Miażdżące uczucie paniki i strachu kołatało się w moim żołądku jeszcze zanim Ren otworzył usta.
-Mac nie żyje. Zabił go Alexius.-Powiedział cicho, opanowanym do perfekcji głosem wojownika. Patrzył na coś, co znajdowało się za mną. W czarnych oczach Alfy był żal i dopiero wtedy zrozumiałem na co patrzy. Odwróciłem się do Hebi, wpatrującej się z szeroko otwartymi oczami w Rena. Wydawała się taka krucha...
-Hebi...Tak mi przykro- Wiedziałem, że te słowa nic nie znaczą, że są puste same w sobie, bo nic nie oddałoby tego, co chciałem jej przekazać, ale mimo wszystko wypłynęły z moich ust.
Dziewczyna spojrzała na mnie rubinowymi oczami, w których zamigotały łzy i rzuciła się prosto w moje ramiona, wtulając twarz w moją pierś, gdy zaczęła cicho szlochać. Bez słowa objąłem ją ramieniem i położyłem brodę na jej włosach, kołysząc lekko.
Nigdy nie lubiliśmy się specjalnie z Macabrem, ale jego śmierć była dla mnie szokująca i smutna. Wolałem nawet nie myśleć, co czuje teraz Hebi. Nie zdążyła się nawet z nim pożegnać...
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Prawie każda osoba obecna w jaskini gapiła się na nas ze współczuciem. Członkowie watahy ognia błądzili pustymi spojrzeniami po ścianach, powoli godząc się ze stratą swojego Alfy. Byli spłoszeni, zagubieni i niepewni, jak każde stado po śmierci swojego wodza. Teraz ich Alfą mógłby zostać Alexius- gdyby tylko tego zażądał- bo to on pokonał ich przywódcę. Takie było prawo... Nawet o ile je znali, wiedzieli, że Alexius na pewno nie pomyśli nawet o tym szczególe. I wiedzieli, że Alfę będą musieli wybrać lub się nią stać. Niepotrzebne nam potyczki o władzę pomiędzy członkami stada, więc to my wybierzemy Alfę Watahy Ognia. Ren się tym zajmie.
Nie mogłem już znieść tych wszystkich spojrzeń i wziąłem Hebi na ręce. Nie zaprotestowała i przypominała szmacianą lalkę z pustym, pełnym bólu spojrzeniem, kiedy niosłem ją korytarzem, ignorując spojrzenia gapiów. Wtuliła się w moją szyję i zasnęła. A przynajmniej tak myślałem, dopóki nie położyłem jej na materacu w jednym z wolnych pokoi i miałem już wychodzić, a ona wciąż z zamkniętymi oczami złapała mnie za rękę.
-Nie zostawiaj mnie samej, Ice...Proszę...-Jej głos był cichy i słaby. Prawie rozdzierał mi serce...
-Nigdzie się nie wybieram.-Uśmiechnąłem się mimowolnie i położyłem się obok, odruchowo obejmując ją ramieniem.-Prześpij się. Cały czas będę przy tobie.
-Wiem.-Złapała mnie za rękę, próbując ukryć kolejne łzy, płynące po jej policzkach.
-Dobranoc, Hebi.-Pocałowałem ją w czoło, wiedząc, że ta noc nie będzie dobra, a koszmary tylko czekają, by nękać ją w snach...Straciła dzisiaj więcej niż każdy z nas i podziwiam ją za to, że się nie poddała. Obiecałem Mac'owi ją chronić i zamierzam tą obietnicę spełnić. Nawet jeśli będę musiał walczyć z upiorami...
Milczeliśmy przez chwilę, nasłuchując rozmów wilków za ścianą, a potem...Zasnęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz