wtorek, 14 lipca 2015

(Wataha Burzy) od Hebi

Gdzie on się do cholery podział?!
Nigdy nie chciałam "uwiązywać" swojego partnera, nigdy nie miałam nic przeciwko temu, żeby Ice spędził trochę czasu w innym towarzystwie lub po prostu samotnie. Przyznaję, że bywam impulsywna i łatwo wpadam w złość. Zdarza się, że daję się ponieść emocjom, ale nigdy nie uważałam się za osobę zazdrosną. Nawet jako dziecko, kiedy ojciec wracał z podróży i przywoził mi i Hoax'owi prezenty, a mój brat dostał coś lepszego, tłumaczyłam sobie, że ostatnio to mi przypadła ładniejsza zabawka.
Jednak ludzie się zmieniają, a niektórych rzeczy nie należy ze sobą porównywać, czy łączyć.
Byłam zła. Zła na Ice'a, że znowu muszę siedzieć sama, zła na ludzi dookoła, bo zbyt dobrze się bawią, zła na cały świat i wreszcie zła na siebie za takie cholernie dziecinne podejście. W głowie ponownie mi zaszumiało. Tłumaczyłam sobie, że tak wpływa na mnie nowe otoczenie, głośna muzyka, gwar, zapach papierosów, alkoholu i cholera wie czego jeszcze. Nie miałam nawet siły, żeby podroczyć się z Natanielem... Może rzeczywiście jestem chora?
Wstałam z kanapy, na której do teraz siedziałam, wyłapując dwuznaczne spojrzenia trójki mężczyzn stojących przy barze. Zamierzyłam wyjść, ale tuż przy drzwiach poczułam czyjś dotyk na ramieniu.
- Już wychodzisz, Księżniczko? - głos Ice'a był ciepły, ale nieco zdenerwowany, przez co żart wypadł naprawdę blado.
Odwróciłam się do niego, robiąc obrażoną minę. Mam nadzieję, że mój poziom infantylności wkrótce osiągnie limit. Widząc to, Ice spochmurniał.
- Co się stało?
- Pytasz "co"? - Prychnęłam. - Znowu mnie zostawiłeś.
Ice chwilę patrzył na mnie, jakbym spadła z księżyca. Zrobiło mi się go trochę szkoda, ciężko zrozumieć psychikę kobiety, a co dopiero kobiety nie w humorze. Mimo to, nie zamierzałam odpuścić.
Ice wyglądał jakby toczył naprawdę zażartą bitwę z własnymi myślami.
- Przecież wiesz, że to nie tak - Powiedział wreszcie. - Hebi, nie rób scen...
- Nie robię!
- Więc o co chodzi?
- O nic. Już nieważne. Rób, co chcesz, to twoje życie...
- Ty jesteś moim życiem.
Pękłam. Nie mogłam się na niego gniewać, nie o taką pierdołę. Objęłam go i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, wdychając męska woń koszuli chłopaka.  Ice nachylił się do mnie i pocałował w czubek głowy. Poczułam jak do oczu powoli wkradają mi się łzy.
- Przepraszam - wyszeptał.
- Nie przepraszaj, idioto! - Łzy swobodnie spływały po moich policzkach.- To ja przepraszam...
Kasyno o tej porze było pełne ludzi, ale nikt zdawał się nas nie zauważyć. Scena - choć z pewnością niecodzienna - tu była po prostu częścią obrazka, przedstawienia, w którym brali udział wszyscy dookoła i w tłumie nie wyróżniała się niczym szczególnym.
- Chodźmy do domu - zaproponował Ice. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
***
- Hebi...
- Nie.
- Hebi...
- Nie!
- Hebi, nie bądź...
- Powiedziałam nie! Nie! Nie! Nie! NIE!
Ice od kwadransu próbował przekonać mnie do wyjścia z domu. Biorąc pod uwagę fakt, że znowu stawiałam opór niczym waleczny czterolatek podczas jedzenia warzyw, równie dobrze mógłby spróbować przekonać jakiegoś lwa do przejścia na wegetarianizm.
- Przecież wczoraj się zgodziłaś - westchnął, ze zrezygnowaniem opadając na krzesło. - Dlaczego "nie"?
- Bo nie! - Fuknęłam, ale napotykając spojrzenie Ice'a, postanowiłam poprzeć swoje "nie" argumentami. - Nawet nie znamy jeszcze dobrze miasta, co jeśli się zgubimy? Wiesz w ogóle, gdzie tu może być lekarz? I wiesz co to będzie za człowiek? A jeśli kręcą się tu szpiedzy Rady?!
- Hebi...
- Albo będziemy krążyć cały dzień po mieście w takim upale? Wiesz, że od tego można się rozchorować?! - chwała niebiosom, że dotarł do mnie sens wypowiedzi, albo raczej jego brak, i postanowiłam przerwać gdybania. Zamilkłam i wbiłam wzrok w podłogę.
- Wiesz, jeśli naprawdę nie chcesz, możemy poprosić, by lekarz przyjechał tutaj...
Spojrzałam Ice'owi w oczy. Nadal miałam wątpliwości, ale łagodne spojrzenie jego błękitnych oczu dodało mi otuchy. Poczułam się bezpieczniej i bez dalszego sprzeczania zgodziłam się.
***
Nie musieliśmy długo czekać, lekarz przyjechał szybciej niż się spodziewałam. Wbrew moim wyobrażeniom, była to niewysoka kobieta przy kości w średnim wieku. Na nosie miała okulary, które zsuwały się jej przy każdym gwałtowniejszym ruchu i - ku mojemu rozczarowaniu - nie była ubrany w kitel, lecz w zwykłą niebieską koszulę w kratę i dżinsowe spodnie. Na szyi miała srebrny łańcuszek z szafirowym motylkiem pasującym do jej oczu, a w ręce trzymała pokaźną, skórzaną teczkę. Przywitała się, przedstawiła jako doktor Laura Turner i zadała kilka pytań, cały czas ciepło się uśmiechając. Trochę uspokoiła mnie swoim zachowaniem, mimo to nie chciałam, żeby Ice mnie zostawił. Dałam się przebadać, cały czas trzymając blondyna za rękę. Doktor Turner zdawała się tym w ogóle nie przejąć, cały czas opowiadała anegdoty i od czasu do czasu wtrącała uwagę o tym, jaką uroczą parą jesteśmy. Po dwudziestu minutach poleciła mi usiąść. Poczekaliśmy, aż spakuje wszystkie sprzęty do teczki i postawi diagnozę.
- Spokojnie, kotku, jesteś zdrowa. Powiedziałabym nawet, że twój organizm pracuje lepiej niż u większości dziewczyn w twoim wieku... - Posłała mi ciepły uśmiech- i w twoim stanie. - Przeniosła wzrok na Ice'a, nie przestając się uśmiechać - Gratuluję! Za jakiś miesiąc powinniście zgłosić się do kontroli do kliniki...
- Słucham? - wykrztusiłam, zerkając na Ice'a, który wyglądał na równie zbitego z tropu.- Chyba nie rozumiem... Więc jestem zdrowa, czy nie?
- Naturalnie - kobieta zmieszała się, ale natychmiast zrozumiała i poprawiła się - Jesteś w ciąży, kotku. Na moje oko, w trzecim miesiącu. - Ice wyglądał jakby ktoś właśnie uderzył go w twarz.- Będziecie rodzicami! - Dodała widząc, że żadne z nas nie kwapi się, by odpowiedzieć.
Widząc nasze zmieszanie, doktor Turner wytłumaczyła nam to i owo, poradziła, co powinniśmy robić, gdy gorzej się poczuję, jak często powinnam chodzić na badania, a nawet doradziła swoją znajomą pielęgniarkę. Na koniec wysłuchaliśmy "formalnego", jak to określiła, wywodu o zabezpieczeniach. Kiedy skończyła, dała nam swój numer telefonu i poleciła dzwonić "w razie problemów", pożegnała się i wyszła. Kiedy opuściła mieszkanie, zapadła długa, nieznośna cisza. Wszystko miało miejsce zaledwie kilka minut temu, ale do mnie nadal nie docierał sens połowy tego, o czym mówiła doktor Turner. Jaka ciąża? Jakie dziecko? Trzeci miesiąc?
Powoli odwróciłam się do Ice'a i spojrzałam mu w oczy. Chłopak bez słowa objął mnie w pasie i przytulił, całując w skroń.
- Będzie dobrze- Wyszeptał, obejmując mnie - Razem jakoś damy radę...
W ramionach Ice'a wszystko przestawało się liczyć. Czułam się po prostu bezpieczna i wierzyłam w każde jego słowo, nawet to oklepane "Będzie dobrze".

10 komentarzy:

  1. Oooch jakie to cudowne...uwielbiam tą miłość między Hebi a Icem ,zawsze mi ciepło na duszy gdy czytam :")
    Super opo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww *.* Kolejny dzidziuś *.* Cieszyć się, a nie mi tu smutać będziecie! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej urocza i słodka para na NG! <3 Ren i Sol zaraz po Was :*

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Ty jesteś moim życiem."
    Jeju, padłam! Nie tylko Hebi pękła!
    Kocham was, kocham tę parę, tak się cieszę, że będzie dziecko!
    Dacie sobie radę moje skarby <33 Więcej ich!

    OdpowiedzUsuń
  5. A co z Macabre? Szkoda mi go :( W końcu to on był z Hebi najpierw. To jego pierwszego kochała.... To smutne, a nie słodkie ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak uważam..... Wybaczyłam Hebi, że po śmierci Mac'a poszła do Ice'a, ale teraz to przesada.... Ta postać straciła w moich oczach :(

      Usuń
    2. Ja nie narzekam, mojej postaci zależało na szczęściu Hebi.
      Zresztą, jestem martwy od roku, więc ciężko, żeby ktoś się teraz ze mną umawiał ;)
      /Mac

      Usuń
    3. Hespe cię widzi xd z nią się umów.... Zwłaszcza, że ma złamane serce :)/Kim

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Słodko :) Hespe ryczy, ale się pozbiera ;) Hihi

    OdpowiedzUsuń