- A możesz mi powiedzieć: po chuj mi las?- Macabre obdarował mnie szelmowskim uśmiechem.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na okolicę i na myśl przyszło mi tylko jedno określenie : Skalna pustynia.
Wzruszyłam ramionami. Szczerze? Nie obchodziło mnie to, gdzie Mac ulokuje swoją watahę. Im dalej ode mnie tym lepiej.
- Skoro tak lubisz...-rzuciłam.- W każdym razie ja poszukam gdzie indziej. Do zobaczenia później.
- Jasne, Mała. Możemy spotkać się wieczorem kiedy już znajdziesz sobie jaskinię i jakieś łóżko.-odwróciłam się gwałtownie obrzucając go zimnym spojrzeniem- Chociaż...Łóżko chyba nie będzie nam potrzebne. Na ziemi też jest wygodnie-dodał, gdy wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Pocałuj się w dupę.-warknęłam i pobiegłam w zalesioną stronę gór.
Kiedy w końcu znalazłam odpowiednią grotę dla mojej watahy, która na razie składała się tylko ze mnie i mojego brata, byłam trochę zmęczona. Rozejrzałam się po przestronnym wnętrzu. W głębi rozgałęziała się na pięć innych korytarzy, a te z kolei na jeszcze kilka innych grot średniej wielkości. Największa miała należeć do mnie, więc postanowiłam użyć swojej mocy, aby trochę ją spersonalizować. Wyobraziłam sobie swoje dawne łóżko, które zostawiłam w mojej sypialni, w rodzinnym domu, a już moment później stało on na samym środku mojej groty. Przemieściłam jeszcze kilka przedmiotów: szafkę ze wszystkimi księgami magii, duże, oprawione w zdobioną ramę lustro i pachnące świece, które miały oświetlać pomieszczenie. Rzuciłam okiem na swoje dzieło i wreszcie poczułam się jak w domu. Zanotowałam w pamięci, żeby sprawdzić jeszcze inne korytarze z jaskini, które zdawały się nie prowadzić do grot i wyszłam na świeże powietrze. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie jadłam nic od dwóch dni, a mój żołądek upominał się o swoje.
Zmieniłam się wilka z zamiarem udania się na polowanie, mając nadzieję, że przy okazji spotkam Ice'a lub Rena. Ren. Na samą myśl o nim moje serce wykonało kilka dziwnych ruchów. Przyjaźniliśmy się, a teraz mieliśmy byc parą alfa. Nie chodziło o to, że nie chcę, ale o to, że nie miałam prawa wyboru. Że to był przymus. Mimo wszystko, ciężko było oprzeć się tym czarnym, smutnym oczom, potarganym włosom w kolorze espresso i uroczemu uśmiechowi, mimo, że tak rzadko można było go zobaczyć. Musiałam się jakoś ogarnąć. Do ceremonii "pojednania" pozostało jeszcze kilka miesięcy, a do tego czasu nasze stosunki musiały pozostać czyste. O tych poważnych ustach mogłam na razie pomarzyć.
Ruszyłam do lasu, kierowana swoim zwierzęcym głodem. Na jedzenie nie musiałam długo czekać, bo moim oczom ukazał się dorodny jeleń. Nie zastanawiałam się długo i zaczaiłam się pod drzewem. Kiedy skoczyłam mu do gardła poczułam obecność innego umysłu. Podniosłam wzrok z nad zakrwawionej szyi zwierzęcia i zobaczyłam patrzące na mnie wściekle, ciemne oczy nieznajomego, który teraz nastroszył swoje czarne futro. Jego wilcza postać przypominała Rena, ale to zdecydowanie nie był on.
( Hoax?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz