poniedziałek, 14 lipca 2014

od East'a

 Dałem się całkowicie ponieść, nie dbając nawet o to, co czuła moja ofiara. To było tylko ludzka potrawka, na którą ja tak cierpliwie się naczekałem. Miałem prawo, by w końcu porządnie się najeść. Ten nieustanny głód czasami był już nie do zniesienia. A dla mnie człowiek w sumie był nikim. Tak samo nie płonąłem miłością do tych cuchnących stworzeń - wilkołaków.
 W ustach czułem słodki smak kobiecej krwi. Daniela nawet nie krzyczała. Nie wpuściłem jej do krwio obiegu wielkiej dawki jadu, który sprawiałby jej przyjemność, tylko tyle, by nic nie czuła. No aż takim zwierzęciem nie byłem, by lubować we wrzaskach płci pięknej. Tego wymagało ode mnie na przykład dobre wychowanie.
 Mocniej wbiłem kły w opaloną szyję modelki, otwierając w jej ciele kolejne rany. Uwielbiam to uczucie władzy nad czyimś życiem. Tylko ode mnie zależy, czy zostawię to naczynie puste, czy coś w nim zostawię. Choć czasami nie potrafiłem tego kontrolować. Ciągle byłem najmłodszym członkiem rodziny i kontrola przychodziła mi z trudem. Byłem też bardziej wyczulony na ludzkie zapachy. Zwyczajnie ich nie ignorowałem, a bracia, no cóż. Kazali mi nad sobą panować. Może dlatego, że zwykle otaczali mnie taką wielką opieką, tak dawno u nich nie byłem.
-Wendy. Moja mała Wendy. Nie chcę umierać.- Do moich uszu doszedł slaby szept kobiety. Mój umysł ciągle zamglony był nową dawką krwi. Nie umiałem się opanować. Niczym pijawka piłem i piłem, wczepiony w swój obiad. Wendy? Dziecko. Z niechęcią puściłem ciało Danieli, pozwalając mu opaść bezwładnie na poduszki. Nie mogłem jej zabić. Ma dziecko. Zazgrzytałem ze złości zębami. Czy mógłbym coś takiego zrobić tej małej? Chyba nie. Ech. Jestem za miękki.
 Przejechałem palcem po szyi kobiety i zlizałem z opuszka ciepłą kroplę. Przeciągnąłem się niczym kot. Najchętniej teraz bym się gdzieś położył, zwinął i zasnął.
- Nie chcę umierać...
- Nie martw się. Nie umierasz. Przynajmniej jeszcze nie.- Prychnąłem i wyszedłem z Salonu. Niemalże wpadłem na przestraszoną dziewczynkę, stojącą w progu.
- W-wujku. Co się stało mamusi?- Spojrzała na mnie oczami pełnymi trwogi. Czyżby w końcu zaczęła się bać?
- Śpi. Lepiej jej nie budź do rana.- Uśmiechnąłem się do Wendy wrednie i odwróciłem się od niej z zamiarem odejścia.
-Jeśli coś zrobiłeś mamusi to tato cię zabije!- Wykrzyczała dziewczynka. Spojrzałem na nią przez ramię.
-Nic takiego jej nie zrobiłem. A mogłem zrobić. Lepiej posłuchaj mnie mała i idź spać.- Nie wiedziałem dlaczego na nią nie syknąłem. Ani nie uderzyłem małą o ścianę. Ten sentyment do Wendy był, według mnie, głupi. Kolejna oznaka słabości.
-A-ale. Ona się obudzi, prawda?- Dziecko spytało się mnie o to drżącym głosem. Widziałem w tych błękitnych oczach pierwsze łzy.
- Oczywiście, że tak. Daję ci słowo, że się obudzi.- Przyrzekłem i potargałem Wendy włosy.- Nie martw się. Nie jestem przecież taki zły. Nawet bym ci pomógł, ale już znikam. Trzymaj się, mała.-  Odwróciłem się od niej i niemal rozpłynąłem się w mroku, wybiegając moim nadludzkim tempem z tej dziwnej willi.
 Czemu obiecałem coś tej małej dziewczynce? Co mnie wzięło? Echh, te ludzkie uczucia. Jak ja nie lubię tych istot. Takie one ... kruche.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz