czwartek, 5 czerwca 2014

(Wataha Wody) od Ivalio

Otoczyli nas. Wszędzie członkowie Rady. Niektórych znałem, innych nie. Może to dlatego, że nie wszyscy brali udział w eksperymentach? Nie pilnowali mnie? No cóż. Lepiej nie wnikać. Do mojej szyi było przyciśnięte zimno lśniące ostrze.
Niedawno pokonałem czarownicę, która, no cóż, już nie żyła. Posłałem wilczycy mroźne spojrzenie.
Wszyscy zostali wyrzuceni w powietrze. Błyskawicznie się odwróciłem i zmieniłem w wilka. Kobieta, ta sama, która jeszcze przed chwilą stała koło mnie, została zamrożona. Rozbiłem ją w szklane, krwawe odłamki, które rozsypały się po ziemi.
 Znowu byłem człowiekiem. Temperatura opadła. Starałem się trzymać wokół moich przyjaciół ,,bańki,, do których nie docierało to zabójcze zimno. Dzięki temperaturze lekko spowalniałem ruchy wilków. Szron pojawiał się na ich ciałach, krępując ruchy.
 To spowolnienie z pewnością mogło pomóc.
 Przede mną stanął zielonooki chłopak.
- Witaj, dzieciaku. – Rzucił do mnie ciemnowłosy. – Jestem Glenn – Przedstawił mi się i zaatakował. Z wysiłkiem się skupiłem na tych słowach i myślach. Musiał być nowy, nie pamiętałem go...
Chłopak ruszył ramieniem i w moim kierunku pomknęły dziwne lotki, zaostrzone na końcu. Widziałem dziwne zielone krople na igłach, którymi były zakończone te dziwne pociski. Miały taki sam kolor jak intensywnie zielone oczy chłopaka. Musiał być nowy..
 Otoczyłem się  lodową barierą. Jednak zaraz ją opuściłem, gdy tylko lotki się od niej odbiły. W moich dłoniach uformował się lodowy miecz. Wydawał się kruchy, jednak był zabójczy, ostry i wytrzymały. Pozory mylą…
 Rzuciłem się ku przeciwnikowi, który odbił mój atak jednym ze sztyletów z onyksami w głowicy.
 Zaczęliśmy walczyć. Mój umysł zaćmiła żądza krwi. Znowu. Czym ja się staję?
 Raz za razem musiałem odtrącać te dziwaczne pociski. Dookoła mnie wirował śnieg. Byłem zmęczony, ale adrenalina skutecznie podsycała moją moc.
 Ciągle się ze sobą ścieraliśmy. Facet był diabelnie silny, jednak moja moc mnie wspomagała, spowalniając ruchy Glenna, które przez to były opóźnione.
 W pewnym momencie, ja napierałem na niego swoją mocą, a on się cofał. Jego twarz „przyozdabiała” cienka warstwa lodu.
 Facet gwałtownie się odwrócił i odskoczył.
 Mój mroźny pocisk przeleciał koło niego, trafiając w innego mężczyznę, który akurat zmieniał postać.
 Kolejny zamrożony wilk.
 Skoczyłem za Glennem, pragnąc go zabić, jednak zamiast trafić w niego, trafiłem w tę lodową rzeźbę, która jeszcze niedawno była zmieniającym się człowiekiem. Dookoła poleciały lodowe odłamki.
 Obejrzałem się szybko dookoła, starając się dojrzeć mojego przeciwnika.
 Ten dziwny chłopak gdzieś znikł.
 Wszędzie „szaleli” inni członkowie watah. Kątem oka zauważyłem Rena, walczącego z jakąś wilczycą. Wszystko było zamazane. Powietrze boleśnie zimne, oczywiście dla przeciwników.
 Przede mną stanął mężczyzna. Szare oczy. Platynowe włosy.
 Wszystko dla mnie się zatrzymało. Zupełnie, jakbym się cofał w czasie.
 To był mój Pan.
-No proszę, więc tu jesteś, Ivo.- Jego oczy zmrużyły się w tajemniczym geście zadowolenia. Czyżby dostał to, czego chciał?
 Białe włosy lekko wirowały mi wokół głowy. Jednak nie oddałem się całkowicie mocy, strach mnie opanował. Bałem się tego mężczyzny. Tak, cholera, boję się.
 Usłyszałem świst. Nie mogłem się ruszyć, by umknąć przed tajemniczym pociskiem. Oczy Alexiusa mi nie pozwalały. Unieruchomiły. Wciągnęły. Przypominały przeszłość.
 Ból w ramieniu.
 W moim ciele tkwiła lotka. Cała igła tkwiła mi pod skórą.
 Zaczęło mi się kręcić w głowie. Słabłem. Nie rozumiałem co się dzieje.
 Trucizna?
 Pociemniało mi przed oczami. Upadłem w śnieg.
 W głowie widniała mi twarz Alexiusa. Ten jego ohydny, władczy uśmiech.
 Niee… Czułem, że moja moc zamilkła. A to oznaczało, że zostawiłem watahę bez mojej pomocy. Czy ktokolwiek to zauważy?
 Nezumi.
 Zawiodłem go. Nie powinni mnie złapać. Mój chłopak będzie się martwił.
 Nezumi.
 Sol. Nie zdołałem jej znaleźć. Jestem przegranym.
 Nie chcę, bym znowu stał się potworem…

( Ktoś? )

2 komentarze: