czwartek, 20 sierpnia 2015

(Wataha Wody) od Hespe

Na początku widziałam ciemność i nim moje oczy przyzwyczaiły się do nagłego rozbłysku światła minęły kolejne minuty. Gdy w końcu zdołałam podnieść ciężkie powieki zobaczyłam najpierw niewyraźnie kształty i zarysy drzew,  później na szczęście mogąc z grubsza zidentyfikować miejsce swojego pobytu. Leżałam w lesie, na zarosionej ściółce, która nieznośne przyklejała się do mojej skóry. 
Mimowolnie wsłuchałam się w otaczające mnie głosy natury, która swym duchem przyzywała mnie do siebie. Bez zastanowienia wstałam i minimalizując pojawiające się zawroty głowy, ruszyłam w miejsce gdzie głosy były najgłośniejsze. 
Szłam, a później biegłam w labiryncie drzew, w długiej, błękitnej sukni coraz bardziej wsłuchując się w szepty, aż w końcu znalazłam się w miejscu gdzie las się przerzedzał. Promienie południowego słońca pieściły mą twarz i odkryte części ciała. W oddali zauważyłam kilka skromnych budynków i ogromny drewniany kościółek, który znajdował się najbliżej granicy między polanom i lasem. Świeże powietrze wypełniało moje płuca, a orzeźwiającą wiatrem muskał me zaróżowione policzki. To był piękny widok i równie piękne uczucie. Przez chwilę myślałam, że to tylko sen, pragnąc aby było tak na prawdę, ale jakaś część mnie wiedziała, że to nie może być tak cudowne. Nagle z ogromną czujnością rozejrzałam się dookoła szukając czegoś niepokojącego. Chwilę później usłyszałam strzał, którego odgłos zawisł nieznośnie w powietrzu. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze niepokoju, a ciało całe się napięło. Ruszyłam w nieznanym mi kierunku, prowadzona przez ducha w moim wnętrzu. Coś było nie tak, a ja mimo że nie wiedziałam co to takiego, poczułam nieodpartą ciekawość i osłaniający niepokój. 
Przeszłam przez polanę i znajdowałam się tuż obok tylnej ściany kościoła, gdy nagle ciszę rozdarł kolejny strzał. Wychyliłam delikatnie głowę i wtedy ich zobaczyłam. Młodzieńców ubranych w mundury, z bronią w ręku i grymasem gniewu na twarzy. Trzech po jednej stronie, jeden po drugiej. I właśnie ten jeden, samotny żołnierz nosił strój naznaczony krwią. Cierpiał, ale walczył dalej, nawet wtedy gdy w oczach pozostałej trójki zapłonęła dzika żądza mordu. Nie byli ludźmi. Przed bezbronnym chłopakiem dumnie stanęły trzy ujadające wilki, gotowe do skoku i ostatecznego ataku i właśnie w tym momencie, gdy mięśnie bestii napięły się niebezpiecznie, przed moimi oczami znowu pojawiła się ciemność i ponownie przeszył mnie kaleczący chłód.  
- Jesteś taka naiwna. Niewinna i bezbronna - usłyszałam głos,  który dobrze znałam. Ten sam od mych dziecięcych lat nawiedzał mnie we śnie.  
- przyzwyczajaj się moja droga,  gdyż tym właśnie jest twoje przeznaczenie. Najważniejszym elementem twej egzystencji jest śmierć, wiec przygotuj się na to... Będziesz widziała jak ci których kochasz umierają,  ale jesteś zbyt słaba, aby im pomóc. Ucz się moje Dziecko... Twój czas nadchodzi.  
Chciałam krzyknąć "nie". Powiedzieć,  aby wyszła z mej głowy i nie wracała, ale głos uwiązł mi w gardle. Odzyskałam go dopiero wtedy, gdy na nowo zobaczyłam błyszczące oczy, zatroskanej Kilmeny. 
- Musimy iść do domu.... Muszę powiedzieć.....  - wychrypiałam, ale dość szybko zwątpiłam w swe zamiary. Komu niby miałabym to powiedzieć?  
- Hespe...  Co się stało?  Nie miałam z tobą kontaktu przez prawie cały kwadrans - powiedziała Azjatka, ale ja słyszałam w głowie tylko i wyłącznie głos zjawy.  
- Najważniejszym elementem twej egzystencji jest śmierć - szepnęłam, patrząc na koleżankę - Kilmeny...  ze mną jest coś nie tak i wydaje mi się, że jest tylko jedna osoba,  która może mi pomóc.
Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę, myśląc nad odpowiedziom,  aż w końcu rzuciła :
- Wchodzę w to - uśmiech rozświetlił jej twarz, a ja mimo obrazów, które widziałam nie mogłam zrobić nic innego jak ten uśmiech oddać.
- Ale najpierw muszę porozmawiać z Natanielem....
 
*****

- Czyli jeżeli dobrze zrozumiałem... Byłaś w lesie. Później usłyszałaś strzały i zobaczyłaś walczących chłopaków w mundurach, którzy jak się później okazało byli tacy jak my... A teraz uważasz, że jedyną osobą, która może ci pomóc to twoja zmarła babcia? - spytał blondyn, delikatnie przekrzywiając głowę. 
- Tak... Wiem jak to może brzmieć, ale pomyśl. My nie jesteśmy normalni i nasze życie też takie nie jest. Muszę to zrobić Nat. Powiedziałam to tobie, ponieważ nie wiem dlaczego, ale wiem, że mogę ci ufać... - powiedziałam dotykając dłonią jego twarzy. Była zimna w dotyku, ale przyjazne ciepło w jego oczach zdawało się mnie rozgrzewać. 
- Tylko.... Tylko uważaj na siebie Hespe - szepnął przybliżając swoje czoło do mojego, tak że teraz się stykaliśmy. 
- Obiecuję - uśmiechnęłam się delikatnie - Po za tym, będzie ze mną Kilmeny. 
Popatrzyłam na Azjatkę, która do tej pory nie odezwała się ani jednym słowem. 
- Więc, powierzam ci Małą - zaśmiał się chłopak zerkając w międzyczasie na dziewczynę. Jego niepewny uśmiech zdradzał, że nie do końca jej ufa, ale już nie jest źle i jest gotowy zaryzykować. Roześmiałam się widząc go takiego, później tego żałując, gdyż ten naskoczył na mnie i zaczął łaskotać, z triumfalnym uśmiechem na twarzy. 
- Przestań - pisnęłam, próbując odepchnąć go od siebie - Kil... Pomóż mi. 
Ciemnowłosa zaśmiała się tylko i bezskutecznie próbowała odciągnąć Azjatę ode mnie. W konsekwencji cała trójka zaczęła się śmiać tak mocno, że brakowało nam oddechu. 

Po jakichś pięciu minutach, gdy już wszyscy zdołaliśmy się uspokoić, wraz z koleżanką poszłam do pokoju, skąd wzięłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy. W tym samym czasie gdy ja wróciłam do salonu, do Nataniela,  Kilmeny poszła do siebie, po to aby się spakować i przy okazji powiadomić Alfy o naszej krótkiej nieobecności. 
Gdy dziewczyna wróciła z powrotem spotkałyśmy się z Natem, który ponownie przyciągnął mnie do siebie i uśmiechając się łobuzersko odprowadził mnie i moją koleżankę do drzwi, które chwilę później otworzyły się. 
Przed nami stanęła dwójka dotąd mi nie znanych wilków, które najwidoczniej znały hybrydę. Najbardziej zaciekawiła mnie postać blondwłosej dziewczyny, której zapach różnił się od dotąd mi znanych. Jej twarz wydała mi się niepokojąco znajoma, ale zanim w ogóle postanowiłam się odezwać, Nataniel złapał mnie za nadgarstek i przybliżył swoje usta do mojego ucha.  
- Idźcie....  Będziemy w kontakcie i pamiętaj.... Uważaj na siebie, Hespe. 
Nie rozumiejąc jego zachowania i mimo nieodpartej chęci pozostania, przytaknęłam tylko głową i ucałowałam go w policzek na pożegnanie.  
- Do zobaczenia,  Natanielu - szepnęłam i wymijając stojących w progu nieznajomych,  wyszłam wraz z Kilmeny na ulicę. 
- To gdzie najpierw? - usłyszałam podekscytowany głos Azjatki.  
- Przed siebie,  Kil - rzuciłam, po czym skierowałam się w stronę mojego dawnego domu - Czeka nas długa droga...

( Kil, co nas czeka w drodze? Jakie przeszkody musimy pokonać?)

1 komentarz:

  1. Wreszcie jakaś przygoda :) Czekam na rozwój wydarzeń :*

    OdpowiedzUsuń