Od dłuższego czasu obserwowałem jak Hebi raz po razie ogrywa wszystkich w kasynie, w jakiejś bliżej nie znanej mi grze. Pierwszy raz od jakiegoś czasu znów tryskała energią, a jej rubinowe oczy błyszczały z nadmiaru adrenaliny. Kiedy spotkaliśmy się wzrokiem, posłałem jej zachęcający uśmiech i upiłem kolejny łyk mojego drinka, rozciągając się wygodniej na skórzanej kanapie.
W kasynie było dziś zbyt wielu ludzi, a muzyka dobiegająca z głośników zdecydowanie drażniła moje wrażliwe uszy. Ludzki świat był tak pełen hałasu i zgiełku, do którego jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić... Skrzywiłem się mimowolnie. Przyszedłem tam tylko i wyłącznie dla Hebi, by być pewnym, że jest bezpieczna, i że jeśli znów poczuje się gorzej, będę na tyle blisko, żeby jej pomóc.
Dodatkowo mogłem obserwować całą tą niesforną gromadkę, która postanowiła się dziś "zabawić". Po zniknięciu Rena, znów na jakiś czas zostałem z tym wszystkim sam. Właściwie to z pięciu Alf, zostałem tylko ja i Hebi, a watahy wciąż były cztery, jeśli odliczyć Ziemię, której członkowie wraz z Nivrą postanowili zostać w Niemych Górach jeszcze przez jakiś czas, a później osiedlić się na bardziej powiązanych z ich żywiołem terenach. Wataha Macabre wciąż nie miała Alfy, a raczej nikt nie wyrażał szczególnej chęci, by wziąć za nią odpowiedzialność i zająć miejsce zmarłego już blisko rok temu Mac'a. Trzeba zacząć podejmować jakieś decyzje... Tylko w jaki sposób, jeśli nawet Ren zniknął chwilowo wszystkim z oczu?
W kasynie było dziś zbyt wielu ludzi, a muzyka dobiegająca z głośników zdecydowanie drażniła moje wrażliwe uszy. Ludzki świat był tak pełen hałasu i zgiełku, do którego jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić... Skrzywiłem się mimowolnie. Przyszedłem tam tylko i wyłącznie dla Hebi, by być pewnym, że jest bezpieczna, i że jeśli znów poczuje się gorzej, będę na tyle blisko, żeby jej pomóc.
Dodatkowo mogłem obserwować całą tą niesforną gromadkę, która postanowiła się dziś "zabawić". Po zniknięciu Rena, znów na jakiś czas zostałem z tym wszystkim sam. Właściwie to z pięciu Alf, zostałem tylko ja i Hebi, a watahy wciąż były cztery, jeśli odliczyć Ziemię, której członkowie wraz z Nivrą postanowili zostać w Niemych Górach jeszcze przez jakiś czas, a później osiedlić się na bardziej powiązanych z ich żywiołem terenach. Wataha Macabre wciąż nie miała Alfy, a raczej nikt nie wyrażał szczególnej chęci, by wziąć za nią odpowiedzialność i zająć miejsce zmarłego już blisko rok temu Mac'a. Trzeba zacząć podejmować jakieś decyzje... Tylko w jaki sposób, jeśli nawet Ren zniknął chwilowo wszystkim z oczu?
Moją uwagę odwrócił specyficzny zapach strachu. Oderwałem wzrok od mojej śmiejącej się z czegoś dziewczyny i zacząłem rozglądać po kasynie w poszukiwaniu czegoś, co mogło mnie zaniepokoić.
Przez ułamek sekundy w wąskim korytarzu kilka metrów dalej, mignęły mi jasne włosy Hespe, za którą niebezpiecznie blisko podążał wysoki brunet. Podniosłem się z kanapy i dotknąłem ramiona Hebi, nie spuszczając oczu ze znikającej w ciemności pary.
-Za niedługo wracam.- Powiedziałem i ruszyłem w stronę korytarza.
Przesycony strachem zapach Hespe mieszał się z wonią czegoś, co mógłbym nazwać męską wodą toaletową albo jakimś innym ludzkim szajsem z domieszką dymu papierosowego i alkoholu.
Powoli przesuwałem się wzdłuż ściany, nasłuchując jakichkolwiek niepokojących odgłosów, ale nic szczególnego się nie działo. Dopiero przy końcu usłyszałem cichutki jęk wadery, którą brunet, ku mojej konsternacji, ciągnął za sobą za rękę, kierując się do jednej z lóż znajdujących się w oddzielnym pomieszczeniu.
-Jesteś słodziutka.- Odezwał się chrapliwym głosem, który sprawił, że krew odpłynęła z mojej twarzy.- No powiedz... Jak masz na imię, słońce?
Stałem bez ruchu, zastanawiając się czy przerwać cały ten teatrzyk, podczas gdy Hespe wzdrygnęła się z niechęcią. Mężczyzna wyszeptał coś jeszcze, na co wadera rozglądnęła się po pomieszczeniu z rosnącą paniką w oczach.
-Zostaw ją. Nie widzisz, że nie jest zainteresowana?- Odezwałem się, wchodząc do saloniku. Hespe spojrzała na mnie z ulgą, ale brunet najwyraźniej nie miał zamiaru zrobić tego, co powiedziałem.
-Myślę, że wprost przeciwnie.- Rzucił mi wyzywające spojrzenie.- Uwielbiam grające "niewinne" blondynki.
-Zostaw ją.- Powtórzyłem z naciskiem, uważając, żeby nie warknąć.
-Bo co? To moje kasyno, mogę robić co mi się podoba.- Uśmiechnął się lubieżnie i posadził sobie Hespe na kolanach, łapiąc ją za nogę, na co ona krzyknęła zaskoczona. To było obleśne. Nie mogłem pozwolić, żeby ktokolwiek traktował tak moich przyjaciół.
-Odpierdol się od niej!- Warknąłem, tracąc nad sobą kontrolę i złapałem go za gardło. Zaskoczony mężczyzna wypuścił dziewczynę z objęć, a ta wykorzystała sytuację, uciekając za moje plecy.- Twoje kasyno, czy nie, nie masz prawa JEJ tak traktować. - syknąłem i wytargałem go za koszulę z krzesła, przygważdżając do ściany.
-Puszczaj mnie, bo wezwę ochronę!- Wrzasnął i prawie walnął mnie w twarz zaciśniętą pięścią.
Uśmiechnąłem się sarkastycznie, unikając kolejnego ciosu. Ludzie są tak niesamowicie niezdarni.- Zabieraj stąd tą twoją małą sukę i zostaw mnie w spokoju! Gdybym chciał, już dawno bym ją zerżnął.- Splunął na podłogę.
-Co powiedziałeś?- Zapytałem, zaciskając przy tym zęby.
-Powiedziałem...- Nie dokończył, bo moja pięść wylądowała dokładnie na jego zębach. Brunet jęknął przeciągle i osunął się na ziemię, żeby sekundę później skulić się pod wpływem kopniaka, który sprzedałem mu jeszcze w brzuch.
-Możesz zadzwonić po tą swoją ochronę, kiedy już stąd wyjdziesz.- Powiedziałem wściekły i odwróciłem się, złapałem Hespe za rękę i wyciągając ją z pokoju, zamknąłem za sobą drzwi.
-Nic ci nie jest?- Dotknąłem jej ramienia. Wciąż była wystraszona, ale pokręciła głową niepewnie.
Widząc jak wciąż drży na całym ciele, objąłem ją i zacząłem delikatnie kołysać, kładąc policzek na jej głowie.- Już po wszystkim. Ten dupek będzie miał szczęście, jeśli nie wybiłem mu kilku zębów. Gdyby coś ci zrobił... Prawdopodobnie byłbym zdolny go zabić.
Hespe podniosła głowę znad mojego torsu, a w jej oczach zaczęły się zbierać łzy.
-Pierwszy raz zdarzyło mi się coś t-takiego... - Zająknęła się.- Dziękuję, gdyby nie ty...
-Już dobrze.- Pogłaskałem uspokajająco jej blond włosy. Dałem jej kilka minut, żeby mogła się uspokoić, w ciszy słuchając naszych oddechów.
-Chyba ubrudziłam ci ubranie... - Odezwała się po chwili i dotknęła kołnierzyka mojej białej koszuli, na którym widniała brzoskwiniowa plama z jej błyszczyku. Rozbawiony zabrałem jej rękę, kiedy spróbowała zetrzeć ślad.
-To nic. Wracajmy do reszty. - Uśmiechnąłem się i obejmując ją w talii, powoli pociągnąłem za sobą w kierunku, z którego przyszedłem.
Oooo... Jakie urocze zakończenie...
OdpowiedzUsuńNiby codziennie jest coś dodawane, a ja nadal mam wrażenie, że się tak mało dzieje... może to dlatego, że za często wchodzę ;3
OdpowiedzUsuń