sobota, 20 czerwca 2015

Od North'a

Krzyki i warkoty dobiegające z "wilkołaczego" skrzydła domu, świadczyły chyba o tym, że ta jakże urocza blondyneczka poinformowała swojego przyjaciela o tym, że zgubiła gdzieś jego dziewczynę i dziecko. Uroczo.
Postanowiłem, że przejdę się, zobaczyć czy nie rozwalili mi domu i przy okazji zażyć trochę więcej rozrywki. Przywitał mnie ten specyficzny wilczy zapach, którego nienawidzę. Zmarszczyłem więc nos i starając się oddychać przez usta, przeszedłem korytarz. Po drodze minąłem pokój tego Alfy i uśmiechnąłem się ironicznie, słysząc odgłosy rozbijanych przedmiotów. Uchyliłem lekko drzwi, uważając, żeby czarnooki mnie nie zauważył i przez chwilę przyglądałem się temu, jak pakuje swoje rzeczy. Chyba miał zamiar szukać tej swojej dziewczynki sam. Miłość...Nigdy tego nie zrozumiem, dzięki Bogu.
Zamknąłem drzwi z powrotem i skierowałem się dalej, poszukać Faith. Pośmiać się trochę z tej jej pewności siebie, zobaczył czy dalej wygląda tak perfekcyjnie jak przed wizytą u Alfy i może trochę podołować. Jej zapach był dość mocno rozpoznawalny. Zdaje się, że pachniała czymś w rodzaju kwiatów, nie umiem określić jakich. Może gdyby nie domieszka tego wilczego smrodu, zapach byłby całkiem ładny. Podkreślam - może. Siedziała w ramionach swojego młodszego brata, łkając cicho w jego ramię. Przechyliłem głowę. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że wyglądali uroczo. Dwie jasne głowy ze "słodkimi", jakby to określiła Lily, lokami, ładne, regularne twarze i smukłe, ale silne ciała. Byliby w jakimś sensie zewnętrznie piękni, gdyby nie ich obrzydliwa, budząca odrazę rasa i to, co kryło się pod tą kremową skórą.
-Rodzeństwo znów razem.- Zaćwierkałem. - Jak pięknie.
Oboje podnieśli głowy w tym samym momencie, zwracając na mnie swoje błękitne i złote oczy.
-Czego chcesz?- Zapytał chłopak, obejmując siostrę mocniej ramieniem, jakby w odruchu ochrony.
-Pogadać.- Wzruszyłem ramionami i usiadłem na krześle na przeciwko kanapy, na której siedziały wilczki. - Wnioskuję, że coś nie poszło po twojej myśli, Fai?
Dziewczyna wyprostowała się w ramionach brata. Dopiero wtedy dostrzegłem ogromną purpurową plamę na jej lewym policzku. Uniosłem brew.- Śliczna buzia tym razem nie pomogła załagodzić sytuacji?
-Zamknij się.- Mruknęła.- Nie chcę o tym rozmawiać.
Podniosłem ręce w geście poddania się.
-Nie naciskam. Ostrzegam tylko, że nie chcę w tym domu żadnych jatek. Jeśli rozwalicie mi chatę, zapłacicie za to w ten lub inny sposób.
-Nie rozwalamy ci chaty.- Warknął Ice.- Widzę, że bawi cię cała sytuacja.
-Odrobinę.- Przyznałem.- Ale tak naprawdę przyszedłem tutaj, żeby powiedzieć wam, że za góra dwa tygodnie będziecie mogli się stąd wynieść. W Chicago załatwiłem wam starą kamienicę. Klimat będzie wam bardziej odpowiadał.
-Dzięki. Jesteśmy wdzięczni.- Powiedział blondyn. Z jakiejś przyczyny jego słowa wydały mi się nawet całkiem szczerze.
-Taa...Do tego czasu korzystajcie z życia w Las Vegas. Tutaj jest lepiej niż wam się wydaje. Szczególnie polecam kasyna i kluby. Zabawcie się, poimprezujcie, odreagujcie emocje.
-Skorzystamy jak będziemy mieli na to ochotę.
-Cudownie.- posłałem im suchy uśmiech.- Na mnie już chyba czas. Nie jesteście dziś zbyt dobrymi kompanami do rozmowy.- Stwierdziłem ironicznie.
Po drodze do mojej sypialni natknąłem się na czarnookiego z torbą przewieszoną przez ramię.
-Wyjeżdżasz?- Uniosłem brwi, udając zdziwienie.
-Nie twój interes.-Warknął.
Zabawne ile nienawiści wnieśli do naszego domu. A chwila. Nienawiść właściwie zawsze tutaj była. Teraz jest tylko więcej...dramatu.

2 komentarze:

  1. Czekaj, co?! Chicago?! Przecież to na drugim końcu Ameryki! Znowu przeprowadzka? Weźcie się ogarnijcie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale że co? Czemu Chicago? Nie można zostać w Vegas? Jakie dwa tygodnie? Znowu cały ten burdel związany z przeprowadzką? Błagam, powiedzcie, że to żart... Proooszę...

    OdpowiedzUsuń