sobota, 30 sierpnia 2014

od West'a

O dziwo North schował swoją dumę do kieszeni i zrobił to, o co prosiłem, chcąc pewnie, żeby nie zawracał mu więcej gitary... W każdym razie East wrócił do domu.
Razem z North'em nie pałali może do siebie  żarliwą miłością, ale przynajmniej nie kłócili się, ani nie grozili sobie pięściami, czyli można stwierdzić,  że całkiem nieźle udawało im się hamować złość.
Poza krzywymi spojrzeniami mojego starszego brata i ironicznym uśmieszkach młodszego, wszystko było...normalnie.
Czekaliśmy na jakąś wiadomość z Niemych Gór, że jesteśmy tam potrzebni, ale nic takiego nie nadchodziło. Stwierdziliśmy więc, że albo nie chcą już naszej pomocy, albo nikt ich nie atakuje. Ta druga wersja była bardziej prawdopodobna.
Nie żebyśmy byli jakoś specjalnie zawiedzeni... W Vegas mieliśmy co robić, ale polowania na naiwnych ludzi przesiąkniętych zapachem cygar i alkoholu mogły się stać odrobinę nudne po jakimś czasie. Ciągła sielanka JEST nudna.
Oczywiście urozmaicaliśmy sobie nieco czas, zapraszając znajomych na imprezy, chodząc do kasyn i kupując coraz to nowe szmaty, które i tak założymy tylko raz. Poprawka. To dziewczyny cały czas kupowały nowe szmaty, które założą tylko raz.
Anna czasami jeździła moim motorem, doprowadzając mnie tym do szału. Moja cudowna maszyna zdecydowanie nie była bezpieczna w rękach tej ognistowłosej kobiety. Niestety nie miałem za bardzo wyjścia, bo gdybym zabronił jej go pożyczać, Lily z pewnością zdzieliłaby mnie po głowie i dała długą reprymendę na temat tego, co przeszła Anna, i że powinniśmy ją wspierać.
-Polecę jutro do Chicago.-Oznajmił North, wyjmując z lodówki butelkę krwi.
-Po co?-Uniosłem brew. North nigdy specjalnie nie palił się, żeby odwiedzać rodziców.
-Muszę porozmawiać z ojcem o Radzie. On powie mi, czego powinniśmy zażądać od wilkołaków w zamian za naszą pomoc.
-Przecież wiesz, czego potrzebujemy.-Zdziwiłem się. Od kiedy gadał zagadkami?
-Tak. Ale potrzebuję więcej informacji. Nie możemy szukać na ślepo. Jestem też pewien, że wilczki nie mają pojęcia o eksperymentach Rady. Nie wiedzą gdzie te stare dranie ukrywają to, na czym na zależy. Ojciec musi wiedzieć skoro kazał nam to zdobyć. Muszę tylko poznać szczegóły.
Skrzywił się z niezadowoleniem.
-Polecimy z tobą. Dawno nie byłem w domu.
-Jesteś zdrowo popieprzony- rzucił mi niechętne spojrzenie.-Ja z własnej woli nie pchałbym się do tego domu wariatów, ale to twój wybór...Jak dla mnie możesz tam nawet zostać. Mamusia się ucieszy.
-To też twoja mamusia- stwierdziłem sucho.-Poza tym nie chodzi tutaj o mnie. Raczej myślę, że powinniśmy dopilnować, żeby to East poleciał tam z nami. Nie pokazał się w domu od ponad piętnastu lat. Rodzice nie wybaczą nam, jeśli go tam nie zaciągniemy.
-Nie chce mi się słuchać tych twoich przemyśleń, West. Rób co chcesz, tylko nie wchodźcie mi w drogę.-Warknął i wyraźnie niezadowolony wyszedł z kuchni, zabierając ze sobą butelkę whisky i krwi.
Uśmiechnąłem się chytrze. Zrobię dokładnie to, co kazał mi mój straszy braciszek. Czyli to, co chcę.

*
Z rozbawieniem puściłem oczko do siedzącego z tyłu z chmurną miną North'a i objąłem Lily.
Brat posłał mi mordercze spojrzenie fioletowych oczu i skrzywił się, odwracając głowę w drugą stronę. Widok jego miny, kiedy na lotnisku zobaczył całą naszą bandę ustawiającą się w kolejce do odprawy był bezcenny. O tak, zemsta jest słodka. 
Megan siedziała najbliżej niego i szeptała mu coś do ucha z przejęciem. Wyglądała na całkiem rozluźnioną, mimo, że North nie wykazywał żadnej chęci rozmowy, ani tym bardziej zainteresowania tym, co właśnie próbowała mu powiedzieć. 
Byłem prawie pewien, że w tej chwili nienawidził nas wszystkich jeszcze bardziej. 
Nie był jedyną osobą w samolocie, która wyglądała na nieszczęśliwą. Cassie, która siedziała na fotelu obok East'a wyglądała na poirytowaną i wytrąconą z równowagi, podczas gdy jej towarzysz wręcz przeciwnie. Bawił się chyba całkiem dobrze, doprowadzając ją do szału. 
Annie trafiło się towarzystwo roztrajkotanej blondynki, którą pewnie miała ochotę zabić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki zaciskała usta i pięści. Na jej miejscu chyba chciałbym zrobić to samo...
Cały lot byłby nawet zabawny, gdyby nie te cholerne turbulencje i wszechobecny zapach krwi ludzi, których nie mogliśmy tak po prostu z niej wyczyścić zanim wylądujemy. 
Gdy w końcu w oknach ukazał się nam widok Chicago, nawet ja odetchnąłem z ulgą. 
Tak...Opanowanie w sobie żądzy krwi prawdopodobnie nigdy nie jest możliwe w 100 %.
Ale próbować zawsze można.

(North, East, Cassie, Meg, Anna, Lily?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz