sobota, 5 lipca 2014

Opowiadanie gościnne od Lidii (wojowniczka Rady)

Ten cholerny wilkołak ze wścieklizną się na mnie rzucił. Jakże przewidywalna reakcja...Ivalio chyba zapomniał, że wojownicy w Arkadii są najlepsi właśnie dlatego, że potrafią przewidzieć każdy, nawet najmniejszy ruch, i każdy z nich obrócić na swoją korzyść.
Zaśmiałam się krótko, kiedy zobaczyłam w jego oczach tą cudowną desperację i pewność, że wygra, po czym odskoczyłam zwinnie na bok, sprawiając, że wilk wpadł na kamienną rzeźbę za moimi plecami.
Otrząśniecie się z szoku po zderzeniu zajęło mu jakieś kilka sekund, w ciągu których chyba próbował się skontaktować telepatycznie z siostrą, ale co do tego nie miałam pewności i mogłam tylko podejrzewać. Na moje szczęście i nieszczęście poskąpiono mi daru telepatii. Czasami przeszkadzało, czasami pomagało.
Podjęłam błyskawiczną decyzję i wycelowałam moje latające ostrze w sam środek pleców wilka, który jednak zmienił pozycję, zakrywając przede mną swoją siostrę. Nie wiem czemu to zrobiłam - może wzięło nie sumienie- ale schowałam ostrze z powrotem do pochwy przy moim pasku.
~Poddaj się~ Wydaje mi się, że w tamtej chwili chciałam załatwić to polubownie.
~Dostałaś już moją odpowiedź~ Warknął i rzucił się na mnie, ale ja zgrabnie uniknęłam cisu w stalowym ciele wilka. Tego się nie spodziewał.
W plątaninie kłów i pazurów i tak wygrywałam. Wojownicy mają świetne, wręcz genialne powiedziałabym, przygotowanie. Jesteśmy przygotowani na wszystko, ale jednak mimo wszystko zdarzają się sytuacje, w których można nas pokonać. Takich sytuacji boi się każdy z nas. Bo oznaczają śmierć. Nie mogę powiedzieć, że bałam się Ivalio. Jego sposób walki był iście żałosny...Dopóki nie użył swojej śmiercionośnej mocy rzucania we mnie strzał lodowych. Uniknęłam pierwszej serii, ale Ivalio kompletnie zdezorientował mnie, łapiąc mnie zębami za szyję- co swoją drogą nic nie dało.
Wyrzucił mnie w powietrze tak, że uderzyłam plecami o ścianę. Zmieniłam postać i powoli zsunęłam się na ziemię. Po moim kręgosłupie popłynęła strużka krwi, podobnie jak z ust. Nie zwróciłam na to większej uwagi i jakimś cudem podniosłam się do pozycji stojącej. Bolało jak cholera, ale ból jest częścią walki.
Wyciągnęłam miecz, nie miałam tyle siły, żeby znów zmienić postać. Ledwo zdążyłam zadać cios, znów zostałam przybita do ściany. Chłopak w swojej ludzkiej postaci patrzył na mnie dziwnie, trzymając w dłoni miecz. Nie wiem, czy bardziej wkurzyło mnie to, że ten amator trzyma w ręku broń, czy to, że udało mu się po raz drugi wykorzystać moment mojej słabości. Wpadłam w gniew i ostatkiem sił wycelowałam w niego ostrze.
-Nie myśl, że tak łatwo wygrasz-warknęłam, przepełniona furią. Moje ciało znów nabrało sił. Byłam gotowa go zabić, nawet gołymi rękami. Moja moc skupiania w sobie metalów, zaczęła znów budować na mojej skórze- tym razem ludzkiej- metalową tarczę. I wtedy ten szczeniak zrobił to, czego tak bardzo się obawiałam. Z jego ręki pobiegł lodowaty strumień, zamrażając mnie na zewnątrz. Widziałam wszystko przez cienką warstwę twardego jak stal lodu, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Krew w moich żyłach zaczęła gęstnieć i płynąć coraz wolniej...Zimno zabijało mnie powoli i systematycznie, a ból był nie do zniesienia. W potwornych męczarniach patrzyłam jak Ivalio podchodzi do klatki z siostrą. Wiedziałam, że jej nie otworzy, ale i tak świadomość, że mnie pokonał była miażdżąca.
Wszystkie moje mięśnie były unieruchomione, a mogę przysiąc, że po moim policzku spłynęła łza. Zamarzła w połowie drogi do podbródka i wtedy zdałam sobie sprawę, że należy do mnie. I że byłam tylko kolejnym pionkiem w grze Alexiusa. Kolejnym, który stracił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz