Sama się sobie dziwiłam, że potrafiłam pokochać kogoś tak szybko. Jeszcze kilka dni temu uważałabym to za niemożliwe i niewykonalne. A teraz..tańczyłam z Peetą na skałach ponad wodospadem. To jak się zachowałam w stosunku do niego było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, po prostu czułam, że go kocham. Zawsze go kochałam. Tylko pojawił się w moim życiu zbyt późno, a wcześniej na na mojej drodze stanął wysoki, umięśniony blondyn o uwodzicielskich oczach. To jednak nie była prawdziwa miłość. Byłam cholernie głupią idiotką oczerniając Ice'a o zranienie mnie, kiedy on tak naprawdę pokazał mi drogę do prawdziwej miłości. Nasz związek nie miał prawa istnieć, skoro oboje nie kochaliśmy się w ten konkretny sposób. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno. Spojrzałam Peecie prosto w oczy. Zobaczyłam w nich samą siebie. Zaniedbaną, brudną, w potarganych ubraniach. Ale cóż, w końcu już kilka dni włóczę się po lesie. Nie ważne było to jak wyglądam, ważne, że zobaczyłam jak on na mnie patrzy, jak w jego oczach szaleje ogień, kiedy mnie widzi. Właśnie ten ogień otrzymuje ode mnie nazwę " miłość ". Nie wątpię, że w moich oczach również tańczyły iskierki, ale nie przejmowałam się tym. Słońce zaczęło powoli znikać za horyzontem. Świadomość tego, że będę musiała się z nim rozstać, nie wiadomo na jak długo nie dawała mi spokoju, ale wyrzuciłam ją z moich myśli i przytuliłam Peetę mocno. Nie otwierałam oczu. Byłam zbyt szczęśliwa, by chcieć cokolwiek zmienić, choćby jeden drobiazg. Jedyne, co teraz do mnie docierało to : szum wodospadu, szmer naszych oddechów i miarowe bicie naszych serc. Oddaliłam się trochę i spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. Nie chciałam się z nim rozstawać, lecz musiałam. Ściemniało się, a tu nie jest bezpiecznie. Szczególnie podczas trwania wojny z Radą. Poza tym ja panicznie boję się ciemności, gdy jestem sama.
- Przykro mi, ale musimy się pożegnać.- to ostatnie słowo ledwie przeszło mi przez gardło.
- Na zawsze?- zapytał smutny.
- Oszalałeś?!- zdziwiłam się, skąd takie pytanie przyszło mu do głowy.- Szczerze..nie wiem na jak długo, ale pewnie zobaczymy się jutro.- uśmiechnęłam się, chcąc poprawić mu nastrój.
- Obiecujesz?-podszedł do mnie bliżej.
-
- Nie mogę..-spuściłam wzrok.- Ale mogę Ci obiecać, że będę tęsknić.- spojrzałam w górę.
- Odprowadzę Cię.- Peeta chwycił mnie za rękę i ruszył w drogę skąd przyszliśmy, jednak ja nie ruszyłam się z miejsca.
- Nie będę ryzykować Twojego życia dla kilkunastu minut spaceru.- wskazałam na prawie zagojony nos.
- Jak wolisz..- krzywo się uśmiechnął.- Ale nie martw się, już niedługo się zobaczymy.- przytrzymał mnie za brodę.- Zaopiekuj się moim sercem, zostawiłem je przy tobie.- pocałował mnie ten ostatni raz i puścił moją rękę. Ja za to ruszyłam do przodu. Odwróciłam się i pomachałam mu. Gdy weszłam do lasu mój uśmiech zniknął. Przeraziłam się. Tu było zupełnie ciemno. Kompletnie nie wiedziałam, w którą stronę mam iść, a szelesty wokół zupełnie mi nie pomagały. Biegłam, przestraszona przed siebie. Jednak ciemność nie pozwalała mi patrzeć pod nogi. Potknęłam się o coś. Upadłam. I chyba zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz