niedziela, 3 maja 2015

(Wataha Ziemi) od Julie

Szliśmy dosyć długo. W końcu dotarliśmy do wielkiej jaskini w której zebrały się chyba wszystkie wilki z Niemych Gór. Patrzyłam na wszystko z zachwytem. Oczywiście nie przepuściłam okazji i wdarłam się do paru umysłów dzięki czemu poznałam całą hierarchie. Czarnowłosy chłopak, na oko osiemnastoletni był chyba przywódcą ich wszystkich. Obok niego stała piękna dziewczyna i jakiś chłopak, który był chyba jej bratem. Było dosyć głośno, chyba trafiliśmy na jakąś naradę.                                                                     
- My tu możemy być? Bo zdaje mi się, że trafiliśmy na jaką naradę. – spytałam z niepokojem mojego przewodnika. Devon popatrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu
- Oczywiście że tu możemy być. Sorry młoda, wzywają mnie. – to powiedziawszy zniknął w tłumie.
                                                                           ***
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc usiadłam po ścianą i czekałam na rozwój wydarzeń. Chwilę potem z jaskini wybiegł czarnowłosy chłopak z innymi którzy tam stali. Zauważyłam także Devona, ale on biegł za nimi. Jako iż jestem jeszcze tak naprawdę dzieckiem, zaczęło mi się strasznie nudzić. Stwierdziłam, że pójdę zwiedzać jaskinie a potem poszukam Venus.
Jaskinie ciągnęły się w nieskończoność. W końcu, wyczerpana usiadłam pod ścianą w jednej z jaskiń. Po paru długich minutach usłyszałam jakieś hałasy. Zobaczyłam jakiegoś chłopaka, starszego ode mnie. Wyglądał… dziwnie. Jakby nie wiedział gdzie jest. Wiedząc iż może mu to zaszkodzić i tak przejrzałam jego myśli. Zdążyłam tylko zobaczyć jak się nazywa bo chłopak runął na ziemię. Wiedziałam że się to źle skończy… Zaczęłam panikować że go zabiłam. Podeszłam do niego sprawdzić czy oddycha. Oddychał, więc go zostawiłam.
                                                                             ***
Spacerowałam po lesie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Łaziłam tak na prawdę bez celu. Ot, żeby zwalczyć nudę. Tylko, że zamiast ją zwalczać, potęgowałam ją jeszcze bardziej. Strasznie męczyła mnie sprawa tego chłopaka z jaskini... Nezumi... dziwne imię... Gdy tak sobie rozmyślałam przyszła do mnie telepatyczna wiadomość.
~Mała, zbieraj się. Jedziemy. 
~Co? Gdzie? Przecież dopiero tu przyszłam...  
~Nie marudź, tylko chodź.
~Dobra, idę.  Dopiero przyszłam, a już się muszę zbierać. No cóż, takie życie... 
Cholera jasna mać! Zapomniałam o Venus....
Znalazłam ją bez problemu, pasła się na wielkiej łące w środku lasu. 
Chodź, musimy iść.  Przekazałam jej telepatycznie.
                                                                      ***
Słuchałam, a właściwie czytałam w myślach "szefa", jak i gdzie się przenosimy. Las Vegas, niezbyt miłe wspomnienia związane z matką, ale cóż. Po tych ich planach, stwierdziłam, że Venus zostanie tutaj. Nie chcę jej narażać na taki stres. Po cichu wyszłam z jaskini i z ciężkim sercem podeszłam do Venus. Z trudem wstrzymywałam łzy.
- Przepraszam. Musze cię zostawić. Jest mi ciężko, ale nie chce cię narażać. Poza tym, tu masz dużo miejsca- lekko się uśmiechnęłam, pocałowałam klacz w chrapy i odeszłam. 

8 komentarzy:

  1. co się stało z tym postem? ~Anna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet kursywa poszła się paść :") Płaczę :"") I te spacje xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to NIE JA to sprawdzałam...-.- Już naprawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak nie ma bata. Julie, najlepiej jakby dało się to przesłać jeszcze raz tylko w formacie Worda lub pdf np, a nie mailem.....

      Usuń