środa, 22 lipca 2015

(Wataha Wody) od Faith

Ren zabrał swoje rzeczy i wyniósł się zaraz po tym, jak urządził mi gigantyczną awanturę i zostawił po sobie ślad w postaci soczystego sińca pod moim okiem. Nie mogę powiedzieć, że mi to nie odpowiadało. Przeciwnie - nie chciałam go więcej oglądać.
Hoax'a jak zwykle też nie było. Zniknął gdzieś ostatnio, nawet nie zadając sobie trudu, żeby zostawić mi jakąkolwiek wiadomość.
Nawet mój kochany, młodszy brat, który zawsze był gotów zrobić dla mnie wszystko, był teraz zajęty Hebi, którą najwyraźniej dręczyła jakaś choroba. Ale akurat Ice'owi nie miałam tego za złe. Po śmierci Mac'a był dla niej taki troskliwy, nie chcąc niczego w zamian, chodź od początku kochał tą dziewczynę. Teraz, kiedy już miał miłość Hebi, nie potrafił myśleć o niczym innym.
Potarłam delikatnie czerwone miejsce na moim policzku i skrzywiłam się z bólu. Najciekawsze było to, że Ren uderzył mnie dokładnie w miejsce, gdzie naturalnie od późnego dzieciństwa na mojej twarzy pojawiało się znamię, które widoczne było dopiero wtedy, kiedy nadużywałam mocy lub po prostu byłam wściekła.
Dlatego też nauczyłam się nad sobą panować i udawało mi się to, do momentu, kiedy to wszystko się zaczęło, a to, co dotychczas miałam poukładane w głowie, delikatnie się pochrzaniło.
Rzuciłam okiem na swoją twarz i westchnęłam ze znużeniem, po czym sięgnęłam po coś, co ludzie nazywali "podkładem", a co rzekomo miało pomagać ludzkim kobietom w "upiększaniu" swojej twarzy. Nałożyłam to coś na moją opaloną teraz twarz, zakrywając całkowicie siniaka malującego się pod moim okiem. Zadowolona z efektu, przeczesałam włosy, zarzucając gładkie fale na plecy tak, żeby mieniły się w świetle słońca i lamp, a na koniec włożyłam na siebie obcisły czarny kombinezon, całkowicie odkrywający moje nogi i buty na grubym obcasie.
Zmierzyłam odbicie w lustrze krytycznym spojrzeniem i zadowolona z efektu, ruszyłam do wyjścia.
Żaden pieprzony facet nie sprawi, że Faith Larrson będzie siedziała w pokoju, płacząc w poduszkę.
*
Siedziałam przy barze i popijałam drinka, kiedy dosiadł się do mnie Devon.
-Nie mam pojęcia skąd się tu wziąłeś, ale idź sobie- powiedziałam, bawiąc się kolorową słomką.
-Widocznie poniosło nas do tego samego klubu, a ja nie zamierzam stąd wychodzić.- Wzruszył ramionami.- Wierzysz w przeznaczenie?
Wybuchnęłam śmiechem i odwróciłam się do chłopaka, podając mu mój drink.
-Niekoniecznie, Dev. Ale muszę przyznać, że wyglądasz dziś naprawdę świetnie. Gdybym cię wcześniej nie znała, może nawet stwierdziłabym, że jesteś przystojny.- Puściłam mu oczko.
Właściwie nie kłamałam. Devon wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Gładkie włosy związał w koński ogon, w którym wyglądał absolutnie pociągająco. Do tego jeszcze jego oczy w kolorze świeżej trawy kontrastowały silnie z granatową tweedową marynarką, mieniąc się w świetle lampek. 
-Jeśli naprawdę usłyszałem od ciebie komplement, to chyba nie nazywasz się Faith.- Posłał mi zniewalający uśmiech i upił łyk z mojego napoju.- Ty też świetnie wyglądasz.- Zmierzył mnie hipnotyzującym spojrzeniem i pocałował w policzek. 
-Dziękuję.- Mruknęłam niewyraźnie.
-Wszystko w porządku?- Dev posłał mi pytające spojrzenie.
-Tak.- Skłamałam.- Chciałam się trochę wyluzować, ale chyba jednak wolę przejść się na spacer.
-Pójdę z tobą, jeśli chcesz...
-Nie...Pójdę sama.- Przerwałam mu.- Następnym razem, obiecuję. 
-Trzymam cię za słowo. Powiedz mi tylko, czy to ma coś wspólnego z Ice'm i Hebi?
-To znaczy? Co masz na myśli?- Zatrzymałam się w pół kroku.
-To, że Hebi jest w ciąży, a co innego mógłbym mieć na myśli?- Davon zmarszczył brwi.
Przez chwilę gapiłam się na niego w szoku, nie mogąc do końca zrozumieć tego, co właśnie powiedział. Hebi... jest... w... ciąży?
-Z Ice'm?- Tylko to idiotyczne pytanie przyszło mi na myśl.
-Tak?- Chłopak parsknął z ironią.- Myślałem, że wiesz... Wieści w domu szybko się rozchodzą.
-Nie...- wykrztusiłam, nadal w szoku. Mój młodszy, słodki brat będzie ojcem... O Boże...
Mimo, że był już dorosły, to nadal był mój MŁODSZY brat.- Przepraszam cię, Dev, ale muszę iść...
*
Szłam, a właściwie biegłam korytarzem w stronę pokoju brata i jego dziewczyny, zastanawiając się czy powinnam im pogratulować, czy raczej dać wykład o braku jakiejkolwiek odpowiedzialności. Zatrzymałam się tylko na chwilę, żeby zdjąć ze stóp te piekielnie niewygodne buty na obcasie i w tym właśnie momencie, uderzyłam ramieniem jakiegoś chłopaka, wychodzącego właśnie z pokoju. Cmoknęłam z niezadowoleniem i lekkim slalomem wyminęłam przeszkodę, nie zwracając na chłopaka większej uwagi. 
-Ej, czekaj!- Zawołał za mną.
-Co znowu, do cholery?!- Warknęłam. Odwróciłam się ze złością i spojrzałam na chłopaka, który z idiotycznym uśmiechem na twarzy wymachiwał właśnie moim butem, zapewne zgubionym podczas zdejmowania.
-Zgubiłaś bucik, Kopciuszku.

(Ktoś, Ice, Hebi, Hoax, ktokolwiek?)

3 komentarze:

  1. Z chęcią bym napisał... Gdybym nie był zatrzymany przez braciszka. Żałuję, bo bardzo chciałbym się z Tobą zapoznać :( / Nataniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz Nat, puki masz wene ,nie zatrzymuje cie już, niedługo napisze ,jakoś z tego wybrne jak napiszesz nowe ;)
      Załużmy ,że obgadalismy wszystko i zasnąłem ze zmęczenia. Zacznij od słów: Kiedy mój brat zasnął... itd. Pisz :))~Uki

      Usuń
  2. Ok, braciszku ;) więc napiszę :] / Nataniel

    OdpowiedzUsuń