochę nieśmiało, kiedy milczenie przedłużyło się. - Nie...Może trochę, ale...- chłopak westchnął - Pierwszy raz zabiłem człowieka - wymamrotał w końcu. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zabijałam już wielokrotnie, nie było to dla mnie niczym niezwykłym, tak zostałam wychowana, ale nadal pamiętałam moment, kiedy zrobiłam to po raz pierwszy, więc rozumiałam Ice'a. - Ice...- zaczęłam, chociaż sama jeszcze nie do końca wiedziałam, co chcę powiedzieć. Zastanawiałam się, czy Alfa Wody czuje się winny czy może po prostu jest w szoku. Nigdy nie byłam dobra w dobieraniu słów, zawsze mówię po prostu to, o czym myślę - Nie zrobiłeś nic złego...Broniłeś przyjaciół, prawda? Ice przez chwilę wpatrywał się we mnie błękitnymi oczyma. Nie do końca wierzył w moje słowa... - Hebi, ja... Zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, podbiegłam do niego i objęłam go ramionami. - Nie zrobiłeś nic złego, słyszysz? - powtórzyłam patrząc mu w oczy - Wszyscy zabijaliśmy, my i oni! Ale my nie jesteśmy tacy jak oni...Robimy to dla przyjaciół, dla wszystkich, 
na których nam zależy, a oni...-nawet nie zauważyłam, kiedy mój głos zaczął drżeć - Przestań o tym 
myśleć, bo stracisz z oczu to, co naprawdę jest dla ciebie ważne! Ice był wyraźnie zdziwiony moją reakcją. Teraz jemu odjęło mowę. Po chwili zaczął się śmiać, najpierw cicho i niewyraźnie, potem coraz głośniej. - Co? - znów dziwiłam się ja. - Nic...- chłopak odwzajemnił mój uścisk - Jesteś słodka... - Co?! - zaczerwieniłam się, udając oburzenie - Nie jestem słodka! Ja się tu staram powiedzieć ci coś budującego, a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz! Ice nadal się śmiał i przytulił mnie do siebie mocniej, obejmując mnie silnymi ramionami. W końcu też 
nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Chwilę później, gdy już oboje się uspokoiliśmy, wróciliśmy do reszty. - Patrz - Ice wskazał palcem na małe zamieszanie, jakie zrobiło się przy "wejściu". Podeszliśmy bliżej, żeby zorientować sie w sytuacji. - Ren! Sol! - Ice, który był ode mnie sporo wyższy, pierwszy rozpoznał nowoprzybyłych w tłumie. Przecisnęliśmy się między zgromadzonymi, żeby znaleźć się przy nich. Oboje wyglądali na 
wykończonych i przybitych. Ice od razu podbiegł do Alfy Powietrza i zasypał go pytaniami. Powoli się do nich zbliżyłam. Czułam jak moje serce raz gwałtownie przyśpiesza, a raz zwalnia, niemal się zatrzymuje. Rozglądałem się po twarzach wszystkich zebranych, patrzyłam to na Rena, to na Sol, oglądałam się nawet za ich plecy. "O co chodzi?" myślałam "Co się dzieje?" - Ren...- zaczęłam, mój głos był zachrypnięty - Gdzie...jest...Mac? Kiedy spojrzał mi w oczy zobaczyłam w nich to, czego najbardziej się bałam. Na zmianę robiło się 
zimno i gorąco. W czarnych oczach Rena było pełno czegoś, czego nie chciałam widzieć, a on sam 
wyglądał na zmęczonego i znacznie starszego niż był naprawdę. Poczułam jak coś przewraca mi się w żołądku, a serce wali o klatkę piersiową, prawie ją rozsadzając. Nagle to wszystko ustało, przestałam 
czuć cokolwiek. Zdawało mi się, że wypełnia mnie pustka. Tak, to dobre określenie. W środku byłam jak porcelanowa lalka, zupełnie pusta. O niczym nie myślałam, nic nie czułam. Tak 
jakbym straciła cząstkę siebie. Nikt już nie musiał nic mówić, zrozumiałam. - Hebi...- jakby z oddali słyszłam czyjś głos, nie byłam w stanie nawet stwierdzić do kogo należał - Tak mi przykro... (Ktoś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz