sobota, 28 grudnia 2013

(Wataha Powietrza) od Rena

Zmieniłem się w człowieka, natchniony nagłą ochotą stanięcia na dwóch, a nie czterech nogach, kiedy usłyszałem za sobą szelest liści. Zakląłem na swój brak czujności, widząc jak zbliża się do mnie jakiś facet z przylepionym do twarzy, głupim uśmieszkiem.
- Co robisz na moim terenie?-warknąłem, przy okazji naprężając wszystkie mięśnie. Zawsze uczono mnie, żeby zawsze być gotowym do walki.
- Jaki miłe powitanie- Zmierzyłem wzrokiem przybysza, który nie wyglądał na więcej niż rok starszego ode mnie.Na jego szczęście nie byłem w nastroju do walki, ale kiedy zagwizdał pod nosem, omal nie rozbiłem mu tej jego opalonej gęby na miazgę.- Mam na imię Devon i szukam dla siebie watahy.
- Teraz jesteś na moich terenach, chłoptasiu.-Posłałem mu jedno ze swoich najbardziej nieprzyjaznych spojrzeń.
- Zauważyłem...- jego lubieżność zaczynała mnie coraz bardziej wkurzać.-To co? Mogę się tu czuć jak u siebie w domu?- To było bezczelne. Ale z drugiej strony...Chyba wolałbym mieć go po swojej stronie. Kulturystów nigdy za wiele. Musiałem zastanowić się dłuższą chwilę, ale miałem złe przeczucia. Faith na pewno lepiej by go rozpracowała.
- Niech będzie.-Zaryzykowałem.-Tam jest  Jaskinia Watahy Powietrza-skinąłem brodą w stronę swojej nowej siedziby.- Wybierz sobie jakąś grotę- powiedziałem niechętnie.
- Mi to pasuje.
Przez moment ogarnęło mnie jakieś niewyjaśnione uczucie. Poczułem, że właśnie dzieje się coś w czym powinienem brać udział.
- Resztę omówimy później. Muszę coś załatwić.- Musiałem sprawdzić, co dzieje się z resztą.
- Jasne. Ej, a w razie czego jak mam do ciebie mówić?- Już się odwracałem, kiedy Devon zapytał mnie swobodnie.
- Ren- rzuciłem niedbale przez ramię.- Mam nadzieję, że nie narobisz mi gnoju...-mruknąłem pod nosem i puściłem się biegiem ku przeciwnej stronie krainy. Nie trudno było się zorientować, że zamieszanie, o którym podpowiadała mi moja podświadomość, miała miejsce nie gdzie indziej jak w Jaskini Watahy Wody, którą zidentyfikowałem po charakterystycznym, słodkim zapachu, Alfy Wody.
Zawahałem się przed wejściem, nie wiedząc co mogę zastać w środku, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła. Nie wiem ile czasu musiało upłynąć, zanim ktokolwiek zorientował się, że jestem świadkiem toczącej się tam kłótni, czy czegoś tam. Nawet nie wiem jak mam to nazwać.
Faith wyglądała na wyprowadzoną z równowagi, ale Ice zachowywał charakterystyczny dla siebie spokój. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z obecności dwóch innych wilków w grocie. Przede mną stała dziewczyna. Nie widziałem jej twarzy, ale wydawała mi się dosyć młoda, ze względu na swój bardzo niski wzrost i lekko jeszcze dziecięcy głosik. Obok Faith stał chłopak mniej więcej w moim wieku, albo odrobinę starszy. Musiał być bratem tej rozwrzeszczanej dziewczyny, którą trzymał Ice.
- To NASZ teren. Ty nie masz tu żadnego prawa głosu!- warknęła Faith, robiąc krok w kierunku "rozwrzeszczanej". Wyglądało na to, że trafiłem w sam środek jakiejś zaciekłej dyskusji.
- Co to do cholery ma znaczyć "NASZ"?! Po pierwsze, wasza dwójka raczej nie tworzy jeszcze wielkiego królestwa chyba, że zamierzacie się rozmnożyć- Mała chyba się rozkręciła, a ja nie mogłem ukryć śmiechu.-a po drugie- kontynuowała swój "wywód"- Kto dał wam prawo do rządzenia się tymi górami?!
- A tobie, kto dał prawo, żeby zakładać tu Watahę?- odezwałem się miękko. Kątem oka widziałem jak się wzdryga. Musiałem się nacieszyć to chwilą. Nagle powietrze stało się gęste, a wszyscy umilkli. Zabawne.
- Wiesz, dziewczynko...To było trochę niegrzeczne.-okrążyłem ją i zatrzymałem się naprzeciwko, tak aby widzieć jej twarz. Była ładną, młodą dziewczyną, ale ten jej zadziorny wyraz twarzy wszystko jej chrzanił. Zbledła lekko kiedy pochyliłem się, żeby głębiej spojrzeć jej w oczy. Ice położył rękę na moim bicepsie i pokręcił głową.
- Zostaw.
Nie lubiłem jak ktoś mi rozkazywał, ale teraz byłem skłonny posłuchać. Zwłaszcza, że nie chciałem zgrywać wielkiego potwora przed Faith. Ona i tak już mnie za takiego uważała. Odwróciłem się do dziewczyny plecami i podszedłem do Alfy Wody, żeby stanąć za jej plecami. Nie umknęło mi spojrzenie, którym obdarował mnie ciemnowłosy chłopak. Złość, niedowierzanie, wstręt, odraza, wściekłość...Wszystko to mieszało się ze sobą, ale jedno nie dało mi spokoju. W tych złotych oczach czaiła się zazdrość. Czyżby nasz drogi wilczek był zazdrosny o Faith? I tak jej nie dostanie. Chyba, że po moim trupie. Umyślnie złapałem waderę w pasie i posłałem jej słaby uśmiech. Nie zaprotestowała, więc zwróciłem się do czarnowłosej.
- Możesz założyć nową watahę,...-rzuciłem jej pytające spojrzenie.
- Hebi-odpowiedziała lekko zdziwiona.
- A więc, witam Watahę Burzy w Niemych Górach, Hebi.- Podałem jej dłoń, celowo unikając jej brata.
- Ren, jak to?- Wkońcu odezwała się Faith.
- Pozwól, że porozmawiamy o tym na osobności- Musnąłem wargami jej policzek, upewniwszy się najpierw, czy wszystko widzi basior, wciąż stojący  zaledwie kilkanaście centymetrów dalej. Facet musiał wiedzieć, że ona jest i zawsze będzie tylko i wyłącznie moja.
(Hoax?)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz