sobota, 15 sierpnia 2015

(Wataha Powietrza) od Rena

Od kilku minut z uporem wpatrywałem się w nową szklankę whisky w moim ręku. Szumiało mi w głowie, czułem się jak ostatnie ścierwo i nie miałem nawet siły, żeby wlać w usta jeszcze kilka łyków gorzko-słodkiej cieczy. Muzyka dudniąca w barze doprowadzało mnie do szału i jedynie moja zbyt ciężka głowa powstrzymywała mnie od wyrwania flaków z czarnoskórego mężczyzny, który układał playlistę, czy jak to się tam nazywa.
Skrzywiłem się, czując jak cały ten pierdolony alkohol, który w siebie wmusiłem, podchodzi mi do gardła i schowałem twarz w dłoniach. Nawet whisky nie była w stanie puścić do diabła tych wszystkich natrętnych, niewygodnych myśli. Obrazy powoli przesuwały się w mojej podświadomości, pokazując mi smutną twarz Sol, złote, pełne wyrzutu oczy Faith, mroczny uśmiech mojego ojca i żałośnie wyglądającego siebie.
I tak było za przyjemnie jak na moje standardy.
Kiedy zacząłem na poważnie zastanawiać się nad karierą alkoholika, obok dosiadła się smukła brunetka z oczami koloru rtęci.
-Rennier Foster w Las Vegas. - Odezwała się z nutą niepewności w melodyjnym głosie. Nikt nie miał takiego głosu. Zmrużyłem oczy. Wiedziałem kim jest. Wiedziałem, że nie powinniśmy się spotkać i wiedziałem, że nie powinniśmy rozmawiać.
Ale kogo obchodzi to, co "powinniśmy".
Spojrzałem dziewczynie  w oczy, pakując w swój wzrok tyle chłodu, ile potrafiłem w odpowiedzi na delikatny uśmiech, który wykwitł na jej czerwonych ustach. Właściwie to nigdy jeszcze jej takiej nie widziałem. W obcisłych ciuchach odsłaniających wszystko, co tylko się dało, starannie ułożonych włosach i cholernie wysokich butach.
-Sasha.- Odpowiedziałem, przy unosząc szklankę z alkoholem na znak toastu.- Wiedziałem, że dasz sobie radę.
-Wiedziałeś, że żyję?- W jej szarych oczach przemknęło zaskoczenie.
Czy to możliwe, żeby te wszystkie lata w ludzkim świecie odebrały jej kawałek mózgu?
Wzruszyłem tylko ramionami, nawet nie próbując się domyślać co robiła przez jakieś trzy lata, będąc jedną z "czołowych poszukiwanych" przez Radę.
-Nigdy nie słyszałem o twojej egzekucji, co równało się temu, że albo musiałaś przeżyć ucieczkę, albo umrzeć gdzieś nie z rąk Rady. Wolałem wierzyć w tą pierwszą wersję.- Wyjaśniłem, zaskoczony odkryciem faktu, że chyba naprawdę bardziej zależało mi na tym, że Sasha przeżyła ucieczkę niż została rozszarpana na kawałki przez Łowców.
-Cóż... Na początku było ciężko, ale teraz, kiedy się już tak bardzo ukrywać, życie jest o wiele przyjemniejsze.- Powiedziała.
Powoli przetrawiłem w myślach to, co właśnie powiedziała.
Musiał istnieć sposób, który pozwoliłby nam na całkowite zerwanie więzów z Radą... Tylko dzięki więzom krwi, które przekazali nam przodkowie, byliśmy w jakimś stopniu połączeni z Alexiusem - głównym organizmem Arkadii. Sasha od kilku lat była bezskutecznie poszukiwana, a jednak najwyraźniej nie miała zbyt wielkich problemów z ukrywaniem się. Wręcz przeciwnie. Zachowywała się tak, jakby była w większej mierze bezpieczna. Pytanie tylko CO ZROBIŁA, żeby tak było.
-Co masz na myśli, mówiąc, że już nie musisz się tak bardzo ukrywać?- Uniosłem brew i zmierzyłem ją wzrokiem. - Co prawda wyglądasz starzej niż powinnaś, ale wciąż łatwo cię rozpoznać. Chwila. Dlaczego właściwie wyglądasz starzej?
Dziewczyna westchnęła i przekręciła się na krześle, przy okazji ocierając się nogą o moje udo.
-To dłuższa historia. Takie historie są niebezpieczne.- Powiedziała, przyglądając mi się spod długich rzęs.- Bardziej chciałabym wiedzieć co ty tutaj robisz.
-Nie twój interes- powoli zacząłem tracić cierpliwość.- ale jeśli się boisz, że zdradzę im gdzie jesteś, możesz być spokojna. Jestem takim samym zbiegiem jak ty.
-Zaintrygowałeś mnie...- Zamrugała.- Chodź ze mną. tutaj ściany mają uszy.- Spojrzała na barmana, który od jakiegoś czasu przyglądał się nam zza blatu, udając że z wielką pasją czyści kieliszki.
-Niech będzie.- Przechyliłem szklankę, wypijając ostatni łyk whisky i ruszyłem za brunetką w stronę drzwi, przy okazji jeszcze raz lustrując cały jej strój.
-Czuję, że się na mnie gapisz, Ren.- Powiedziała, rzucając mi rozbawione spojrzenie przez ramię.
-To dobrze, nie jesteś jednak całkowitym beztalenciem jeśli chodzi o telepatię.- Stwierdziłem.- Od kiedy stylizujesz się na ekskluzywną prostytutkę?- Spytałem kąśliwie, kiedy znaleźliśmy się na chłodniejszym, nocnym powietrzu przed barem.
-Odkąd zostałam nią dwa lata temu.- Powiedziała, nawet bez grama wstydu w głosie.
O kurwa. - Tylko dzięki tej pracy miałam co jeść i gdzie mieszkać.
-Bycie dziwką nazywasz pracą?!- Wykrztusiłem, czując się, jakby ktoś właśnie dał mi w twarz.
-Wolałam to pierwsze określenie, ale to nie twoja sprawa, Ren.- wzruszyła ramionami ze znudzeniem.- Nie o tym mieliśmy rozmawiać.
Rzuciłem jej mordercze spojrzenie i bez słowa ruszyłem w kierunku, który wyznaczyła z niesmakiem w ustach po informacji, którą mi zaserwowała.
*
-Nie mam ochoty na twoje gierki- warknąłem, kiedy Sasha któryś raz z rzędu zaproponowała mi coś do picia.- Miałaś powiedzieć co takiego zmieniło się od czasu twojej ucieczki, że nie boisz się już Rady. 
-A ty miałeś mi powiedzieć co robisz w Las Vegas.- odparowała i usiadła w fotelu naprzeciwko z kubkiem parującej kawy w dłoni.- Więc czekam. 
Zacisnąłem zęby, próbując jakoś zamaskować swoje zniecierpliwienie. 
-Ładne mieszkanie. Rozumiem, że kupione za ciężko zarobione pieniądze?- Posłałem jej sarkastyczny uśmiech, rozglądając się po gustownie urządzonym wnętrzu. 
-Czekam.- Zignorowała moje pytanie słodkim uśmiechem i upiła łyk kawy.
-Dobra.- Mruknąłem, zrezygnowany.- Rok temu Alexius przydzielił nam zadanie zasiedlenia Niemych Gór, chciał powiększyć zasięg samej Arkadii. Razem z Faith, Mac'iem i Ice'm mieliśmy utworzyć watahy i zebrać nowych. Sprawy potoczyły się dość... niekorzystnie. Prawo Rady przestało nam odpowiadać i zbuntowaliśmy się. Zaczęło się od drobiazgów, potem kilku nowych zabiło Zwiadowców, czym dosłownie postawili na nas wszystkich krzyżyk. Nie mieliśmy wyjścia, zaczęliśmy walczyć o odrębność, kiedy nie udało się zatuszować całej sprawy. Między Niemymi Górami a Arkadią wybuchła mała wojna, którą... wygraliśmy- można tak powiedzieć. Ale nie mogliśmy tam zostać. Znaleźliśmy sojuszników. Bogaty wampirzy ród wywodzący się z Chicago. Mieszkamy z nimi tutaj i ukrywamy się.- Opowiedziałem w skrócie.
Sasha nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną. Spodziewałem się pytań w stylu "Jak do tego dokładnie doszło?" i innych banałów, podczas gdy ta całkowicie zbiła mnie z tropu.
-Ożeniłeś się z Faith?
-Nie.-Powiedziałem, marszcząc czoło.
-Wiedziałam, że nigdy do tego nie dojdzie.- Mruknęła bardziej do siebie niż do mnie.- A co z Macabre? On też zbuntował się przeciwko ojcu?
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Przed oczami mignęło mi bolesne wspomnienie śmierci przyjaciela. Skrzywiłem się, odwracając wzrok od jej taksujących szarych oczu.
-Mac od roku nie żyje.- Wykrztusiłem z siebie głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. 
Dziewczyna patrzyła na mnie chwilę, a potem pokręciła głową i nakryła usta dłonią.
-Alexius zawsze był potworem.- Odezwała się wreszcie.- Nie miałam pojęcia, że przeżyliście coś takiego... To...
-To przeszłość - Przerwałem jej. -A my musimy walczyć o przyszłość. Wiem, że znasz sposób, żeby pozbyć się więzi. Tutaj nie chodzi już tylko o nasze pokolenie, Sasha. 
-O czym ty mówisz?- Zmrużyła oczy.- Co jeszcze przede mną ukrywasz, Ren? Co jeszcze się wydarzyło?
-Nie ożeniłem się z Faith, ale jest ktoś, kto stanowi teraz cały mój świat. Sol i moje dziecko.
-Rozumiem, że Sol jest twoją żoną i  matką dziecka, o którym mówisz.
-Matką dziecka.- Poprawiłem ją.- A żoną zostanie, kiedy będziemy bezpieczni.
Oczy Sashy utknęły w niewidzialnym punkcie za oknem. 
-Ilu was jest?
-Wielu.
-Nie każdy będzie potrafił zrobić to, co ci teraz powiem, a im więcej osób będzie o tym wiedzieć, tym gorzej dla was, Ren.- westchnęła.- Ale owszem, jest sposób na to, żeby odciąć się od Rady. BARDZO nieprzyjemny.- Dodała z naciskiem.
-To nie ma znaczenia.
-Masz rację. Obiecaj mi tylko, że zachowasz to wszystko dla siebie i swojej rodziny. Innym nie można ufać. Nie w tej sprawie. W innym wypadku wszyscy możemy skończyć jako trupy wiszące żałośnie pod sufitem piwnicy Głównego Gmachu... Słowa są niebezpieczne. Przynajmniej tego się nauczyłam.

(Sasha, skończ to szybko, bo muszę biec do Sol xD I wybaczcie długość)

7 komentarzy:

  1. Mnie pasuje ;) Ale fakt, dobrze by było, żeby ktoś coś zrobił z Sol lub żeby sama ze sobą coś zrobiła ;p Ewentualnie Ivo albo Nezi i, o ile dobrze pamiętam, Anna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo chętnie coś z Nią zrobię ^.^

      Usuń
  2. Czekam Kochanie ;* xd / Sol.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie ciekawe rzeczy sie dowiaduje... fajne opo Reniu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aahahhahahahahahahahah! RENIU! Ren, już wiesz jak będę cię nazywał do końca twoich dni ;D

      Usuń
    2. Mac to ty? XD

      Usuń
  4. Nominowałam Cię do LBA <33 Po szczegóły zapraszam do mnie i miłej zabawy :) http://inna-historia-stefana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń