Mimo iż wygraliśmy dopiero jedną bitwę, czułam się kurewsko zadowolona z siebie. Nie dlatego, że zabiłam tych ludzi, ale dlatego, że potrafiłam przytrzymać kogoś przy życiu. Bellę. Ta biedna dziewczyna tyle przeszła. Musiałam przyznać, że znakomicie maskowała swoje prawdziwe uczucia i była naprawdę dobrym kłamcą. Ten chłopak ją kiedyś wykończy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ilekroć razy ją spotkałam to on właśnie od niej odchodził, a ona była smutna. Tak rzadko widziałam na jej twarzy uśmiech, że zapomniałam już jak on wygląda. Kiedy odszedł od niej ten pierdolony idiota, szybko do niej podeszłam, bo wiedziałam, że dobry stan jej psychiki nie będzie trwał długo. Miałam rację. Bella była cała roztrzęsiona i w oczach miała łzy, które kiedy podeszłam zaczęły płynąć strumieniami po jej policzkach. " A to skurwysyn " - pomyślałam i przytuliłam się do niej. Po chwili spojrzałam jej w oczy i wytarłam z jej twarzy łzy.
- Ktoś bardzo mądry powiedział kiedyś : " Nikt nie zasługuje na Twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje, na pewno Cię do nich nie doprowadzi ".- uśmiechnęłam się blado.- Przekonasz się kochanie, że trzeba puszczać niektóre rzeczy po prostu dlatego, że są ciężkie.- położyłam Belli rękę na ramieniu.
- Dziękuję.- odezwała się w końcu.
- Za co?!- zapytałam lekko zaskoczona.
- Za to, że nie pozwoliłaś mi umrzeć. Wiesz...bez względu na to jak bardzo mogę mieć poharatane serce, zawsze będę wdzięczna za to, że bije.- uśmiechnęła się. Byłam pewna, że był to szczery uśmiech oraz, że był to najpiękniejszy uśmiech jaki dotąd widziałam.- Nie będę Wam przeszkadzać.- puściła do mnie oczko i odwróciła się żeby odejść. Zobaczyłam, że,w naszą stronę podąża Devon.
- Zostań.- chwyciłam ją za rękę.
- Katniss...czas szybko płynie, ludzie w Twoim życiu pojawiają się i znikają. Nie przegapiaj okazji, by powiedzieć im jak dużo dla Ciebie znaczą.- byłam w szoku. To nie była już ta sama Bella. Ona teraz ot tak, cieszyła się życiem.
- Coś się stało?- poczułam ciepło dłoni na swojej talii. Devon.
- Zaskoczyła mnie.- odwróciłam się do niego przodem.
- Oj kotku, ona po prostu pokazuje, że potrafi radzić sobie sama.- przyciągnął mnie bliżej do siebie.- Ty też byś mogła.- zaśmiał się cicho.
- Dzięki!- wyrwałam się z jego uścisku i zlustrowałam go spojrzeniem.
- Oj nie gniewaj się. Żartowałem.- zbliżył się i pocałował mnie delikatnie.
(Devon?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz