wtorek, 24 czerwca 2014

Opowiadanie gościnne - od Glenna

-Nie ruszaj się-powiedziałem sucho do chłopaka. Hybrydy nie dały mu wytchnienia tej nocy, a na jego ciele widniało tysiące małych ranek, które zręcznie opatrzyłem.
-C-czemu to robisz?-Ciszę lochów przeciął słaby, ochrypły głos Ivalio.
-Pomagam ci.
-Czemu?
-Nie jestem potworem.-Wzruszyłem ramionami.-Ludzka krzywda nie sprawia mi przyjemności, a Rada nic dla mnie nie znaczy. Nie kocham ich i nie służę im z własnej woli. Nie mogę już dłużej wykonywać ich rozkazów. Są zbyt okrutne. Nie chcę tak żyć.-Ivalio milczał, więc kontynuowałem dalej.-Wszyscy Arkadyjczycy służą Radzie. Nie mamy innego wyboru.
Chcę to skończyć. Chcę choć raz zrobić coś dobrego....
-C-czyli?-Wyjąkał.
-Zabrałem hybrydy. Zostawię twoją klatkę otwartą i będziesz miał całą noc, by uciec. Tylko to mogę zrobić... Jeśli się zbyt wychylę, skończę jak ty.
-Jaki dziś dzień?-Zmrużył oczy i skrzywił się z bólu.
-Dzięki mimo wszystko.-Ledwo mógł mówić.
-Jesteś tu od trzech dni, Ivalio. Teraz sam decydujesz czy ty zostaniesz, czy nie. Rany powinny zagoić się całkowicie w ciągu godziny, zadbałem o to.
Mając świadomość, że popełniam największy błąd w moim życiu, podniosłem się i stanąłem w drzwiach lochu.
-Powodzenia, Ivalio.-Powiedziałem jeszcze i odszedłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz