niedziela, 22 grudnia 2013
(Wataha Burzy) od Isabelli
Błąkałam się i błąkałam. Śnieg po pas, a ja dalej nie znalazłam tej cholernej jaskini. Byłam przemarznięta do szpiku kości. Usiadłam i zaczęłam płakać, moje łzy już w połowie swej wędrówki zamarzały. Po chwili zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się i zobaczyłam…….. wiewiórkę. Wybuchłam śmiechem. Skończyłam się śmiać dopiero wtedy, kiedy uciekła, a jej miejsce zajęła, wysoka, szczupła, długowłosa, no jednym słowem piękna dziewczyna.
- Jestem Hebi. – przedstawiła się uprzejmie i podała mi dłoń, aby pomóc mi wstać.
- Miło mi. Ja jestem Isabella. – mimo iż nie lubię mojego pełnego imienia uznałam za słuszne, że wypadałoby przedstawić się tak jakoś bardziej gościnnie.
- Dlaczego płaczesz? – zapytała zmartwiona. Było mi bardzo wstyd. Nie wiedziałam nawet co mam jej odpowiedzieć. Postanowiłam jednak, że nie będę kłamać.
- Zgubiłam się. Szukam jaskini Watahy Burzy. Wiesz może gdzie się ona znajduje? – poczułam, że się zarumieniłam i uśmiechnęłam się lekko do nowej znajomej.
- Ładnie Ci tak. – dziewczyna odwzajemniła uśmiech. – Oczywiście, że wiem gdzie ona jest. Jestem Alfą tej Watahy. – zaniemówiłam i zrobiłam przed nią pokłon. – Nie wygłupiaj się – zaśmiała się – Chodź, zaprowadzę Cię. Nie mam zbyt dużo czasu. Wyszczerzyłam zęby, jednak gdy Hebi powtórzyła moją reakcję szybko je schowałam. Ona miała takie piękne zęby, ech, wszystkiego jej można było pozazdrościć.
- Prowadź – machnęłam ręką. Alfa puściła się biegiem po drodze zmieniając postać. Nie tak łatwo było mi ją dogonić jak myślałam. Była bardzo szybka i zwinna. Ja wyglądałam przy niej jak ciele. Minęłyśmy po drodze około siedem jaskiń, aby w końcu dotrzeć do tej właściwej. Z zewnątrz wyglądała na bardzo małą, jednak w środku była bardzo pojemna. Hebi szła ciemnym korytarzem wgłąb, aż w końcu zatrzymała się i wskazała rękom w prawo.
- Tu jest twoja grota. Możesz ją jakoś urządzić, w końcu to Ty tutaj będziesz mieszkać. – Hebi puściła do mnie oczko. – Okey, ja się zmywam, mam parę spraw do załatwienia. – i już jej nie było. No cóż zostałam sama. Postanowiłam, że się rozpakuję. Otworzyłam torbę, a na samym wierzchu zobaczyłam jedną z moich ulubionych książek. Sięgnęłam i przeczytałam tytuł : „ Cichy zbójca. ”, o, to coś dla mnie, ułożyłam się wygodnie i zaczęłam czytać. Po chwili jednak usłyszałam ciche chrząknięcie. Boże, czy tutaj nigdy nie ma spokoju. Spojrzałam...
( ktokolwiek, tylko wiecie, pomysłowi ludzie mile widziani )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz