Cały czas myślałem o liście. Nawet teraz, gdy wreszcie mogłem zaspokoić głód, który dał mi się już we znaki. Miałem brata. Straciłem najpierw jego i matkę, później ojca i wolność, a na samym końcu straciłem również siostrę, o której tak a pro po nie miałem pojęcia.
Moje kły wtopione były w delikatną skórę niedawno poznanej dziewczyny. Z jej lekko rozchylonych ust wydobył się cichutki jęk i później pomruk zadowolenia, gdy razem z łapczywym napełnianiem swego organizmu krwią, dotykałem jej zgrabnej talii i pieściłem skórę jej brzucha, ramion i karku. Ofiara wygięła się w łuk i już kolejny raz mnie zaskakując, szepnęła "jeszcze". Mimo jej ochoczego poddaństwa nie potrzebowałem i nie chciałem więcej, więc odsunąłem twarz od zagłębienia w jej szyi i pocałowałem ją delikatnie w usta, pozostawiając na jej pełnych wargach metaliczny posmak szkarłatnej cieczy. Ta oblizała je i uśmiechnęła się niepewnie.
- Musisz iść? - zapytała, gdy wstałem z łóżka i zacząłem zakładać leżącą w kącie koszulkę.
Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem się, ponownie do niej podchodząc. Materac ugiął się pod moim ciężarem, gdy siadałem obok, owiniętej cienką pościelą czarnowłosej dziewczyny, westchnąłem.
- Niestety... - pocałowałem ją w skroń i popatrzyłem w jej oczy. Były w kolorze fiołków. Nigdy wcześniej nie widziałem takich tęczówek.
- Zostań jeszcze trochę... - wychrypiała, dotykając dłonią mojego ramienia. Pozwoliłem jej na to, ponieważ wiedziałem, że tego potrzebuję. Dawno nie miałem dziewczyny... W sumie jak tak teraz myślę, to nigdy jej nie miałem. Były jednorazowe wysoki z kumplami z Arkadii, zabawy, ale następnego dnia o każdej z nich zapominałem. Ciekawiło mnie to jaki byłem i co robiłem przed śmiercią ojca, i przed moją amnezją.
Pokryłem jej dłoń swoją i ucałowałem wierzch drugiej uśmiechając się łobuzersko.
- Nadal nie rozumiem co cię skłoniło do poznania mnie i wpuszczenia do siebie, po tym jak dowiedziałaś się o tym czym jestem... Na prawdę się nie boisz? - spytałem, szczerze zaciekawiony jej odpowiedzią.
- Boję... - przyznała, patrząc mi z odwagą w oczy - Ale pomogłeś mi, a ja postanowiłam, że ci się odwdzięczę. Widziałam jaki byłeś słaby.
Jej szczerość była zadziwiająca. Po co więc to niszczyć.
- Myślałem, że czarownice raczej się nie mieszają w sprawy innych - zagaiłem, unosząc brew.
- Nie wychowałam się wśród nich, miałam tylko matkę. Nie wiem, więc jakie one są - wyznała dziewczyna po dość długiej chwilę - słyszałam o takich jak ty, ale nigdy ich nie spotkałam... To znaczy, wilków. Wampirów w Vegas jest sporo, ale zmiennokształtnych dotąd nie widziałam.
W odpowiedzi westchnąłem tylko i mrucząc coś pod nosem napierając ciałem na czarnowłosą, ponownie wylądowałem wraz z nią w rozkopanej pościeli. Plany poczekają...
*****
- Na pewno nie chcesz znać mojego imienia? - zapytałem już dziesiąty raz z rzędu, stojąc milimetr od drzwi, z głową zwróconą w fiołkowe oczy czarownicy.
- Żadnych imion... Tylko to co ty możesz dać mnie i co ja mogę dać tobie - szepnęła, podchodząc do mnie.
Jej miękkie usta wylądowały na moich, a ja z trudem powstrzymałem się, aby jej do siebie nie przyciągnąć i nie stracić na zabawę z nią kilku kolejnych godzin.
- Do zobaczenia... Pamiętaj, znajdziesz mnie zawsze wtedy, gdy będziesz mnie potrzebował... Nie ma w tym żadnej logiki, tylko więź... Zdaj się na nią - poczułem jak jej klatka piersiowa zaczyna wibrować w głuchym śmiechu i nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnąłem się.
- Okej... Przyjąłem. - rzuciłem i ostatni raz ucałowałem jej miękki policzek.
*****
- Mówię poważnie - pisnęła z podirytowania blondynka, na siłę próbując być poważną.
- Przepraszam, Hespe, ale ten plan ma wiele niedociągnięć - powiedziałem najspokojniej jak umiałem. Jej mina była niewyobrażalnie śmieszna, ale nie mówiłem tego na głos, bo jeszcze by się obraziła, a tego nikt by nie chciał.
- Natanielu... Ja muszę się dowiedzieć... Po prostu muszę... - załkała, chowając twarz w dłonie. Moje serce zamarło.
- Czyli jeżeli dobrze zrozumiałem... Byłaś w lesie. Później usłyszałaś strzały i zobaczyłaś walczących chłopaków w mundurach, którzy jak się później okazało byli tacy jak my... A teraz uważasz, że jedyną osobą, która może ci pomóc to twoja zmarła babcia? - spytałem w końcu, uważając aby nie przeoczyć nic ważnego z jej historii.
- Tak... Wiem jak to może brzmieć, ale pomyśl. My nie jesteśmy normalni i nasze życie też takie nie jest. Muszę to zrobić, Nat. Powiedziałam to tobie, ponieważ nie wiem dlaczego, ale wiem, że mogę ci ufać... - powiedziała dotykając dłonią mój policzek. Nie chciałem jej puszczać, ale miała nie być sama. Potrzebowała tego, a kim ja byłem aby jej zabraniać. Jeżeli dzięki tej wyprawie będzie spokojniejsza... Jestem w 99,99% za. Mogła mieć rację, a jeśli dzięki temu przestaną ją dręczyć koszmary, muszę się zgodzić.
- Tylko.... Tylko uważaj na siebie, Hespe - szepnąłem po kilku minutach wewnętrznego monologu, przybliżając swoje czoło do jej, tak że teraz się stykały.
- Obiecuję - uśmiechnęła się delikatnie, uspokajając mnie przy tym nieco - Po za tym, będzie ze mną Kilmeny.
Powędrowałem wzrokiem za waderą i wtedy zobaczyłem jej przyszłą towarzyszkę. Azjatka o długich, ciemnych włosach i niemal porcelanowej cerze uśmiechnęła się niepewnie i kiwnęła nieznacznie głową.
- Więc, powierzam ci Małą - zaśmiałem się, patrząc na dziewczynę wzrokiem, mówiącym "Proszę, niech nic jej się nie stanie". Wadera o imieniu Kilmeny, przytaknęła na znak, że rozumiała. Wtedy też oboje usłyszeliśmy szczery śmiech naszej wspólnej znajomej, która najwidoczniej bawiła ta poważna dla mnie sytuacja. Nie umiałem się nie zaśmiać wraz z nią, ponownie uświadamiając sobie jak się zmieniłem od odejścia z paczki Rady. Na lepsze... Pomyślałem odrzucając z myśli wszystkie obrazy z przeszłości, które już nie powinny mną rządzić.
W ramach zemsty rzuciłem się na niczego nie spodziewającą się Hespe, która już chwilę później była za słaba, aby nadal się śmiać. Łaskotki potrafią zdziałać cuda.
- Przestań - pisnęła, próbując mnie odepchnąć - Kil... Pomóż mi.
Ciemnowłosa wilczyca zaśmiała się i bezskutecznie próbowała odciągnąć mnie od ofiary. W konsekwencji, już chwilę później całą trójką zaczęliśmy się śmiać tak mocno, że brakowało nam oddechu.
Gdy zdołaliśmy się uspokoić każda z nich poszła do swoich pokoi, aby się spakować i przygotować do wyprawy. Ja cierpliwie czekałem, aż ponownie stawią się w salonie, co nie trwało długo. Już kilka minut później ponownie miałem w ramionach drobną przyjaciółkę, z którą jedno pożegnanie nie wystarczyło. Po dołączeniu do nas Kilmeny, wszyscy ruszyliśmy do drzwi, które otworzyły się, nim w ogóle sięgnęliśmy do klamki.
Przed nami stanął mój niedawno odnaleziony braciszek z koleżanką, której twarz wydała mi się niepokojąco znajoma. Bez słowa złapałem Hespe za ramię i przybliżając usta do jej ucha.
- Idźcie.... Będziemy w kontakcie i pamiętaj.... Uważaj na siebie, Hespe - szepnąłem, nie spuszczając wzroku z blond włosej nieznajomej, która stała teraz kilka kroków dalej niż wcześniej. Czego się boisz... Jej zachowanie było dziwne i dosyć ciekawe zważając na to, że nie byłem do końca pewny, czy na prawdę ją znałem. Ona najwidoczniej znała mnie, gdyż napiła wszystkie mięśnie i patrzyła na mnie jak na ducha, którego nie spodziewała się zobaczyć.
Nie rozumiejąc jej zachowania i mimo nieodpartej chęci pozostania, przytaknąłem tylko głową i ucałowałem ją w policzek na pożegnanie.
- Do zobaczenia, Natanielu - usłyszałem cichy szept słodkiej wadery i z troską i czujnością obserwowałem jak jej i jej koleżanki sylweta znika za Tsukikasu i intruzem.
- Tsuki... Kto to? - spytałem cały czas patrząc na nieznajomą.
- Nie żartuj... - prychnęła blondyna - A nawet jeżeli mnie nie pamiętasz, to wiedz że ja pamiętam ciebie.
Z jej gardła wydarł się głuchy warkot.
- Nie wydaje mi się, abym cię znał, ale ty najwidoczniej znasz mnie. Czy będziesz tak miła i mnie oświecisz? - starałem się wyzbyć z tonu głosu resztek sarkazmu, który sunął mi się na język. Byłem spokojny, niemal zimny, próbując przypomnieć sobie jej twarz.
- I ty śmiesz się jeszcze prosić.... - syknęła rzucając się na mnie. Mnie jednak nie zaskoczyła i dzięki sile, którą posiadałem, sprawnie wypchnąłem ją na zewnątrz, gdzie wyszczerzyłem na nią kły.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru walczyć. Jeżeli kiedykolwiek w przyszłości ci podpadłem to przepraszam... Wiedz jednak, że już nie jestem tym kim byłem... - odparłem, sam nie wiedząc co tak właściwie się dzieje. Wiedziałem, że mam niejednego wroga i niejeden chce mojej głowy, ale to już jest przesada. Ile ona może mieć lat? I co zrobiłem, że tak mnie nienawidzi.
- Radzę zapomnieć o przeszłości i odejść w pokoju - powiedziałem wyciągając do niej rękę.
( Kayla?)
Dobra, postaram się coś wymyślić w najbliższym czasie xd Miałam nadzieję, że napiszesz coś więcej, ale to też może być ;) ~ Kayla
OdpowiedzUsuńXd... Nie do końca wiedziałem jak się zachowasz, a nie chciałem zepsuć ;) / Nataniel
OdpowiedzUsuńEyy ale nie pozabijajcie sie xd ja tylko chcialem żb Kayla z nami zamieszkała i ZAPRZYJAŹNIŁA SIĘ choc troszku...~Tsuki
OdpowiedzUsuńOki, zobaczymy, co da się zrobić ;p ~ Kayla
Usuń