środa, 24 czerwca 2015

(Watah Wody) od Hespe

Raz po raz przewracałam się jak nie na jeden bok, to na drugi, bezskutecznie próbując odpędzić od 
siebie koszmary. Niestety, byłam świadoma tego, że nic nie zdoła mi pomóc, ponieważ jestem za 
słaba. Otworzyłam zmęczone oczy i uniosłam się do pozycji siedzącej. Odruchowo rozejrzałam się 
po pokoju i z ulgą stwierdziłam, że nie ma w nim nikogo niepożądanego. Z trudem uspokoiłam 
wzburzony rytm serca i z cichutkim jękiem opadłam z powrotem na poduszkę.
- Znowu masz te koszmary? - usłyszałam nagle głos przyjaciela, który dochodził z przeciwległego 
kąta pokoju. Na moich ustach, jak na zawołanie pojawił się szczery uśmiech, który posłałam 
chłopakowi wyłaniającemu się z półmroku spowijającego pomieszczenie.
- Mike... Długo tu jesteś? - spytałam poklepując miejsce obok siebie. Brunet z uśmiechem na ustach przysiadł koło mnie, obejmując mnie przy tym ramieniem, na którym 
ja położyłam głowę. - Jakiś czas - odparł, całując mnie w czubek głowy. - Zupełnie tak, jak kiedyś - szepnęłam mocniej wtulając się w jego, aż za bardzo materialne ciało. - Oj tak... Pamiętam... - mruknął w moje włosy - A wracając, co śniło ci się tym razem? Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam prosto w te jego zielone oczy. - Zawsze to samo. Ta sama twarz, ten sam głos, te same słowa - wybełkotałam, czując narastającą 
gulę w gardle. - Nadal nie wiesz co to może oznaczać? - dopytywał się, nie przestając głaskać mnie po ramieniu. - Nie - westchnęłam ogarnięta bezsilnością - Nie mam pojęcia. - A co u ciebie? Gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytałam, naśladując ton głosu matki przyjaciela. - Hmm... Tu i tam - odparł, uśmiechając się tajemniczo, co dla mnie było wystarczające, aby 
podejrzewać, iż mnie śledził. - Co widziałeś? - spytałam i uśmiechając się delikatnie, szturchnęłam go w ramię. - Kim jest ten blondyn, z którym rozmawiałaś w ogrodzie? - zapytał nagle chłopak, patrząc na mnie z dziwnym bólem w oczach. Mój uśmiech momentalnie pobladł, a serce zaczęło dudnić w piersi. - To mój Alfa, Mike. - zdołałam wydusić, po długiej ciszy wypełnionej przemyśleniami obu stron. - Jesteś pewna, że nikt więcej? - uniósł brew, jednocześnie wykrzywiając usta w grymasie niesmaku. - Jestem członkiem jego watahy, nikim więcej. Dla niego jestem tylko i wyłącznie członkiem watahy - wychrypiałam, czując coraz większą presję ze strony Mike'a. - Dla niego... Ale kim on jest dla ciebie - padło kolejne pytanie i tylko to, że w tej chwili siedziałam na miękkim materacu łóżka, uratowało mnie przed rozbiciem głowy o podłogę. - Dla mnie... On... - jąkałam się, nie mogąc złożyć myśli w sensowną całość. - Tylko nie kłam, Hes. - Ja.... Nie wiem - poddałam się w końcu - Nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie czułam i po prostu 
nie wiem, co mam o tym myśleć. Może to dlatego, że był pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę, gdy tego najbardziej potrzebowałam... - On cię olewa, Hes. Może i ci pomaga, może jest dla ciebie miły, ale nigdy nie pomyśli o tobie tak, jak o tej czarnowłosej dziewczynie - warknął, zrywając się z łóżka. - Mike... - zdołałam wybełkotać. - Nie, Hes. Jak możesz być taka ślepa, taka naiwna? I dziwić się dlaczego tak łatwo cię zrobić - 
wyrzucał z siebie słowa, każdym kolejnym sprawiając mi coraz większy ból. Ostatecznie, gdy 
skończył już swoją wypowiedź, moja twarz była cała mokra od łez. - O co ci chodzi? - Cholera, Hes. O wszystko. O całe to pieprzone życie. O to jak ono się potoczyło. - syknął krążąc 
nerwowo po pokoju. - Mike... Co się zmieniło? - zapytałam bezradnie. - Wszystko - popatrzył na mnie szmaragdowymi oczami, które szkliły się delikatnie w półmroku 
pokoju. - Nie wiem o co ci chodzi, Mike. Jakie "wszystko"? - Hespe, nie jesteśmy już dziećmi. Jak myślisz, co mogłoby się zmienić - szepnął zbliżając się do 
mnie. - Nie... - powstrzymałam go - Myślę, że powinieneś już iść.- Wybełkotałam, próbując powstrzymać kolejną falę płaczu, która zaczęła ogarniać moje zmęczone ciało. Chłopak nie miał jednak 
najmniejszego zamiaru mnie słuchać. Z każdą kolejną sekundą był coraz bliżej mnie. - Nie... Nie podchodź bliżej. Proszę... - Zobaczysz. Sprawię, że zapomnisz o tym chłopaku... Hespe, robię to dla twojego dobra - odparł z bólem w głosie i rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie nieznośne zimno, które ogarnęło całe moje ciało. Zimno spowodowane nie tylko jego zniknięciem, ale również to spowodowane jego wcześniejszymi słowami. - Dlaczego ty zawsze musisz mieć rację - załkałam obejmując kolana rękoma, pozwalając łzom 
płynąć.

7 komentarzy:

  1. Super super / Kim

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba twoja postać *^* ~Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Mike taki szczery... Aż do bólu. Szkoda trochę Hespe, ale kiedyś to musiało się stać, a moim zdaniem lepiej prędzej niż później ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Twoje opowiadania. Zawsze jest e nich tyle uczuć. Na pierwszy rzut oka taka delikatna i wgl. a jednak to trafia do czytających ;) Na pewno do mnie :)

      Usuń
    2. Popieram, do mnie też. Tylko że cały czas te opowiadania są jakby... smutne? Nwm czy to właściwe słowo, ale takie odnoszę wrażenie

      Usuń
  4. O to w sumie chodzi. Na razie Hespe boryka się z bólem i cierpieniem. Tak mi się przynajmniej wydaje :) Hespe, czy tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super się wczuwasz, dzięki temu i ja mogę ;) nie mogę się tylko doczekać jakiejś poważniejszej relacji z chłopakiem :) Na pewno albo będę płakała, albo mówiła non stop: Oooooo.... *.*

      Usuń