wtorek, 24 czerwca 2014

(Wataha Ziemi) od Peeta

Po śmierci brata czułem pustkę. Czułem samotność. Nie mogłem już wytrzymać wzroku ludzi którzy przechodzili obok mnie. Gapili się, jakby zobaczyli kogoś... nie, to złe określenie. Jakby zobaczyli coś, czego świat nie stworzył, czego oni nie znali. W sumie mieli racje. Byłem inny. Nie chciałem tego. Postanowiłem skończyć z tym. Pomyślałem „ Hodwert to nie miejsce dla mnie”. Poszedłem do bliskiego lasu z liną i starym krzesłem. Jak to las, był zapchany drzewami. Wybrałem uchylonego dęba. Przygotowałem linę. Już byłem gotowy by to zrobić, lecz strach przed śmiercią ściskał mnie w brzuchu. 
– Nie mogę się bać śmierci. Przecież to głupie. - Powiedziałem sam do siebie.
Więc wyszedłem na krzesło, założyłem linę na szyję i już miałem się zabić, lecz nie sprawdziłem czy lina jest wystarczająco mocna. Urwała się. 
– Szlak! – krzyknąłem. Miałem już iść po drugą linę, aż tu nagle pojawiło się dziwaczne światło. Popatrzyłem się na to światło z zdziwieniem. Chciałem dotknąć go, ale ono ciągle się oddalało. Miałem wrażenie że chce mi coś pokazać, więc biegłem za nim. Iż byłem szybki, bez trudu dotarłem w miejsce gdzie zaprowadziło mnie to światło. Zdyszany rozejrzałem się. Byłem w wielkim szoku! Nie mogłem uwierzyć, że to miejsce istnieje. Że Nieme Góry istnieją. Brat mi opowiedział o tym miejscu. Mówił że tam był, ale uciekł. Myślałem że to bajka. Myliłem się. Nagle zobaczyłem dziewczynę. Nie mogłem wzroku oderwać! Była tak piękna. Lecz czułem że coś ją gnębi. Próbowałem czytać jej w myślach, lecz nie mogłem. Tak jakby jakiś mur stał przed nią. Podeszłem do niej. Ona tym bezbronnym wzrokiem spojrzała na mnie.
- Bitwa skończona! Nie chce Cię zranić. – wykrzyknęła. 
- Ej ej, spokojnie. Ja nie jestem z żadnej bitwy... Jestem nowy... Chyba. – odparłem natychmiast. 
- A, przepraszam. Myślałam... 
- Wiem – szybko jej przerwałem, gdyż wiedziałem, co ma zamiar powiedzieć. 
- Heh, szybki jesteś. – Odparła z lekkim uśmieszkiem. Ja również uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią. Chociaż uśmieszek zakrył jej smutek, czułem że to tylko „maska” na jej twarzy. 
- Jak masz na imię – Spytałem. 
- Isabella – odpowiedziała. – Znaczy, możesz mówić do mnie Bella. 
- Dobrze. Piękne imię. –odparłem. – Z resztą jak i cała ty – szeptem do siebie. 
- Co? Bo nie zrozumiałam. – Zapytała. 
- A nic nic. – odparłem. 
- A ty? Jak masz na imię? – Zapytała tym miękkim głosem.
- Peeta. Uśmiechnęła się. 
( Bella? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz