Krzyki i warkoty dobiegające z "wilkołaczego" skrzydła domu, świadczyły chyba o tym, że ta jakże urocza blondyneczka poinformowała swojego przyjaciela o tym, że zgubiła gdzieś jego dziewczynę i dziecko. Uroczo.
Postanowiłem, że przejdę się, zobaczyć czy nie rozwalili mi domu i przy okazji zażyć trochę więcej rozrywki. Przywitał mnie ten specyficzny wilczy zapach, którego nienawidzę. Zmarszczyłem więc nos i starając się oddychać przez usta, przeszedłem korytarz. Po drodze minąłem pokój tego Alfy i uśmiechnąłem się ironicznie, słysząc odgłosy rozbijanych przedmiotów. Uchyliłem lekko drzwi, uważając, żeby czarnooki mnie nie zauważył i przez chwilę przyglądałem się temu, jak pakuje swoje rzeczy. Chyba miał zamiar szukać tej swojej dziewczynki sam. Miłość...Nigdy tego nie zrozumiem, dzięki Bogu.
Zamknąłem drzwi z powrotem i skierowałem się dalej, poszukać Faith. Pośmiać się trochę z tej jej pewności siebie, zobaczył czy dalej wygląda tak perfekcyjnie jak przed wizytą u Alfy i może trochę podołować. Jej zapach był dość mocno rozpoznawalny. Zdaje się, że pachniała czymś w rodzaju kwiatów, nie umiem określić jakich. Może gdyby nie domieszka tego wilczego smrodu, zapach byłby całkiem ładny. Podkreślam - może. Siedziała w ramionach swojego młodszego brata, łkając cicho w jego ramię. Przechyliłem głowę. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że wyglądali uroczo. Dwie jasne głowy ze "słodkimi", jakby to określiła Lily, lokami, ładne, regularne twarze i smukłe, ale silne ciała. Byliby w jakimś sensie zewnętrznie piękni, gdyby nie ich obrzydliwa, budząca odrazę rasa i to, co kryło się pod tą kremową skórą.
-Rodzeństwo znów razem.- Zaćwierkałem. - Jak pięknie.
Oboje podnieśli głowy w tym samym momencie, zwracając na mnie swoje błękitne i złote oczy.
-Czego chcesz?- Zapytał chłopak, obejmując siostrę mocniej ramieniem, jakby w odruchu ochrony.
-Pogadać.- Wzruszyłem ramionami i usiadłem na krześle na przeciwko kanapy, na której siedziały wilczki. - Wnioskuję, że coś nie poszło po twojej myśli, Fai?
Dziewczyna wyprostowała się w ramionach brata. Dopiero wtedy dostrzegłem ogromną purpurową plamę na jej lewym policzku. Uniosłem brew.- Śliczna buzia tym razem nie pomogła załagodzić sytuacji?
-Zamknij się.- Mruknęła.- Nie chcę o tym rozmawiać.
Podniosłem ręce w geście poddania się.
-Nie naciskam. Ostrzegam tylko, że nie chcę w tym domu żadnych jatek. Jeśli rozwalicie mi chatę, zapłacicie za to w ten lub inny sposób.
-Nie rozwalamy ci chaty.- Warknął Ice.- Widzę, że bawi cię cała sytuacja.
-Odrobinę.- Przyznałem.- Ale tak naprawdę przyszedłem tutaj, żeby powiedzieć wam, że za góra dwa tygodnie będziecie mogli się stąd wynieść. W Chicago załatwiłem wam starą kamienicę. Klimat będzie wam bardziej odpowiadał.
-Dzięki. Jesteśmy wdzięczni.- Powiedział blondyn. Z jakiejś przyczyny jego słowa wydały mi się nawet całkiem szczerze.
-Taa...Do tego czasu korzystajcie z życia w Las Vegas. Tutaj jest lepiej niż wam się wydaje. Szczególnie polecam kasyna i kluby. Zabawcie się, poimprezujcie, odreagujcie emocje.
-Skorzystamy jak będziemy mieli na to ochotę.
-Cudownie.- posłałem im suchy uśmiech.- Na mnie już chyba czas. Nie jesteście dziś zbyt dobrymi kompanami do rozmowy.- Stwierdziłem ironicznie.
Po drodze do mojej sypialni natknąłem się na czarnookiego z torbą przewieszoną przez ramię.
-Wyjeżdżasz?- Uniosłem brwi, udając zdziwienie.
-Nie twój interes.-Warknął.
Zabawne ile nienawiści wnieśli do naszego domu. A chwila. Nienawiść właściwie zawsze tutaj była. Teraz jest tylko więcej...dramatu.
Czekaj, co?! Chicago?! Przecież to na drugim końcu Ameryki! Znowu przeprowadzka? Weźcie się ogarnijcie!
OdpowiedzUsuńAle że co? Czemu Chicago? Nie można zostać w Vegas? Jakie dwa tygodnie? Znowu cały ten burdel związany z przeprowadzką? Błagam, powiedzcie, że to żart... Proooszę...
OdpowiedzUsuń