sobota, 23 maja 2015

(Wataha Burzy) od Hebi

-Za mną proszę - wampirzyca, przypomniałam sobie, że ma na imię Lily, ruszyła w stronę długiego korytarza po drugiej stronie pomieszczenia. Uśmiechała się słodko, ale w zaistniałej sytuacji nawet to przyprawiało mnie o mdłości.
Spojrzałam na Ice'a. Mina blondyna dała mi jasno do zrozumienia, że musiałam teraz wyglądać naprawdę zabawnie.
-Może nie będzie aż tak źle, Księżniczko - usłyszałam szept Ice'a - Przynajmniej będziemy cierpieć razem.
Po tych słowach schylił się i pocałował mnie w skroń.
Nigdy nie miałam powodów by nie wierzyć w słowa Ice'a, więc i tym razem postanowiłam mu zaufać.
***
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka jestem zmęczona dopóki nie usiadłam na szerokim łóżku w pokoju na końcu długiego korytarza, który dzieliłam z Ice'm. Podróż właściwie nie była długa, ale bardzo męcząca. Przynajmniej dla mnie. Próbowałam skupić się na pierdołach, jak choćby widoki za oknem, ale nic nie potrafiło skutecznie odciągnąć mnie od nieciekawych myśli. Cały czas byłam zdenerwowana. Na początku Kil rozmawiała, albo raczej próbowała zacząć rozmowę ze mną. Na każdy jej przyjazny uśmiech i próbę podjęcia nowego tematu odpowiadałam półsłówkami i niewyraźnymi pomrukami. Zniechęcona tym dziewczyna w końcu dała sobie spokój, ułożyła się wygodniej na fotelu obok i zasnęła. Zazdrościłam jej, bo sama wierciłam się na swoim miejscu, ale nie byłam w stanie zmrużyć oka. Gdy chciałam się napić, ręka trzęsła mi się tak bardzo, że połowę zawartości szklanki wylałam sobie na jeansy. Mogłam tylko dziękować niebiosom, że zdecydowałam się na wodę, a nie na gorącą herbatę. Zauważyłam, że nie tylko ja jestem aż tak zestresowana. Ren był w równie złym humorze co ja, a jego mina dawała każdemu śmiałkowi, którego naszłaby ochota na przyjazną pogawędkę z Alfą Powietrza: "BEZ KIJA NIE PODCHODŹ".
Nie potrafię opisać ulgi jaką odczułam, gdy wreszcie wypuścili mnie z tej metalowej puszki i moje stopy dotknęły ziemi. Nie potrafię też nazwać złości jaka we mnie wstąpiła, gdy poinformowano mnie o konieczności wejścia do kolejnej puszki, tym razem bez skrzydeł. Podróż autostradą zniosłam jeszcze gorzej niż lot samolotem.
Gdy tylko znalazłam się w pokoju miałam ochotę rzucić się na łóżko i nigdy się z niego nie podnosić.
- Aż tak się zmęczyłaś, Księżniczko? - Ice pojawił się obok mnie. Jak zwykle dostałam dreszczy słysząc słowo "Księżniczka".
- Żebyś wiedział...- westchnęłam - Jak długo tu zostaniemy?
- Czułem, że ci się nie spodoba - blondyn posłał mi słaby uśmiech. Też był zmęczony, ale robił wszystko, żeby to ukryć - Musimy wytrzymać...
- Niedobrze mi...
- Rozumiem, że nie jesteś zadowolona, ale chyba trochę przesadzasz...
- Nie! Ja zaraz...
W jednej chwili całe zmęczenie ze mnie wyparowało. Zerwałam się z łóżka i w rekordowym tempie pokonałam dystans dzielący mnie od łazienki. Ice wpadł do niej zaraz za mną i zastał mnie pochyloną nad klozetem. Myślę, że nigdy w życiu nie byłam dla niego tak nieatrakcyjna.
- Co się stało?! Źle się czujesz? Przynieść ci wody? Albo jakieś leki? Albo cokolwiek?
- Chyba umieram...- wykrztusiłam przerywając litanie Ice'a.
Prawie godzinę spędziliśmy w łazience - ja rzygałam, on trzymał mi włosy. Bardzo romantycznie.
- Lepiej? - zapytał, gdy odsunęłam się od toalety.
- Trochę...- wymamrotałam nieco mijając się z prawdą - Możliwe, że zjadłam coś nieświeżego...albo ta podróż...
- Powinnaś odpocząć. Przyniosę ci coś, co powinno pomóc...
Pokręciłam głową, trochę zbyt szybko, bo na powrót zakręciło mi się w głowie.
- Nie trzeba, już mi lepiej, umyję się i odpocznę...
Ice chwilę patrzył mi w oczy.
- Jesteś pewna?
- Spokojnie - posłałam chłopakowi słaby uśmiech.
Myślałam, go to uspokoiło, ale okazało się, że nie do końca. Uparł się, że nie zostawi mnie samej i cały czas siedział przy mnie. Nie protestowałam. Nadal nie czułam się najlepiej.

***

Długo zajęło mi przekonanie Ice'a, że czuję się dobrze i nie umrę jeśli wyjdę z pokoju. Jeszcze więcej czasu straciłam na błądzeniu po korytarzach, aż w końcu ktoś powiedział mi gdzie znajdę pokój Kilmeny.
Kiedy stanęłam pod jej drzwiami było już grubo po północy i wahałam się, czy powinnam wchodzić. Zależało mi na tym, żeby jak najszybciej przeprosić dziewczynę za swoje zachowanie w samolocie, ale nie chciałam jej obudzić.
Usłyszałam kroki, a po chwili mój problem rozwiązał się sam.
Zza rogu wyłoniła się Kilmeny.
- Kil! - ucieszyłam się - Wystraszyłaś mnie, co tu robisz tak późno?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - dziewczyna wydawała się być równie zdziwiona co ja - Nie mogłam spać. Byłam na spacerze. Co tu robisz, Hebi?
- Chciałam cię przeprosić...- zaczęłam spuszczając wzrok. Ostatni raz byłam w takiej sytuacji, gdy miałam 9 lat i "przypadkiem" wrzuciłam plecak brata z całą jego, jak się później okazało cenną, zawartością do rzeki - Chciałam cię przeprosić za to jak cię potraktowałam w samolocie. Chciałabym to zwalić na zmęczenie i zdenerwowanie, ale mimo wszystko, przykro mi...
Kiedy podniosłam wzrok napotkałam ciepły uśmiech czarnowłosej.
- Daj spokój - machnęła ręką - Rozumiem. Może wejdziesz?

(Kil?:))

2 komentarze:

  1. o co chodzi z "księżniczką"? coś mnie ominęło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba o to, że Macabre tak mówił do Hebi kiedyś
      musiałam sprawdzić, bo nie byłam pewna ;p

      Usuń