niedziela, 2 sierpnia 2015

(Wataha Ognia) od Tsukikasu

Chłopak spojrzał na mnie gwałtownie.
-Czy to możliwe... Czy to możliwe, że jesteś moim bratem?
Te słowa dzwoniły mi jeszcze przez chwilę w uszach, niczym niezwykła melodia.
Mój brat... Po tylu latach wreszcie w zasięgu mojej ręki! Moje nadzieje nie były złudne, to naprawdę cały czas był i jest mój brat Nataniel.
-Tak...hah...to nawet bardziej niż możliwe. Jestem twoim małym braciszkiem.- odezwałem się w końcu głośno, z naciskiem na "małym", bo przecież już minęło sporo czasu...
Aż przypomniała mi się pewna noc...

*
Deszcz.
Zawsze się go bałem...
Woda z nieba, która atakowała wielkimi, silnymi milionami kropel.
Ogień z ogniska zawsze przy nim wygasał...Jak ofiara, która poddała się bez walki...
Bałem się, że zgasnę pod nim, roztopie się...
Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. Rozpętała się ulewa, a ja- mały wilczek, chowałem się w rogu przy małym ognisku.
-Czemu się trzęsiesz i kulisz? Zimno ci, malutki?- Po grocie nagle rozszedł się ciepły głos mojego brata, który dumnie stanął w wejściu. Spojrzałem powoli w jego stronę.
-Boję się...- zapiszczałem.
-Czego?
-Tej strasznej bestii na dworze... Braciszku Natty, ja nie chce się rozpuścić jak cukier...!
Westchnął.
-Uki... Deszcz nie jest groźny, zobacz tylko na mnie. Czy się rozpuściłem?
Przyjrzałem mu się dokładniej... Dopiero teraz zauważyłem. Jego futerko było dziwnie przylizane i ściekała z niego woda. Zupełnie jakby wrócił z kąpieli! A jednak...
-Nie, braciszku.- przyznałem.
-Choć do mnie, Tsukikasu. Wyjdziemy twojemu strachu naprzeciw. Nie martw się, będę obok.- Zachęcił mnie gestem i uśmiechał się czule.
Podszedłem.
-To tylko woda. Jak z rzeki, tylko że ta leci z nieba.-Wystawił łapę w sidła bestii! Wytrzeszczyłem oczy ze strachu. Na szczęście za chwile z powrotem ją cofnął i... nic mu nie było.
Wtedy zerknął na mnie z kamienną twarzą, a potem wyszedł cały na zewnątrz.
Stałem przy wejściu i wahałem się czy wyjść... Dziwny łowca, zwany deszczem, wciąż padał.
-Idziesz czy będziesz tak siedział i do końca życia sie bał?- Odezwał się braciszek zza groty.
Przełknąłem ślinę. Deszcz lunął mocniej, szybkie krople stukały głośno o grunt...
Raz się żyje. Wyszedłem.
Na początku było to dziwne uczucie masażu milionów chłodnych kropel. Piszczałem cicho z zamkniętymi oczami i kuliłem uszy i ogon po sobie.
Po chwili jednak przeszedł mnie ciepły dreszczyk... Czułem się jakoś...Przyjemnie?
-Widzisz, nie roztopiłeś się -Brat poczochrał mi włosy, a ja powoli otworzyłem oczy.- Pamiętaj. Deszcz nie jest bestią, nie chce zrobić ci krzywdy. Gdzieś tam daleko czają się gorsze niebezpieczeństwa, ale nie bój się...braciszek Natty cię ochroni. - Objął mnie mocno łapą. Jak zwykle był wpatrzony w dal. Przez chwilę staliśmy tak w bezruchu, słyszałem ciche bicie serca brata, widziałem jak naszyjnik na jego szyi świeci w świetle księżyca... Cieszyłem się, że mam go przy sobie. Czułem się bezpieczny i nie bałem się już deszczu. To była pierwsza i zarazem ostatnia nasza rodzinna noc w tamtym roku, noc moich drugich urodzin.
-Jutro czeka nas długa podróż... Zabiorę cię do nowego domu. Musisz się wyspać.- Powiedział Natty i wróciliśmy do groty.
~Nie bój się...Braciszek Natty cię ochroni.~ te słowa na zawsze utknęły w mojej pamięci
*
Chciałem powstrzymać łzy, ale wilgoć jakby sama zebrała się w moim lewym oku i spłynęła strumykiem po policzku, a ja uśmiechałem się jak małe dziecko na widok słodyczy.
-Odnalazłem cię, Natty...- Prawą ręką ściskałem wisiorek, a lewą otarłem łzy i ciągnąłem -W głębi duszy czułem, że to ty! Tyle lat cię szukałem... Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało...
Brat zeskoczył z parapetu i objął mnie mocno.
-Już pamiętam... Wszystko pamiętam. Wiedziałem, że mnie odnajdziesz! Tsuki, braciszku jak wyrosłeś...!
Opowiedziałem bratu jak zdziwiony byłem i smutny gdy nie pojawiał się po latach od naszego ostatniego spotkania. O tym jak byłem odrzucany za to, że jestem inny, jak odszedłem z watahy szkła i krążyłem po wszystkich okolicznych watahach, miastach, górach i lasach w poszukiwaniu go, a także jak odkryłem dar tego naszyjnika, dzięki któremu mogę zrozumieć mowę zwierząt i o zamieszaniu z zielarką i jak dotarłem do lasu przy Vegas... aż do naszego spotkania...
Nat opowiedział mi z kolei o liście ojca, dzięki któremu większość sobie przypomniał, o tym jak umarł i zmartwychwstał, o swoim wampirzym ja, o matce i ojcu, o Radzie, a także o naszej siostrze, którą teraz razem musimy odnaleźć.
-Cieszę się, że cię odnalazłem, bracie. Teraz jeszcze odszukamy siostrę i rodzina znów będzie w komplecie.- Uśmiechnąłem się, ale za chwilę długo ziewnąłem.
-Racja... Widzę, że jesteś śpiący. Połóż się spać, to chyba dla ciebie za dużo wrażeń jak na jedną noc...
-Tak...Dobranoc, Natty.-odpowiedziałem i ciężko położyłem się na łóżko, ściskając w dłoni naszyjnik. Byłem naprawdę zmęczony.
Potem pomyślałem o Kayli... Jakoś mi się przypomniała, a następnie widziałem już ciemność. Zasnąłem.
***
Słońce zaświeciło mocniej i drażniło oczy, lecz nie chciałem ich jeszcze otwierać.
Obróciłem się na lewy bok, wziąłem głęboki wdech, ścisnąłem ręką poduszkę, ułożyłem się wygodniej i... wtedy zadzwonił budzik.
-Ugh... Niech to... Znowu budzę się na minutę przed dzwonkiem.- Wymamrotałem pod nosem, po czym sięgnąłem leniwie ręką, by wyłączyć budzik w telefonie leżącym na szafce przy łóżku. Gdy budzik się wyłączył, padłem głową na poduszkę. Odetchnąłem chwilę, odwróciłem twarz i zerknąłem na zegar wiszący na ścianie.
Wskazywał 10.30.
Szybko zerwałem się z posłania, założyłem na siebie białą bluzkę i czarne dresy i wszedłem do wspólnej kuchni, gdzie zrobiłem na szybko kanapkę, którą natychmiast pochłonąłem . Lodówka powoli zaczynała świecić pustkami...
Wziąłem parę drobnych pieniędzy, czapkę i jedząc drugą kanapkę, wyszedłem.
***
Wbiłem do supermarketu i kupiłem: koc, (bo w nocy trochę zimno), drugi scyzoryk (przyda się na zapas) oraz trochę jedzenia, na wypadek, gdyby nikt nie wpadł na pomysł uzupełnienia lodówki.
Gdy już stałem przy kasie, moje oczy przykuły kwiaty... Fiołki były na przecenie.
Kocham te kwiatki, a najbardziej te ciemne fioletowe! Takie właśnie jedne jedyne między innymi kwiatami stały sobie w doniczce.
-Poproszę jeszcze o te fiołki.- Zwróciłem się do kasjerki.
Pulchna kobieta podała mi do rąk doniczkę z kwiatami i uśmiechnęła się sztywno.
Myślę, że Nat się nie obrazi, jak postawię je w naszym pokoju na parapecie. Nie wymagają dużej opieki. Trochę wody raz na tydzień pod liście im wystarcza.
***
Odwiedziłem jeszcze restauracje, w której byłem wczoraj z Kaylą... Nie wiem czemu, ale mnie kusiło, żeby zajrzeć czy jej tam nie ma.
-Mnie szukasz, kolego?
Usłyszałem znajomy głos, a gdy się odwróciłem nie byłem zaskoczony. Stała za mną właśnie Kayla.
Odgarnęła kosmyk długich blond włosów za ucho i patrzyła na mnie wyczekująco.
-W zasadzie wpadłem tylko napić się tego samego wina co wczoraj, ale skoro też tu jesteś, to może masz ochotę napić się ze mną? Dziś ja płacę. -Uśmiechnąłem się lekko. ostatnio uśmiech coraz łatwiej mi przychodzi.
-Hmmm pomyślmy...- Milczała chwilę, a potem odparła- Nie.
-Ach... No okej w takim razie- zacząłem lecz weszła mi w zdanie.
-Nie, ponieważ wolałabym coś zjeść. Wina już się przed chwilą napiłam... zapolujmy.- zakończyła nieco ciszej i wyszła na zewnątrz. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nią.
-Kayla! Czekaj, odstawie tylko zakupy. Spotkamy się w południowej części lasu.
Skinęła głową, że rozumie i zniknęła w tłumie.
***
Gdy dotarłem do pokoju, słyszałem jak mój brat gada z jakąś dziewczyną.
Nie przeszkadzając im przeszedłem cicho obok, by dostać się do lodówki.
Odłożyłem jedzenie, a resztę wniosłem do pokoju na krzesło.
Tylko fiołek postawiłem na parapecie, gdzie kontrastował z jasnością ścian.
Szybkim krokiem ruszyłem do drzwi wyjściowych, za którymi złapał mnie brat.
-Widzę, że kupiłeś trochę jedzenia... Dokąd tak ci śpieszno, Uki? Nie przyrządzisz czegoś dobrego?
-Ja... Przepraszam, muszę iść!- wybiegłem na korytarz
-Hej! Co jest?! Powiedz chociaż o której wrócisz! -wykrzyknął Nat za mną
-Za kilka godzin! Potem ci wszystko wyjaśnię!- odkrzyknąłem ze schodów i nie słuchałem co mówił dalej.
Wbiegłem między ciemne budynki, zmieniłem się w wilka ze skrzydłami i poleciałem.
***
Kayla siedziała na dużym pniu drzewa w swojej wilczo-tygrysiej postaci.
-Cześć. Długo czekałaś?- Spytałem
-Taa, ale mniejsza o to, wytropiłam dwie łanie niedaleko stąd.-odpowiedziała z dumą.
Powęszyłem w powietrzu, ale nic nie czułem...
-Prowadź więc.- Odparłem, a gdy ruszyła truchtem pod wiatr, pobiegłem za nią.

(Przepraszam, że tak pomieszane... Kayla możesz?)

2 komentarze:

  1. Oczywiście, że mogę ;3 Nie wiem, co za zły człowiek postawił ci beznadziejne, bo wcale takie nie jest ;) Ja tam nigdy nie postawiłam ci niżej niż dobre, bo pamiętam, jak to jest zaczynać ;p ~ Kayla

    OdpowiedzUsuń
  2. Pffft nawet nie zwracam na to uwagi, moja komórka nawet nie wyświetla wersji na komp. A jak sie komu nie podoba-jego sprawa. Może innym sie podoba.

    Jednak...
    Szczeże to serio nie wyszło, Tsuki ma w charakterze "zmienny" a tu wychodzi na ciote xd gupia wena, jak najdzie to na fragmęt a ptm dopełnienia są do dupy.
    ale dzięki za dobre chęci :) ~Tsukik ass u

    OdpowiedzUsuń