Skradałem się za młodym chłopakiem, który szedł slalomem po chodniku. Stąpając ostrożnie z nogi na nogę, nieświadomy mojej obecności. Przystanąłem nagle ogarnięty gniewem i zdziwieniem zarazem. Ostatni raz rzuciłem wzrokiem na plecy oddalającej się, niedoszłej ofiary. Mlasnąłem z niezadowoleniem językiem, po czym odwróciłem się na pięcie.
Był przede mną, może z pięć metrów. Uśmiechał się, czułem to.
- Dawno mnie nie odwiedzałeś, Gabrielu - wysyczałem przez zęby, wyszukując w mroku sylwetki znajomego. Z satysfakcją wychwyciłem jej zarys, chwaląc w duchu wyostrzony wampirzy wzrok, który mi to ułatwił.
- Miałem dużo spraw do załatwienia... Chyba się nie gniewasz...? - zaśmiał się.
- Ja? Skądże - odparłem lekkim, protekcjonalnym tonem - Ale powiedz mi, co cię zmusiło do odwiedzin?
- Oj... Nie cieszysz się z wizyty chrzestnego? - zapytał, a ja z trudem powstrzymywałem śmiech, który próbował się wyrwać z moich ust. Mężczyzna zbliżył się do mnie na odległość dwóch metrów, co pozwoliło mi na dokładne obejrzenie jego twarzy.
- W ogóle się nie zmieniłeś, staruszku - zarechowtałem, a on mi zawtórował.
- A ty nadal nie wiesz kiedy powinieneś zamilknąć.
Powoli zmniejszyłem odległość, która nas dzieliła i już chwilę później stałem z wujem twarzą w twarz.
- Tęskniłem, młody - wyznał chrzestny poklepując mnie po ramieniu.
- Nawet się do tego nie przyznawaj. Zmiękłeś...
- A ty podrosłeś, szczeniaku.
- Wiem... Żadna mi się teraz nie oprze - puściłem mu oczko, poprawiając kołnierz kurtki - Co robiłeś, gdy cię nie było i co cię sprowadza?
Ponowiłem pytanie, zerkając na Gabriela.
- Szukałem kogoś... Ale niestety jeszcze nie znalazłem - westchnął przeczesując dłonią włosy - A jestem tu, ponieważ ktoś wyćwierkał mi, że uciekłeś z szeregów Rady. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy.
-Ja? pomocy? Od ciebie? - zarechotałem, czując jednak wdzięczność do chrzestnego
- Jak zwykle niewdzięczny - ponownie usłyszałem jego śmiech.
- Taki już jestem... A tak w ogóle to na długo zostajesz?
Gabriel popatrzył na mnie przepraszająco i odchrząknąwszy, położył rękę na moim ramieniu.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, Natanielu - odparł w międzyczasie wyjmując z płaszcza sporej wielkości kopertę, którą chwilę później wysunął w mą stronę.
- Co to? - Spytałem z zaciekawieniem przyglądając się pakunkowi i zastanawiając się nad tym, co może być w środku.
- Kilka podstawowych rzeczy, które mogą Ci się przydać podczas pobytu w mieście i coś jeszcze.... Za niedługo znów cię odwiedzę... - Mówił a ja w tym czasie próbowałem otworzyć kopertę, co udało mi się po dłuższej chwili. W środku znalazłem dowód, kilka potrzebnych i istotnych dokumentów, nowy telefon, papier z banku i list.
- Wujaszku... Postara... - Zacząłem, ale gdy uniosłem wzrok uzmysłowiłem sobie, że jestem sam. Fuknąłem z irytacją, po czym zaśmiałem się pod nosem.
Resztę przejrze na miejscu, pomyślałem i pognalem przed siebie, w stronę kwaterki wampirów.
No nic... Jedzonko kiedy indziej.
Przymknąłem powieki i leżałem tak wsłuchując się w rozmowy domowników. Cholera, przekląłem przypominając sobie o pewnym małym problemie. Bezszelestnie wstałem z łóżka i szybkim krokiem wyszedłem na korytarz, gdzie o dziwo, od razu wpadłem na tego, o którego istnieniu sobie przypomniałem. Przyjrzałem mu się dokładnie i stwierdziłem, że jak na kogoś, kto pakował się w niezłe kłopoty, był bardzo cichy. Mimowolnie przypomniałem sobie nasze spotkanie, które dla niego mogło skończyć się katastrofą. Gdybym oczywiście nie zainterweniował.
Była to godzina, a może nawet dwie przed naszym odejściem z Niemych Gór. Szedłem spokojnym krokiem przez teren Watahy Powietrza, próbując zwiedzić chodź maleńki skrawek tego pięknego, ujmującego miejsca, którym były Nieme. Całe otoczenie było spowite tak gęstą, mlecznobiałą mgłą, że tylko niewielka ilość promieni słonecznych zdołała przez nią się przebić, muskając mą twarz, którą naznaczała podłużna szrama, sięgająca od górnej powieki do połowy mojego policzka. Pamiątka, której nie pamiętałam. Przeszłość, o której nie miałam pojęcia. To był znak, wskazówka, ale co mi po niej skoro nie umiałem jej odczytać. Delikatnie musnąłem palcem jasnoróżową bliznę i westchnąłem przeciągle.
Kurwa, czemu to wszystko jest takie skomplikowane. Dlaczego czuję, że straciłem wspomnienia z ponad połowy swojego życia? Biłem się z własnymi myślami całą drogę do granicy pomiędzy terenem Watahy Powietrza i Ognia, gdy nagle poczułem negatywne emocje mojej Alfy, która była najwyraźniej czymś bardzo wkurzona. Bez zastanowienia przyspieszyłem kroku, prowadzony słodkim zapachem wadery, narzucając wcześniej na siebie iluzję, która skutecznie ukryła skutki mojej przeszłości.
Wytropienie wilczycy zajęło mi tylko kilka sekund i już chwilę później moim oczom ukazało się czarne futro, naznaczone fioletowymi refleksami.
-Masz pojęcie, że ścigam cię bez przerwy od kiedy wyżarłeś MOJE śniadanie ?! Jesteś bezczelny! Nauczę cię, że mi się nie zjada śniadania, głucholcu!- krzyknęła Hebi , szykując się do ataku. Szczerze, nie miałem pojęcia o co dokładnie chodziło z tym całym śniadaniem, ale nie mogłem stać bezczynnie i patrzeć jak rozwścieczona dziewczyną prawie zagryza tego biedaka. Z wampirzą szybkością wskoczyłem między skłóconą dwójkę, uniemożliwiając tym samym waderze uśmiercenie młodego chłopaka.
-Hebi, Alfo kochana… przecież ty go rozszarpiesz …lepiej odpuść, dużo jest królików w naszym lesie.- odparłem ze spokojem, patrząc się na nią, z delikatnym łobuzerskim uśmiechem na ustach.
-Morda Nataniel! – warknęła –Z drogi!
-Ech…- westchnąłem przeciągle widząc jak wilczyca napina mięśnie.
- Hebi... Proszę. Myśl racjonalnie. Nie chcesz mieć jego krwi na rękach, wierz mi - próbowałem do niej przemówić, bojąc się jednak, że to może nie wystarczyć.
~ Nat! - usłyszałem jej głos w głowie.
~ Księżniczko... Proszę cię, jako twój przyjaciel.
Z niemałym zaskoczeniem obserwowałem jak pojawia się przede mną czarnowłosa dziewczyna z grymasem niezadowolenia wymalowanym na twarzy.
- Dobra. Może rzeczywiście za nerwowo zareagowałam- westchnęła, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jeden problem z głowy - odparłem uśmiechając się do niej ciepło i po chwili odwróciłem się przodem do nieznajomego. Przechyliłem delikatnie głowę w bok, bacznie mu się przyglądając . Mimowolnie wysunąłem prawą rękę do tyłu, łapiąc tym samym za dłoń Alfy Burzy. Ścisnąłem ją delikatnie, czując jak jej palce splatają się z moimi. Ostrożności nigdy za wiele. W końcu mógł to być ktoś z tej cholernej Rady.
- Kim jesteś? - spytałem się, taksując samca wzrokiem od stóp do głowy.
- Nazywam się Tsukikasu - przedstawił się wpatrując się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co cię tutaj sprowadza? - dopytywałem się, próbując wyciągnąć od niego jak najwięcej istotnych informacji, w międzyczasie próbując odczytać kolor jego aury. Na szczęście nie przedstawiała ona nic więcej jak tylko strach i zdziwienie. Było jednak coś co bardzo mnie w nim zaintrygowało. Coś tak mało istotnego dla pozostałych, że postanowiłem to przemilczeć.
- Szukam watahy, która by mnie przyjęła.
- Ktoś cię tu przysłał? Jak się tu znalazłeś?
- Sam nie wiem. Po prosto szedłem.... I nie. Nikt mnie nie przysłał.
Jeszcze przez kilka sekund doszukiwałem się chociaż maleńkiej zmiany w jego aurze, ale ta była cały czas taka sama.
- Hebi, co ty na to? - odwróciłem się z powrotem do dziewczyny stojącej za moimi plecami.
~ Nie czuję w nim nic podejrzanego.
- Mam nadzieję, że nie będę żałowała tego, że ci zaufałam - westchnęła, mierząc mnie bystrym wzrokiem.
- Nie masz powodu do tego, żeby mi nie ufać... I obiecuję, że żadnego ci nie dam - puściłem do niej oczko, uśmiechając się, a ta wywróciła tylko teatralnie oczami, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku.
Był przede mną, może z pięć metrów. Uśmiechał się, czułem to.
- Dawno mnie nie odwiedzałeś, Gabrielu - wysyczałem przez zęby, wyszukując w mroku sylwetki znajomego. Z satysfakcją wychwyciłem jej zarys, chwaląc w duchu wyostrzony wampirzy wzrok, który mi to ułatwił.
- Miałem dużo spraw do załatwienia... Chyba się nie gniewasz...? - zaśmiał się.
- Ja? Skądże - odparłem lekkim, protekcjonalnym tonem - Ale powiedz mi, co cię zmusiło do odwiedzin?
- Oj... Nie cieszysz się z wizyty chrzestnego? - zapytał, a ja z trudem powstrzymywałem śmiech, który próbował się wyrwać z moich ust. Mężczyzna zbliżył się do mnie na odległość dwóch metrów, co pozwoliło mi na dokładne obejrzenie jego twarzy.
- W ogóle się nie zmieniłeś, staruszku - zarechowtałem, a on mi zawtórował.
- A ty nadal nie wiesz kiedy powinieneś zamilknąć.
Powoli zmniejszyłem odległość, która nas dzieliła i już chwilę później stałem z wujem twarzą w twarz.
- Tęskniłem, młody - wyznał chrzestny poklepując mnie po ramieniu.
- Nawet się do tego nie przyznawaj. Zmiękłeś...
- A ty podrosłeś, szczeniaku.
- Wiem... Żadna mi się teraz nie oprze - puściłem mu oczko, poprawiając kołnierz kurtki - Co robiłeś, gdy cię nie było i co cię sprowadza?
Ponowiłem pytanie, zerkając na Gabriela.
- Szukałem kogoś... Ale niestety jeszcze nie znalazłem - westchnął przeczesując dłonią włosy - A jestem tu, ponieważ ktoś wyćwierkał mi, że uciekłeś z szeregów Rady. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy.
-Ja? pomocy? Od ciebie? - zarechotałem, czując jednak wdzięczność do chrzestnego
- Jak zwykle niewdzięczny - ponownie usłyszałem jego śmiech.
- Taki już jestem... A tak w ogóle to na długo zostajesz?
Gabriel popatrzył na mnie przepraszająco i odchrząknąwszy, położył rękę na moim ramieniu.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, Natanielu - odparł w międzyczasie wyjmując z płaszcza sporej wielkości kopertę, którą chwilę później wysunął w mą stronę.
- Co to? - Spytałem z zaciekawieniem przyglądając się pakunkowi i zastanawiając się nad tym, co może być w środku.
- Kilka podstawowych rzeczy, które mogą Ci się przydać podczas pobytu w mieście i coś jeszcze.... Za niedługo znów cię odwiedzę... - Mówił a ja w tym czasie próbowałem otworzyć kopertę, co udało mi się po dłuższej chwili. W środku znalazłem dowód, kilka potrzebnych i istotnych dokumentów, nowy telefon, papier z banku i list.
- Wujaszku... Postara... - Zacząłem, ale gdy uniosłem wzrok uzmysłowiłem sobie, że jestem sam. Fuknąłem z irytacją, po czym zaśmiałem się pod nosem.
Resztę przejrze na miejscu, pomyślałem i pognalem przed siebie, w stronę kwaterki wampirów.
No nic... Jedzonko kiedy indziej.
*****
Biegłem w stronę budynku, w którym zatrzymała się ferajna z Niemych Gór, cały czas ściskając w ręce kopertę od chrzestnego - zaufanego przyjaciela mojego ojca. Gdy tylko dotarłem na miejsce skierowałem się do pokoju, który wcześniej zająłem i z impetem opadłem na łóżko. Całkiem miękko. Przymknąłem powieki i leżałem tak wsłuchując się w rozmowy domowników. Cholera, przekląłem przypominając sobie o pewnym małym problemie. Bezszelestnie wstałem z łóżka i szybkim krokiem wyszedłem na korytarz, gdzie o dziwo, od razu wpadłem na tego, o którego istnieniu sobie przypomniałem. Przyjrzałem mu się dokładnie i stwierdziłem, że jak na kogoś, kto pakował się w niezłe kłopoty, był bardzo cichy. Mimowolnie przypomniałem sobie nasze spotkanie, które dla niego mogło skończyć się katastrofą. Gdybym oczywiście nie zainterweniował.
Była to godzina, a może nawet dwie przed naszym odejściem z Niemych Gór. Szedłem spokojnym krokiem przez teren Watahy Powietrza, próbując zwiedzić chodź maleńki skrawek tego pięknego, ujmującego miejsca, którym były Nieme. Całe otoczenie było spowite tak gęstą, mlecznobiałą mgłą, że tylko niewielka ilość promieni słonecznych zdołała przez nią się przebić, muskając mą twarz, którą naznaczała podłużna szrama, sięgająca od górnej powieki do połowy mojego policzka. Pamiątka, której nie pamiętałam. Przeszłość, o której nie miałam pojęcia. To był znak, wskazówka, ale co mi po niej skoro nie umiałem jej odczytać. Delikatnie musnąłem palcem jasnoróżową bliznę i westchnąłem przeciągle.
Kurwa, czemu to wszystko jest takie skomplikowane. Dlaczego czuję, że straciłem wspomnienia z ponad połowy swojego życia? Biłem się z własnymi myślami całą drogę do granicy pomiędzy terenem Watahy Powietrza i Ognia, gdy nagle poczułem negatywne emocje mojej Alfy, która była najwyraźniej czymś bardzo wkurzona. Bez zastanowienia przyspieszyłem kroku, prowadzony słodkim zapachem wadery, narzucając wcześniej na siebie iluzję, która skutecznie ukryła skutki mojej przeszłości.
Wytropienie wilczycy zajęło mi tylko kilka sekund i już chwilę później moim oczom ukazało się czarne futro, naznaczone fioletowymi refleksami.
-Masz pojęcie, że ścigam cię bez przerwy od kiedy wyżarłeś MOJE śniadanie ?! Jesteś bezczelny! Nauczę cię, że mi się nie zjada śniadania, głucholcu!- krzyknęła Hebi , szykując się do ataku. Szczerze, nie miałem pojęcia o co dokładnie chodziło z tym całym śniadaniem, ale nie mogłem stać bezczynnie i patrzeć jak rozwścieczona dziewczyną prawie zagryza tego biedaka. Z wampirzą szybkością wskoczyłem między skłóconą dwójkę, uniemożliwiając tym samym waderze uśmiercenie młodego chłopaka.
-Hebi, Alfo kochana… przecież ty go rozszarpiesz …lepiej odpuść, dużo jest królików w naszym lesie.- odparłem ze spokojem, patrząc się na nią, z delikatnym łobuzerskim uśmiechem na ustach.
-Morda Nataniel! – warknęła –Z drogi!
-Ech…- westchnąłem przeciągle widząc jak wilczyca napina mięśnie.
- Hebi... Proszę. Myśl racjonalnie. Nie chcesz mieć jego krwi na rękach, wierz mi - próbowałem do niej przemówić, bojąc się jednak, że to może nie wystarczyć.
~ Nat! - usłyszałem jej głos w głowie.
~ Księżniczko... Proszę cię, jako twój przyjaciel.
Z niemałym zaskoczeniem obserwowałem jak pojawia się przede mną czarnowłosa dziewczyna z grymasem niezadowolenia wymalowanym na twarzy.
- Dobra. Może rzeczywiście za nerwowo zareagowałam- westchnęła, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jeden problem z głowy - odparłem uśmiechając się do niej ciepło i po chwili odwróciłem się przodem do nieznajomego. Przechyliłem delikatnie głowę w bok, bacznie mu się przyglądając . Mimowolnie wysunąłem prawą rękę do tyłu, łapiąc tym samym za dłoń Alfy Burzy. Ścisnąłem ją delikatnie, czując jak jej palce splatają się z moimi. Ostrożności nigdy za wiele. W końcu mógł to być ktoś z tej cholernej Rady.
- Kim jesteś? - spytałem się, taksując samca wzrokiem od stóp do głowy.
- Nazywam się Tsukikasu - przedstawił się wpatrując się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co cię tutaj sprowadza? - dopytywałem się, próbując wyciągnąć od niego jak najwięcej istotnych informacji, w międzyczasie próbując odczytać kolor jego aury. Na szczęście nie przedstawiała ona nic więcej jak tylko strach i zdziwienie. Było jednak coś co bardzo mnie w nim zaintrygowało. Coś tak mało istotnego dla pozostałych, że postanowiłem to przemilczeć.
- Szukam watahy, która by mnie przyjęła.
- Ktoś cię tu przysłał? Jak się tu znalazłeś?
- Sam nie wiem. Po prosto szedłem.... I nie. Nikt mnie nie przysłał.
Jeszcze przez kilka sekund doszukiwałem się chociaż maleńkiej zmiany w jego aurze, ale ta była cały czas taka sama.
- Hebi, co ty na to? - odwróciłem się z powrotem do dziewczyny stojącej za moimi plecami.
~ Nie czuję w nim nic podejrzanego.
- Mam nadzieję, że nie będę żałowała tego, że ci zaufałam - westchnęła, mierząc mnie bystrym wzrokiem.
- Nie masz powodu do tego, żeby mi nie ufać... I obiecuję, że żadnego ci nie dam - puściłem do niej oczko, uśmiechając się, a ta wywróciła tylko teatralnie oczami, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku.
- Wiesz kim jestem, prawda? - usłyszałem nagle głos Tsukikasu, który skutecznie wyrwał mnie z zamyślenia.
Mimowolnie spojrzałem mu w oczy.
- Chodzi ci o to, że jesteś mieszańcem? - zapytałem beznamiętnie, zjeżdżając wzrokiem na niewielki wisiorek wiszący na szyi młodego. Skądś go znam.
-Tak - przytaknął azjata, dziwnie mnie obserwując. Kurwa, nie patrz się tak. Nienawidzę tego. Warknęłam w myślach.
- Masz gdzie spać? - zapytałem niespodziewanie, na co chłopak przecząco pokręcił głową.
- Dobra... To możesz u mnie. Jestem sam w pokoju.... Ale żeby nie było. Lubię. Ciszę - rzuciłem, po czym zniknąłem za drzwiami.
Drugi raz tego wieczora, opadłem na łóżko i zamknąłem oczy, przysłuchując się otoczeniu.
Słyszałem jak Tsukikasu wchodzi i siada na wolnym łóżku, jego równomierny oddech i rytm bicia serca. To właśnie kochałem. Ciszę.
(Tsukikasu?)
Mimowolnie spojrzałem mu w oczy.
- Chodzi ci o to, że jesteś mieszańcem? - zapytałem beznamiętnie, zjeżdżając wzrokiem na niewielki wisiorek wiszący na szyi młodego. Skądś go znam.
-Tak - przytaknął azjata, dziwnie mnie obserwując. Kurwa, nie patrz się tak. Nienawidzę tego. Warknęłam w myślach.
- Masz gdzie spać? - zapytałem niespodziewanie, na co chłopak przecząco pokręcił głową.
- Dobra... To możesz u mnie. Jestem sam w pokoju.... Ale żeby nie było. Lubię. Ciszę - rzuciłem, po czym zniknąłem za drzwiami.
Drugi raz tego wieczora, opadłem na łóżko i zamknąłem oczy, przysłuchując się otoczeniu.
Słyszałem jak Tsukikasu wchodzi i siada na wolnym łóżku, jego równomierny oddech i rytm bicia serca. To właśnie kochałem. Ciszę.
(Tsukikasu?)
Wreszcie! Już się nie mogłam doczekać! Zwariować można przez wasze lenistwo... ale opo jak zwykle super ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następne ;3
Jej!!! Nadal nie mogę uwierzyć, że Nataniel może mieć braciszka :3 oj oj... Na pewno będzie świetnym starszym bratem *.*
OdpowiedzUsuńXd Ja leniem?! Dziękuję ;) / Nataniel
OdpowiedzUsuńOd kiedy Nataniel jest Betą?
OdpowiedzUsuńHebi zaproponowała mi to w pierwszym opo;) / Nataniel
OdpowiedzUsuńA wgl to co się nie odzywasz? Co poniektórzy się martwili...
OdpowiedzUsuńIstnieje coś takiego jak mail, jakbyś zapomniał XD
OdpowiedzUsuńWybacz Natty, opo odp Ukiego sie opuźni, bo wcz późno napisałam tylko początek,a dzisiaj źle sie czułam :(
OdpowiedzUsuńPostaram się jutro skończyć, a jak nie to do niedzieli powinno sie udać :/
Nic się nie stało ;) Czekam :) / Nataniel
OdpowiedzUsuń