środa, 2 lipca 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Byłam zmęczona i zdezorientowana. Do końca nie wiedziałam co się ze mną dzieje i czy to dzieje się naprawdę. Otworzyłam szeroko oczy. Wcześniej były zemglone przez łzy, a teraz widziałam wszystko tak wyraźnie. Jakbym się na nowo narodziła. To było cudowne uczucie. Lecz nie trwało ono długo. A miałam nadzieję, że wreszcie uwolniłam się z krainy wiecznego smutku. Cóż to jednak nie nastąpi tak szybko. Zauważyłam, że Peeta przybliża się do mnie, tak jakby chcąc mnie pocałować. Nie chciałam go zranić, ale nie mogłam się zgodzić. - Przepraszam, ale jeszcze nie teraz.- rzekłam do chłopaka, który był ode mnie zaledwie kilka centymetrów dalej. Fakt, potrzebowałam teraz kogoś, kto by mnie wspierał. Ale nie chciałam robić Peecie sztucznych nadziei. Nie mogłam go okłamywać. Aktualnie nie czułam do niego nic oprócz sympatii. A to przecież nie jest wystarczający powód do tego, aby z kimś być. To przecież wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, na którą ja jeszcze nie jestem gotowa. Gdybym była to nie użalałabym się tak nad sobą po stracie Ice'a.
- Jasne, rozumiem.- chłopak odsunął się ode mnie lekko zmieszany. Było mi go szkoda. Moim zdaniem ulokował swoje uczucia w nieodpowiedniej osobie. Przecież ja nie zasługuję na niczyją miłość. Nawet nie byłam pewną czy kiedykolwiek poczuje do niego coś więcej. To było takie przygnębiające. On się tak bardzo starał, a ja nie potrafiłam tego nawet docenić. - Przepraszam. Nie chciałam zrobić Ci przykrości.- szepnęłam. Czułam się okropnie. To było takie żenujące. On mnie naprawdę kochał, a ja straciłam wiarę w prawdziwą miłość. Obawiałam się, że już więcej nikogo nie pokocham. Szczerze, po prostu ze strachu. To, że nie kocham Peety w taki sposób, jaki on by chciał nie jest oznaką zemsty. Ja go nawet dobrze nie poznałam.
Chociaż wątpię, czy to w ogóle coś da. Peeta cały czas patrzył w dal. Ciekawość nie dawała mi spokoju. - Co ja sobie myślałem.- zaczął w końcu. Kompletnie nie rozumiałam co on ma na myśli. Chyba dość mocno go skrzywdziłam. - O co chodzi?- zapytałam zdziwiona. - Taka wspaniała osoba jak ty, nie mogła pokochać takiego nieudacznika jak ja.- dokończył.
Że niby co?! To on tak to odebrał. Widać, że ten człowiek ma nierówno pod sufitem. - Nie oto chodzi Peeta.- spojrzałam mu w oczy. - Ja po prostu jeszcze nie jestem gotowa.- nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale pocałowałam go w policzek i odeszłam. Na pożegnanie szepnęłam jeszcze - Zobaczymy się na pewno. Obiecuje.- pogłaskałam go po włosach i biegłam ile sił w nogach. To wszystko mnie przerosło. Nie potrafiłm sobie z tym poradzić. Byłam bezsilna. Teraz było mi głupio. Bardzo głupio.
Nie powinnam go tam zostawiać. Zachowałam się jak idiotka. Zastanawiałam się czy on dalej tam jest, czy ucieka żeby być jak najdalej od tej wariatki. Ode mnie. Wróciłam jak najszybciej. Kiedy zobaczyłam, że Peeta nadal tam jest kamień spadł mi z serca. - Przepraszam!- krzyknęłam. Rozpłakałam się i przytuliłam go mocno. (Peeta?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz