sobota, 28 czerwca 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

Poczułam jak Ice obejmuje mnie ramieniem. Bez słowa się w nie wtuliłam. Nie zamierzałam się z tym kryć, teraz czułam się po prostu słaba. Mentalnie wymachiwałam rękami szukając oparcia. Znalazłem je właśnie w blondynie.
 - On wróci Hebi - szepnął, żeby dodać mi otuchy, ale zdawało mi się, że się waha. Nie wierzył w to? A czy ja w ogóle w to wierzyłam? Zacisnęłam powieki starając się wyrzucić straszne myśli z głowy. I nie, Inferno nie pomagała.
 - Ice...?- zaczęłam.
 - Hm? - chłopak spojrzał na mnie błękitnymi oczami. 
- W sumie nieważne... Tak tylko sobie o czymś pomyślałam - ta myśl wypadła z mojej głowy tak samo szybko jak wpadła. Już do niej nie wracałam, ale wkrótce miałam się przekonać o tym, że wcale nie była tak absurdalna jak myślałam.
Kiedy spojrzałam na Ice'a dostrzegłam, że w jego oczach czaił się niepokój. Moja nagła zmiana decyzji widocznie nie została przyjęta ze spokojem. 
- Co się tak patrzysz jakbyś zobaczył ducha? - podjęłam próbę rozładowania napięcia - Lepiej wracajmy do reszty zanim komuś wpadnie do głowy durny pomysł. 
Blondyn uśmiechnął się łagodnie i skinął głową. Oboje ruszyliśmy w kierunku "obozu wojennego", jak Macabre nazwał tymczasową kryjówkę. Chwilowo nie toczyły się żadne otwarte bitwy (co nie wyklucza walk partyzanckich, nie widziałam paru osób), jednak wszyscy wiedzieli, że to tylko cisza przed burzą.


***

 - ŻE GDZIE, DO KURWY NĘDZY, TEN CHRZANIONY IDIOTA POSZEDŁ?!
 Ice tłumaczył Renowi na osobności pewną sprawę i mimo doskonałego słuchu byłam w stanie wychwycić tylko to ostatnie zdanie. Blondyn zaczął wymachiwać rękami i uciszać Alfę Powietrza dyskretnie wskazując na mnie. Niestety, nie dość dyskretnie. Po tym jakimi uroczymi epitetami Ren obdarzył osobę, o której tak żywo rozmawiali mogłam jednoznacznie stwierdzić, że chodzi o Macabre'a i że raczej nic mądrego nie zrobił.
Widząc, że teraz już nie odpuszczę i będę podsłuchiwać choćby ze szklanką przy drzwiach, mężczyźni zakończyli rozmowę. Zbliżyłam się do Ice'a.
 - Więc? 
- Co "więc"? - zdziwił się blondyn. 
- Gdzie "ten chrzaniony idiota" poszedł? - zapytałam naśladując głos Rena (dość nieudolnie). 
Ice westchnął. 
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Bo? 
- Bo wiem co zrobisz... 
W tym momencie najprościej byłoby określić to co zrobiłam jako "strzelenie focha". Ice to mój przyjaciel, jednak nie było mowy żeby w tym przypadku mi ustąpił. Postanowiłam, że wyciągnę to z niego inaczej.
 - Wyglądasz na przybitego - zmieniłam temat - Coś się stało? Oprócz tego, że mamy wojnę? 
Zrobiło mi się naprawdę głupio, że wcześniej tego nie zauważyłam. Chłopak naprawdę nie tryskał optymizmem, a wręcz przeciwnie. Mimo wszystko przyjął zmianę tematu z widoczną ulgą. 
Wysłuchałam historii o tym co działo się pod moją chwilową nieobecność; o zniknięciu członków Watah, o stratach i o Belli. Ta ostatnia informacja skołowała mnie najbardziej. Chwilę się zastanawiałam czy go przytulić czy dać w twarz. Ostatecznie zrozumiałam, że Ice naprawdę potrzebuje teraz wsparcia. 
- Powiem teraz najgorszą rzecz jaką można powiedzieć w takim momencie - uprzedziłam go, oplatając go rękami - Będzie dobrze... 
Kiedy podniosłem na niego wzrok ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam, że Ice uśmiecha się do mnie ciepło. Co za ironia...Jeśli jego imię miało oznaczać "lód", to ten, który mu je nadał miał nierówno pod sufitem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz