poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Sashy

Może jestem naiwna, może te wszystkie lata spędzone na karmieniu się strachem przed własnym cieniem jednak niewiele mnie nauczyły. Zdradziłam swoją największą tajemnicę mężczyźnie, który był synem jednego z moich największych wrogów, ale nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie, miałam osobliwe poczucie, że wreszcie zrobiłam coś dobrego.
-Twoje dziecko... Jak ma na imię?- Spytałam, kiedy Ren zaczął spoglądać w okno z rozkojarzonym wyrazem twarzy. Słysząc moje pytanie, błyskawicznie odwrócił głowę i rzucił mi zagadkowe spojrzenie czarnych oczu.
-Nie wiem nawet czy to chłopiec, czy dziewczynka - wyznał.- Nie mam też pojęcia czy żyje.
W głowie zawirowało mi kilka sprzecznych ze sobą myśli, które postanowiłam zachować dla siebie. Mimo wszystko dobrze znałam charakter Rena, który mogłabym określić jako "trudny". Nigdy nie potrafił wytrwać przy czymś dłużej niż miesiąc, nigdy nie był entuzjastą odbierania sobie wolności, ani nawet posiadania dzieci. Zmienił się. To ona musiała go zmienić. Sol, czy jakkolwiek miała na imię, musiała być całkiem interesującą osobą. Ciekawe tylko, czy miałaby ochotę zawierać znajomość z ekskluzywną prostytutką. Raczej szczerze w to wątpię.
-Żyją.- Powiedziałam wreszcie, łapiąc w palce niesforny kosmyk, który zaczęłam owijać wokół palca.
-Nie chcę nawet widzieć innej opcji.
-Wspominałeś coś o twoim własnym klanie. Może mogłabym poznać twoich przyjaciół?- Posłałam mu uśmiech, który zazwyczaj działał na większość mężczyzn, z którymi się spotykałam. Tyle, że tamci mężczyźni w decydującej większości byli obleśni i nie warci nawet najmniejszej gierki. Ren ze swoimi obsydianowymi oczami zaliczał się do mniejszości, z którą miałam ochotę grać.
-Wiem, co próbujesz robić, Sasha.- Stwierdził od niechcenia Ren i powoli podniósł się z fotela, na którym siedział, żeby kilka sekund później jego usta mogły znaleźć się trzy centymetry od mojego ucha.- Ale nie jesteś Sol.
-Nie.- Teraz ja również wstałam, aby nasze oczy znajdowały się na podobnym poziomie.- Ale Sol tutaj nie ma. Kiedyś mnie chciałeś.
-Kiedyś cię miałem. Ale moja lista życzeń uległa zmianie. Teraz chcę tylko dwóch rzeczy, a ty niestety do nich nie należysz.
-Nie masz pojęcia co tracisz.- wymruczałam, sunąc paznokciem po krawędzi jego koszulki.- Ten jeden raz, będziemy wiedzieć tylko my dwoje. Wcale nie musisz zmieniać listy życzeń.
-Nie. -Złapał mnie za podbródek.- Jeśli faktycznie zechcesz poznać nasz klan, będziesz mile widzianym gościem. A teraz pozwól, że wrócę do domu.
-Oczywiście.- Pocałowałam go w policzek i zrobiłam krok w tył, próbując ukryć jakoś swoje rozczarowanie. To nie był już Ren, którego znałam. Ten Ren miał rodzinę, ja nie miałam nic.
Tylko masę klientów, dla których byłam czymś w rodzaju wymarzonej atrakcji, czekającej zawsze pod ich odrapanymi drzwiami.
*
Przesunęłam się po rurze z cichym sykiem metalu i uśmiechnęłam się do dobrze ubranego mężczyzny, siedzącego w loży niedaleko drzwi, który od kilku minut obserwował mnie wygłodniałym wzrokiem. 
Z gracją przeskoczyłam przełożyłam nogę przez metalowy pręt i zakręciłam zmysłowo biodrami, całkowicie świadoma tego, że moja pierś wysunęła się nieco z koronkowego stanika w kolorze intensywnego różu. W ostatnich taktach piosenki wykonałam jeszcze niewielki obrót, by chwilę później ruszyć ku schodkom zejściowym ze sceny, ciągle kołysząc dziewczęco biodrami. Obserwujący mnie mężczyzna niepostrzeżenie znalazł się zaledwie kilkanaście centymetrów dalej, by następnie złapać mnie w pasie i wziąć na ręce. Nie miałam czasu, żeby zastanowić się jak zdołał tak szybko pokonać kilkadziesiąt metrów, bo jego usta momentalnie odnalazły moje i wpiły się w nie z uderzającą siłą. Nim zdążyłam zaprotestować, jego język wtargnął przez moje wargi, a ja ledwo mogłam wziąć oddech.
-Zaczekaj.- Spróbowałam wyszeptać mu do ucha, ale ten przycisnął mnie tylko mocniej do siebie, tak, że na pośladkach poczułam twardość pod jego spodniami. - Zostaw mnie, do cholery!
Równie dobrze mogłabym złamać sobie nadgarstek, bo odpychanie go siłą nie miało sensu. 
Miałam już zamiar zacząć krzyczeć, kiedy ktoś nagle pchnął mężczyznę na pobliskie schody, uwalniając mnie z jego obleśnych objęć. Ten jęknął i przetoczył się na podłogę, a z jego nosa popłynęła krew. Spróbował mnie złapać, ale nieznajomy zasłonił mnie swoim ciałem.
-Odwal się od niej.-warknął.
-Dobra! Wyluzuj, sama tego chciała.- wymamrotał mężczyzna, unosząc ręce w geście poddania.
-Chyba śnisz!-Syknęłam, kiedy ochrona zbierała poszkodowanego z podłogi. Ten mruknął tylko coś w rodzaju "dziwka", a zaraz potem zniknął za drzwiami, wypchany siłą przez jednego z ochroniarzy.
-Powinnaś bardziej uważać.- Nieznajomy odwrócił się, ukazując twarz. Miał przystojną twarz, dłuższe włosy związane w koński ogon i jasne oczy, chyba zielone...- Może odprowadzę cię dziś do domu?
-A może niekoniecznie?

(Devon?)


1 komentarz:

  1. Właśnie, co z Devonem? Już od dawna nie napisał żadnego opowiadania, ale jego postać przewija się w opowiadaniach innych... On zamierza jeszcze pisać? Pytam dla pewności, żeby nie było ;p

    OdpowiedzUsuń