Wszystko zapowiadało się cudownie. Dzisiejszego dnia, tak jak każdego poprzedniego miałem spotkać się z Krisem, który skutecznie odpędził moje wszystkie dotychczasowe obawy. Jego obecność działa na mnie jak plaster ma zadrapanie. Jego głos koi mój głód, zupełnie tak tak jego dotyk, czy ciepłe spojrzenie pełne równie ciepłych uczuć. Nadal zadziwiała mnie siła mojej woli, dzięki której skutecznie powstrzymywałam się od wbicia kłów w jego miękką, opaloną skórę. Tak i dziś tępiłam każdą myśl, która związana była z jego sercem pompującą słodką, ciepłą krew, czy jego żyłami, w których ta szkarłatna ciecz płynęła. Siedzieliśmy w barze, w którym pracowałam, przytuleni do siebie, z zapałem rozmawiając z moją rozweseloną przyjaciółką, która cieszyła się moim szczęściem.
- I jak gołąbeczki? Jakie plany na dzisiaj? - spytała blondynka, z uśmiechem który sięgał połowy jej twarzy.
- Dzisiaj pracuję, Sam - westchnęłam, spoglądając na chłopaka, którego mięśnie twarzy niebezpiecznie drgnęły. - Kris... Muszę iść do pracy.
Popatrzyłam na niego z nadzieją, że zrozumie, ale ten bez słowa spojrzał w przeciwnym kierunku, pokazując tym samym swój irytujący opór.
- No przestań - zagaiłam, delikatnie gładząc dłonią jego ramię, które ten ode mnie po chwili odsunął.
- Znowu zaczynasz? - spytałam z niedowierzaniem. Dlaczego zawsze tak musiało się to kończyć? Gdy tylko słyszał o mojej drugiej pracy zastygał i się denerwował. Jak miałam mu powiedzieć, że to dla jego dobra? No jak?
- No dobra. Ja muszę już iść.... - zaczęłam ostrożnie, spoglądając na blondyna, łudząc się, że ten odwróci się i z uśmiechem się ze mną pożegna. Nie zrobił tego, a ja byłam zrozpaczona.
- No nic... Do jutra, Sam.
Koleżanka uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, po czym prawie niewidocznie kiwnęła głową.
- Do jutra, Vic.
- Zadzwonię jutro z samego rana. - szepnęłam jeszcze, gdy na pożegnanie pocałowałam Krisa w policzek.
***
Tańczyłam jak nigdy dotąd. Moje ciało wiło się w rytm muzyki, przysuwając uwagę obecnych klientów, na których twarzach widniały lubieżne uśmiechy. Zamknęłam oczy i ruszałam się dalej, przed oczami wyobrażając sobie uśmiechniętą twarz chłopaka, który zawrócił mi w głowie. Nagle na mojej ręce spoczęła czyjaś szorstka dłoń, której dotyk znałam aż za dobrze. Gwałtownie otworzyłam oczy i wtedy go zobaczyłam. Jego przystojną, chodź naznaczoną niewielkimi zmarszczkami twarz wykrzywiał tajemniczy uśmiech, a oczy szkliły mu się jak dwie gwiazdy, tonące w czarnej otchłani jego tęczówek. Pisnęłam gdy wampir złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię, wychodząc z zatłoczonego klubu. Za sobą słyszałam pomruki niezadowolenia, które wypływały z ust napalonych mężczyzn.
Gdy w moją twarz buchnęło świeże, zimne powietrze, zadrżałam.
- Postaw mnie - zażądałam bijąc pobratymca pięściami w plecy.
- Już już... Co tak ostro - zaśmiał się starszy wampir, którego gardłowy śmiech sprawił, że i ja się zaśmiałam.
- No już.... Postaw mnie, tato - ponowiłam prośbę, tym razem łagodnym tonem głosu.
Moje stopy już po chwili spoczęły na nierównym chodniku. Z zadowoleniem spojrzałam na ojca, który zapraszająco rozłożył ramiona. Uśmiechnęłam się na ten widok i bez jakiegokolwiek oporu wtuliłam się w jego umięśnioną pierś.
- Jak? Dlaczego? Co cię tu sprowadza - spytałam, nadal nie wierząc w to, że jest tu ze mną.
- Interesy...- zarechotał, na co ja zachichotałam energicznie. Jak zwykle roześmiany, pomyślałam zerkając na niego ukradkiem.
- Mam też dla coś dla ciebie - dodał po chwili, nie do końca pewny tego, czy to dobry pomysł, żeby mi to dać.
- Co to takiego? - spytałam, uśmiechając się do niego zachęcająco.
Mężczyzna powolnym, wręcz strachliwym ruchem wyciągnął z kieszeni niewielką kopertę, na której widniało moje estetycznie napisane imię. Sądząc po piśmie, był to list od mamy. Westchnęłam na sam widok tego, czego nie widziałam od tak dawna. Wysunęłam do przodu drżącą dłoń, chcąc chwycić kawałek papieru, który chwilę później już czytałam.
Córeczko,
Z bólem piszę do ciebie, ponieważ wiem, że już mnie przy Tobie nie ma. Przez wiele lat błagałam, aby dano mi więcej czasu, ale mój los był już przesądzony. Wiem bardzo dobrze, że nie powinnam się zbyt rozpisywać, więc powiem ci tylko to co powinnaś wiedzieć.
Po pierwsze, powinnaś wiedzieć że zawsze cię kochałam. I kocham cię nadal, moje dziecko.
Po drugie, powinnaś poznać moją historię. Sprzed twoich narodzin. Przed poznaniem twojego ojca, miałam kogoś, kogo kochałam całym swoim sercem. Tym kimś był mężczyzna o imieniu Victor. Był on zmiennokształtnym, żyjącym jako Łowca Rady. Byłam tak młoda, gdy go poznałam... Zakochałam się w nim i dałam mu dwóch cudownych synów, którzy byli dla mnie wszystkim. Jednak ich ojciec był wplątany w sprawy, w które nie powinien był wnikać. Musiałam więc uciekać, a w strachu o bezpieczeństwo mego młodszego syna, pozwoliłam na rozdzielenie go z rodziną. Tsukikasu miał wtedy niecały roczek i mimo słabego ciała, był silny duchem. Drugi z moich synów pozostał z ojcem, mimo że błagałam go o to, aby uciekał ze mną. Uważał on, że byłby dla mnie ciężarem, więc został. Nataniel zawsze był pewnym siebie, samodzielnym chłopcem, ale dopiero wtedy spostrzegłam na jakiego dojrzałego i szlachetnego chłopca wyrósł. Miał wtedy zaledwie dziesięć lat.
Nigdy więcej ich nie widziałam, czego żałowałam do samego końca. Nie chcę, abyś i ty tego żałowała, lub żyła w niewiedzy.
Kocham cię, Kalipso. Nigdy o tym nie zapominaj.
Twoja kochająca matka
Elizabeth
Moje oczy przysłoniła mgła, która podrażniła je na tyle, aby zaczęły z nich płynąć słone łzy. Z tęsknotą i niedowierzaniem pocierałam kciukiem równe pismo rodzicielki.
- Jak ona mogła... - szeptałam gorączkowo, nie zwracając uwagi na obecność ojca. Miałam braci. Dwójkę starszych braci i o tym nie wiedziałam. Ta myśl zawładnęła mą całą głową.
Niespodziewanie moje ciało przysłoniły ramiona taty, który przytulił mnie do siebie z całej siły, szepcząc mi do ucha słowa, które miały dodać mi otuchy. Tak się też stało. Chodź raz chciałam być pewna tego, że wszystko będzie dobrze. I mogło tak być. Musiałam tylko odnaleźć moich braci. Tylko tak jakaś cząstka mamy mogła we mnie pozostać. Musiałam odnaleźć moich braci.
Zanim do końca się uspokoiłam minęło sporo czasu, ale mój rodziciel mimo to trwał przy mnie do samego końca, tuląc do siebie.
- Już dobrze... - szepnęłam, nie wierząc do końca w swoje własne słowa.
- Jesteś tego pewna? - zapytał ojciec, podejrzliwie patrząc mi w oczy, które nadal szkliły się od łez.
- Tak... Jestem - odparłam wycierając wierzchem dłoni ostatnie zbłąkane krople słonej cieczy.
Ostatnimi sił zmusiłam się do uśmiechu i ostatni raz przytuliłam wampira.
- Ja muszę już iść, kochanie - powiedział po chwili, przeczesując dłonią włosy.
- Rozumiem - rzuciłam szybko, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Gdy tylko dość długie pożegnanie dobiegło końca, ruszyłam w stronę parku. A w mojej głowie nadal dźwięczały słowa matki.
Szłam dobrych kilka minut, z głową spuszczoną ku dole, gdy nagle na kogoś wpadłam. Był to młody chłopak, wyglądem niewiele starszy ode mnie. Miał ciemne włosy, fiołkowe hipnotyzujące oczy i dziwnie idealną twarz. Wampir, pomyślałam i uśmiechnęłam się.
- Przepraszam.... Powinnam patrzeć, gdzie idę - zaczęłam, zerkając na niego - Jestem Victoria.
Chłopak popatrzył na mnie, chwilę się zastanawiając, po czym i on się przedstawił.
- North.
( North?)
Wreszcie ^^ jakiś wątek z Northem ;) Proszę... Rozwiniecie to?
OdpowiedzUsuń