sobota, 21 czerwca 2014

(Wataha Wody) od Ivalio

Ciemność celi. Czarny mrok. Chłód stali. Ból poranionego ciała. Zapach metalicznej krwi. Skrzek hybryd.
 Powoli otworzyłem oczy. Nawet ten ruch mnie zabolał. Czułem się tak, jakby mnie obdarli ze skóry. Nie chciałem siebie teraz oglądać. Leżałem na stalowym podwyższeniu w klatce. Podziemie. Nawet myślenie mnie bolało. Sol nie odpowiedziała. Czy naprawdę znalezienie mojej siostry może mnie uratować od ogromu cierpienia? Czemu miałbym ją wydać? To krew z krwi mego rodu. Naszego rodu. Jesteśmy ostatni… Czemu nie odziedziczyliśmy po rodzicach magicznego głosu? Czemu…
 Moje myśli powoli lawirowały pośród różnych tematów. Nie mogłem się skupić na niczym konkretnym. Nie miałem tyle siły. Czułem się tak, jakby każda część mnie była z ołowiu. Nawet rzęsy były za ciężkie.
 Mój wzrok zogniskował się na chwilę na moich białych, półdługich włosach posklejanych czarną krwią.
 Jestem zwierzęciem.
 Powieki opadły ciężko. Już nawet nie próbowałem ich otworzyć…
                                                                 * * *
-Sol, nie uciekaj! – Krzyczę radośnie, pędząc lasem za siostrą.
 Mała śmieje się wesoło. Mam dopiero 9 lat, ona 8. Zawsze się ze sobą bawiliśmy. Ona taka delikatna, ja taki zacofany.
-Sool!-  Zawyłem ku niebu, udając że już nie mam siły biec. Opadłem w liście, zamykając oczy w teatralnym omdleniu. Czuję jak ktoś mnie tyka w bok.
-Ivo?- Białowłosa pyta cicho zaniepokojonym głosem.- Żyjesz?
-Wiesz, nie, właśnie umarłem. – Parsknąłem śmiechem, zrzucając ją z siebie i zaczynając ją gilgotać.- A masz za uciekanie, siostrzyczko!
 Dziewczynka wije się pode mną ze śmiechem.- Przestań! Przestań! Bo będę płakać!
 Oboje się śmiejemy, kładę się obok niej, przyglądając się jej twarzy.
-Co się tak patrzysz?- Spytała, marszcząc zabawnie nos.
- Podziwiam tylko moją słodką, młodszą siostrzyczkę.-Wyszczerzyłem się złośliwie, na co Sol parsknęła rozbawiona.
-Zaśpiewamy razem? Proszę, braciszku!- Patrzysz na mnie błagająco, a ja nie mogę się nie zgodzić. Złączam nasze dłonie.
-No dobrze, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć!- Pogroziłem jej palcem przed oczami, na co ona zareagowała uśmiechem pełnym szczęścia.
 Zaczynam cicho nucić, a ona się do mnie dołącza. Powoli nasza pieśń staje się pewniejsza, pełna marzeń, wzniesień, radości. Śpiewamy w duecie, przeszczęśliwi. Jeszcze nic nas nie rozdzieliło. Tylko ze sobą jesteśmy tacy radośni. Przy innych jesteśmy samotni. Inni nas nie chcą. Ale teraz… Mamy swój śpiew.
 Dookoła nas wyłaniają się zaciekawione zwierzęta. Jeszcze nie mamy w pełni wykreowanych mocy, a nasz śpiew łączy nasze serca i umysły, i myśli. Chociaż przez chwilę możemy być jednym.
 Zamykamy oczy. Nasze włosy wirują nam wokół twarzy, a z ust naszych płynie przecudna muzyka.
 Nasza muzyka.
                                                                    * * *
 Czyjaś cicha obecność wybudza mnie z krainy marzeń sennych. Patrzę półprzytomnie w ciemność. Powoli, acz z trudem znajduję wśród ciemności męską sylwetkę. Nie wiem co ze mną teraz zrobią, ale już się nie boję. Nie chcę umierać, ale za Sol umrę.
~Robię to dla ciebie, Sol~ Wysłałem siostrze spokojną myśl. ~Pamiętasz, jak śpiewaliśmy w lesie? Chcę, żebyś znowu się tak cudownie uśmiechała.~ Zamilkłem, nie wiedząc nawet, czy siostra mnie słyszy.
~Ivo?~ Słyszę zaniepokojone pytanie. Siostra?
~Cześć, Sol.~ Odpowiadam ledwo dosłyszalnie. Nie mam siły na głośniejszy przekaz. Niemalże czuję jak stara się mnie dosłyszeć.
~G-gdzie jesteś, braciszku? Co się dzieje? Kto ci to zrobił?~ Spadł na mnie grad pytań. Chyba próbowała mnie namierzyć myślowo. W końcu jej telepatia była naprawdę silna. Poczułem pełnię spokoju. Mogłem chociaż ją słyszeć. Chociaż tyle.
~Nie martw się. Jestem u Rady. Alexius.~ Odpowiadam słabo.~ Nie szukaj mnie. Nie mogą cię złapać.~
 Na dłuższy przekaz nie miałem siły…
                                                                  * * *
 Poczułem ukłucie w ramię. Stęknąłem cicho. Gardło miałem zdarte do krwi. Nie mogłem mówić.
 Poczułem dziwne otępienie, które sprawiło, że przestałem odczuwać ból. Otworzyłem powieki. Glenn. Byłem powoli opatrywany. Jego ręce przemykały po moim ciele, przemywając rany. Dlaczego? Czyżby przygotowywał mnie do dalszych tortur? Czyżby znowu miał mnie odwiedzić Alexius? On zapewne to zrobi, ale myślałem, że zrobi to nieco później, gdy już zdążę ochłonąć. Zapewne się myliłem.
 Spojrzałem na zielonookiego pytająco. Co się działo?


(Glenn? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz