JAK MOGŁEM NA TO POZWOLIĆ?!
Schowałem twarz w dłonie i zacząłem zastanawiać nad tym, co zrobię. Nie mam zbyt wiele możliwości, a każda ma jakiś słaby punkt...Będę potrzebował wiele szczęścia.
-Skoro żyjesz, wnioskuję, że już po bitwie i pewnie wygraliśmy.-Podniosłem głowę, kiedy ciszę przeciął głos Macabre. Chłopak opierał się o drzewo z dziwnie nieobecnym wyrazem twarzy.
-Na której nie raczyłeś się pojawić-mruknąłem i przeczesałem włosy palcami.
-Nie mogłem, musiałem odbyć poważną rozmowę z tatusiem.-Skrzywił się. Nienawidził ojca bardziej niż każdy z nas osobna.-Nie muszę ci się tłumaczyć.
-Ale pewnie czegoś ode mnie chcesz.-Uniosłem brew, lekko zirytowany.
-Bingo.-oglądnął się za siebie.- Powiedziałem Hebi, że po coś idę i zaraz wrócę, więc nie mamy dużo czasu.
-Oboje dobrze wiemy, że nie masz zamiaru do niej wrócić...Więc to TY nie masz wiele czasu, zanim sama tutaj przyjdzie.
-Punkt za spostrzegawczość.-Macabre zmierzył mnie czerwonymi oczyma.- Przyszedłem cię tylko prosić, żebyś się nią zaopiekował, kiedy mnie nie będzie. Wiem, że mogę ci zaufać, bo ci na niej zależy.
-Nie musisz mnie o nic prosić.-Zmarszczyłem brwi.-Hebi będzie bezpieczna, zadbam o to.
Alfa Ognia kiwnął głową ponuro i zerknął na zegarek.-Co dokładnie zamierzasz zrobić?
-Skończyć to raz na zawsze. System Rady musi runąć.-Wzruszył ramionami.-Chcę stanąć twarzą w twarz z tym sukinsynem i zamknąć wszystkie sprawy raz na zawsze. Chcę krwi Alexiusa.
-Gdy już będzie umierał w agonii, wbij mu sztylet w gardło i powiedz, że to od Ice'a...-Mój głos zdawał się nie należeć do mnie. Był zimny i pozbawiony emocji.- I pospiesz się, bo Hebi zaczyna się niecierpliwić.
Mac bez słowa skinął głową i zmienił postać w wilka. Dziś wydawał się być inny. Bardziej wycofany, zdeterminowany i odległy duchem...Wydawał się być kimś innym, niż w rzeczywistości. A może wszyscy jesteśmy inni? Może to wszystko nas zmieniło?
Ruszyłem powoli w stronę lasu, w której znajdowała się Hebi.
-Powodzenia, Mac.-Rzuciłem jeszcze przez ramię, zanim czarny wilk zniknął w ciemnościach lasu.
Słuchając szelestu liści i wiatru szalejącego wśród konarów, obserwowałem jak drobna sylwetka czarnowłosej dziewczyny powiększa się coraz bardziej. Piękne oczy Hebi wpatrywały się we mnie z niemym pytaniem i mieszaniną strachu. Wiedziałem, że za chwilę sprawię, że sprawdzą się jej najgorsze obawy i chciało mi się rzygać samym sobą. Ile złych wiadomości będę musiał jeszcze przekazać?
Bez słowa objąłem dziewczynę ramionami, która bez słowa wtuliła się w moje ramię.
-On wróci, Hebi.-Szepnąłem w jej włosy. Więcej nie musiałem już mówić. Wiedziała. I oboje wiedzieliśmy, że moje słowa mogą być kłamstwem. Że NIKT może już nie wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz