sobota, 4 lipca 2015

(Wataha Burzy) od Hebi

Rozstałyśmy się z Kilmeny na korytarzu, przed drzwiami do mieszkania mojego i Ice'a.
Kiedy weszłam do środka okazało się, że blondyna nie ma. Z jednej strony trochę mi ulżyło, historia z rezerwatem nie przedstawiała mnie w zbyt korzystnym świetle jako Alfy, a mając czas mogłam ją nieco podkoloryzować. Z drugiej strony nadal nie czułam się najlepiej i chciałbym mieć kogoś obok siebie. Zapach Ice'a zawsze mnie uspakajał.
Było już późno, nie mogłam znaleźć zegarka, ale patrząc na to ile czasu poświęciłam na trening z Kil doszłam do wniosku, że pewnie jest już grubo po północy. Światło księżyca przebijało się przez zasłony z cienkiego materiału osłaniające okno. Pełnia. Mimo późnej godziny nie czułam się zmęczona, więc po prostu siedziałam na łóżku i czytałam książkę.
Około godzinę później usłyszałam na korytarzu kroki, a potem drzwi skrzypnęły.
Bez słowa zbliżyłam się do Ice'a i objęłam go w pasie.
-Znowu źle się czujesz?- spytał, całując mnie w czoło.
-Nie, już wszystko okej.- posłałam mu słaby uśmiech, który najwyraźniej go nie przekonał - Wyglądasz na przybitego. Coś się stało?
Ice westchnął.
-Faith wróciła bez Sol i dziecka...Nie wiadomo co się z nimi stało. Kiedy Ren się dowiedział, wpadł w szał. Skończyło się wymierzonym w Fai policzkiem i jego zniknięciem.- Wyrzucił z siebie to wszystko niemal na jednym oddechu.
-Żartujesz?- spytałam szalenie inteligentnie, gdy odzyskałam mowę. Przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z Hoax'em, kiedy tak uparcie próbowałam przekonać nie tylko jego, ale i siebie, że Rada nie może nam tu zagrozić.
-Nie. Tym razem nie skończy się na zwykłym podaniu sobie ręki...- Przetarł oczy ze zmęczeniem. Ostatnio zbyt wiele na siebie brał...- Jestem beznadziejnym bratem...Powinienem to wszystko wyczuć, jakoś ją obronić, załagodzić sytuację.
-Ice, proszę cię, nie obwiniaj się o całe zło na tym świecie.- przerwałam mu litanię. - Nie myśl o tym chociaż przez chwilę... Wszystko jakoś się ułoży, jak zwykle.
Podniosłam się na palcach i pocałowałam chłopaka w usta.
Resztę rozmowy pamiętam...Wróć, właściwie niewiele z niej pamiętam. Szeptaliśmy do siebie zatapiając się w czułych pocałunkach.
***
Słońce wpadało do pokoju przez wiotki materiał zasłon. Teraz, kiedy było już zupełnie jasno, dało się zauważyć, że w paru miejscach są dziurawe. Oprócz tego małego defektu, pokój przedstawiał się całkiem przyzwoicie. Nie był zbyt duży, ale za to wyjątkowo schludny. Łóżko, mimo moich wcześniejszych obaw, okazało się być bardzo wygodne. Mieliśmy okazję przetestować je z Ice'm minionej nocy.
O ile zeszłego wieczoru nie odczuwałam zmęczenia, rano byłam całkowicie wypompowana. Do tego powrócił ból brzucha. Mimo to zmusiłam się do zwleczenia się z łóżka i doprowadzenia do przyzwoitego stanu. Grzebiąc w walizkach za czystymi ubraniami i szczotką plułam sobie w brodę, że nie rozpakowałam ich wcześniej.
Gdy wychodziłam z łazienki spinając włosy w kucyk, powitał mnie ciepły, nieco zmęczony uśmiech Ice'a.
- Jak się masz? - rzucił całując mnie w skroń.
- Bywało gorzej - odwzajemniłam uśmiech.- A ty?
- Bez zmian.
Przy śniadaniu opowiedziałam mu o tym, co stało się w rezerwacie, naturalnie bez wdawania się w szczegóły. Ice słuchał uważnie, choć miałam wrażenie, że ledwo powstrzymuje się od wybuchu śmiechem. Właśnie miałam zakończyć historię jakąś błyskotliwą puentą, kiedy znów mnie zemdliło. Skrzywiłam się i z odrazą odsunęłam od siebie niedojedzonego tosta.
- Co jest? - Ice spojrzał na mnie z niepokojem.
- Nic...- Jęknęłam. - To nic....
(Ice?)

2 komentarze:

  1. Od samego początku, kiedy zaczęły się te mdłości mam ochotę zapytać, czy Hebi jest w ciąży?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie... Tylko nie to... Kolejne dziecko?

    OdpowiedzUsuń