siebie koszmary. Niestety, byłam świadoma tego, że nic nie zdoła mi pomóc, ponieważ jestem za
słaba. Otworzyłam zmęczone oczy i uniosłam się do pozycji siedzącej. Odruchowo rozejrzałam się
po pokoju i z ulgą stwierdziłam, że nie ma w nim nikogo niepożądanego. Z trudem uspokoiłam
wzburzony rytm serca i z cichutkim jękiem opadłam z powrotem na poduszkę.
- Znowu masz te koszmary? - usłyszałam nagle głos przyjaciela, który dochodził z przeciwległego
kąta pokoju. Na moich ustach, jak na zawołanie pojawił się szczery uśmiech, który posłałam
chłopakowi wyłaniającemu się z półmroku spowijającego pomieszczenie.
- Mike... Długo tu jesteś? - spytałam poklepując miejsce obok siebie. Brunet z uśmiechem na ustach przysiadł koło mnie, obejmując mnie przy tym ramieniem, na którym
ja położyłam głowę. - Jakiś czas - odparł, całując mnie w czubek głowy. - Zupełnie tak, jak kiedyś - szepnęłam mocniej wtulając się w jego, aż za bardzo materialne ciało. - Oj tak... Pamiętam... - mruknął w moje włosy - A wracając, co śniło ci się tym razem? Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam prosto w te jego zielone oczy. - Zawsze to samo. Ta sama twarz, ten sam głos, te same słowa - wybełkotałam, czując narastającą
gulę w gardle. - Nadal nie wiesz co to może oznaczać? - dopytywał się, nie przestając głaskać mnie po ramieniu. - Nie - westchnęłam ogarnięta bezsilnością - Nie mam pojęcia. - A co u ciebie? Gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytałam, naśladując ton głosu matki przyjaciela. - Hmm... Tu i tam - odparł, uśmiechając się tajemniczo, co dla mnie było wystarczające, aby
podejrzewać, iż mnie śledził. - Co widziałeś? - spytałam i uśmiechając się delikatnie, szturchnęłam go w ramię. - Kim jest ten blondyn, z którym rozmawiałaś w ogrodzie? - zapytał nagle chłopak, patrząc na mnie z dziwnym bólem w oczach. Mój uśmiech momentalnie pobladł, a serce zaczęło dudnić w piersi. - To mój Alfa, Mike. - zdołałam wydusić, po długiej ciszy wypełnionej przemyśleniami obu stron. - Jesteś pewna, że nikt więcej? - uniósł brew, jednocześnie wykrzywiając usta w grymasie niesmaku. - Jestem członkiem jego watahy, nikim więcej. Dla niego jestem tylko i wyłącznie członkiem watahy - wychrypiałam, czując coraz większą presję ze strony Mike'a. - Dla niego... Ale kim on jest dla ciebie - padło kolejne pytanie i tylko to, że w tej chwili siedziałam na miękkim materacu łóżka, uratowało mnie przed rozbiciem głowy o podłogę. - Dla mnie... On... - jąkałam się, nie mogąc złożyć myśli w sensowną całość. - Tylko nie kłam, Hes. - Ja.... Nie wiem - poddałam się w końcu - Nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie czułam i po prostu
nie wiem, co mam o tym myśleć. Może to dlatego, że był pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę, gdy tego najbardziej potrzebowałam... - On cię olewa, Hes. Może i ci pomaga, może jest dla ciebie miły, ale nigdy nie pomyśli o tobie tak, jak o tej czarnowłosej dziewczynie - warknął, zrywając się z łóżka. - Mike... - zdołałam wybełkotać. - Nie, Hes. Jak możesz być taka ślepa, taka naiwna? I dziwić się dlaczego tak łatwo cię zrobić -
wyrzucał z siebie słowa, każdym kolejnym sprawiając mi coraz większy ból. Ostatecznie, gdy
skończył już swoją wypowiedź, moja twarz była cała mokra od łez. - O co ci chodzi? - Cholera, Hes. O wszystko. O całe to pieprzone życie. O to jak ono się potoczyło. - syknął krążąc
nerwowo po pokoju. - Mike... Co się zmieniło? - zapytałam bezradnie. - Wszystko - popatrzył na mnie szmaragdowymi oczami, które szkliły się delikatnie w półmroku
pokoju. - Nie wiem o co ci chodzi, Mike. Jakie "wszystko"? - Hespe, nie jesteśmy już dziećmi. Jak myślisz, co mogłoby się zmienić - szepnął zbliżając się do
mnie. - Nie... - powstrzymałam go - Myślę, że powinieneś już iść.- Wybełkotałam, próbując powstrzymać kolejną falę płaczu, która zaczęła ogarniać moje zmęczone ciało. Chłopak nie miał jednak
najmniejszego zamiaru mnie słuchać. Z każdą kolejną sekundą był coraz bliżej mnie. - Nie... Nie podchodź bliżej. Proszę... - Zobaczysz. Sprawię, że zapomnisz o tym chłopaku... Hespe, robię to dla twojego dobra - odparł z bólem w głosie i rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie nieznośne zimno, które ogarnęło całe moje ciało. Zimno spowodowane nie tylko jego zniknięciem, ale również to spowodowane jego wcześniejszymi słowami. - Dlaczego ty zawsze musisz mieć rację - załkałam obejmując kolana rękoma, pozwalając łzom
płynąć.
Super super / Kim
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba twoja postać *^* ~Anna
OdpowiedzUsuńMike taki szczery... Aż do bólu. Szkoda trochę Hespe, ale kiedyś to musiało się stać, a moim zdaniem lepiej prędzej niż później ;p
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadania. Zawsze jest e nich tyle uczuć. Na pierwszy rzut oka taka delikatna i wgl. a jednak to trafia do czytających ;) Na pewno do mnie :)
UsuńPopieram, do mnie też. Tylko że cały czas te opowiadania są jakby... smutne? Nwm czy to właściwe słowo, ale takie odnoszę wrażenie
UsuńO to w sumie chodzi. Na razie Hespe boryka się z bólem i cierpieniem. Tak mi się przynajmniej wydaje :) Hespe, czy tak?
OdpowiedzUsuńSuper się wczuwasz, dzięki temu i ja mogę ;) nie mogę się tylko doczekać jakiejś poważniejszej relacji z chłopakiem :) Na pewno albo będę płakała, albo mówiła non stop: Oooooo.... *.*
Usuń