-Witaj z powrotem, Ivo. Piastuję nadzieję, że miło ci się
spało. – Patrzyłem z nienawiścią na ten sarkastyczny uśmiech, który widniał na
twarzy platynowowłosego. Ja pierdolę. Chwila nieuwagi i coś takiego.
- Popiastuj sobie coś innego.- Wywarczałem. Furia zaczęła
mnie rozpierać od środka, a jednocześnie czułem lęk. Dlaczego to właśnie On
musiał mnie kiedyś złamać? Dlaczego w moich wspomnieniach widzę go tylko jako
mojego Pana? Przecież to nie jest fair.
Z boku, ze
skrzyżowanymi rękami na piersi stał Glenn. To ten nowy chłopak. Nie
poświęciłem mu dużej ilości uwagi. Alexius stał za blisko. Przynajmniej dla
mnie.
- Oj, czyżbyś znowu zaczynał się sprzeciwiać? – Platynowowłosy
podniósł jedną z wypielęgnowanych brwi.- Nie po to dałem ci uciec, byś teraz
na nic mi się nie przydał.
Lekko drżałem
niesiony gniewem. Jak zawsze w takich momentach, temperatura zaczęła opadać.
Czując to, mój „Pan” uśmiechnął się do siebie.
- A ty, mój drogi Ivalio, jak zwykle nie potrafisz nad sobą
panować. Cyt-cyt. Nieładnie. – Pokręcił delikatnie głową.
Dla niego takie
przemówienia zawsze wiązały się z czymś takim. Traktował mnie jak nieposłuszne
dziecko, które albo zrobi to, czego on chciał, albo zostanie ukarane.
Mężczyzna
błyskawicznie do mnie podszedł i pochylił się nade mną. Położył mi swoją dłoń
na głowie. Naszła mnie ochota, by go ugryźć, tak byłoby dla wszystkich
najlepiej. W końcu go zabić. Zauważyłem jednak, że ten Nowy się spiął. Nie
chciałem znowu paść na ziemię, porażony zieloną trucizną. Nie, muszę być
ostrożniejszy.
Czułem jak Alexius szpera
mi w głowie. Zacząłem ciężej oddychać. Temperatura się podniosła. Zupełnie
jakby moja moc była zamykana.
- Hmmm, zupełnie nad sobą nie panujesz, to źle. Nie tego cię
uczyłem. Wracasz ze mną do Arkadii, mój drogi. Trzeba naprawić ten błąd.
Przeżyłem szok.
- Nie należę do Ciebie, skurwysynie! Nigdzie z Tobą nie idę!-
Warknąłem i go uderzyłem, tylko że on zrobił unik i znowu był za mną. Dookoła
mnie wysłałem uderzenie fali zimna. Glenn został posłany na ścianę oszroniony, ale niezbity. Oszołomiony chłopak podniósł się bez słowa, ocierając
rękawem krew, która płynęła z rozciętego policzka.
- Jesteś mój i byłeś mój od początku. To się nie zmieniło.-
Wyszeptał mi te słowa do ucha. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Jak on to …
? Jak on przeszedł przez mój atak bez najmniejszego szwanku. Jak … ?
* * *
Siedzę z dziwnymi rurkami
podłączonymi do krwiobiegu. Jestem zmęczony. Patrzę na miarowo wypływającą ze
mnie krew. Wszystko zbiera się w worku,
leżącym na stole. Koło mnie stoi kilku mężczyzn. Mojego Pana tu nie ma. Ci są tu tylko po to, by zapobiec mojemu
nagłemu sprzeciwowi. Zawsze było zagrożenie, że potrzeba mordu będzie
silniejsza od innych uczuć, że zacznę zabijać.
Moja krew była mi zabierana raz na miesiąc.
Tak, jak innym eksperymentom. Nie miałem pojęcia, po co memu Panu ma krew.
Przecież nie jest wampirem… Nawet gdyby był, to nie zniżyłby się do picia krwi
wilkołaka…
* * *
- Wrócisz ze mną grzecznie do domu, Ivi, czy będziesz się
opierał? – Spytał ze spokojem Alexius, ciągle stojąc za mną. Co do diabła się
dzieje? O co mu chodzi?
- Ja tutaj mam swój
dom. – Warknąłem i znowu zaatakowałem Alexiusa, ale natrafiłem tylko na
powietrze. Nie było go już tam. Jak … ?
- Glenn. – Proste imię.
- Tak, panie. – Równie prosta odpowiedź.
Ponowny ból i znowu
ciemność.
Ja nie chcę do
Arkadii.
( Alexius? Glenn? Co dalej? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz