niedziela, 10 sierpnia 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Gdy rano wstałam, Ren nadal pogrążony był we śnie. To dobrze, odpoczynek mu się należy.
Cichutko wymknęłam się z jego objęć, dałam całusa w policzek i opuściłam jaskinię.
Poczułam dziwne mrowienie i zrobiło mi się niedobrze. Duch...
Odkąd zginął Macabre, cały czas czułam przy sobie jego obecność. Teraz znacznie się to nasiliło i byłam święcie przekonana, że czegoś ode mnie chce.
Udałam się na teren Watahy Ognia, teraz znaki zbłąkanych dusz nasiliły się jak cholera.
-Macabre, wiem, że tu jesteś. Czego chcesz?- krzyknęłam niby w przestrzeń.
~A więc to jednak prawda, co mówią... Nie jesteś taką znowu wariatką~
-Któż tak o mnie mówi?- zaśmiałam się.- Nie sądzę byśmy mieli wiele czasu.-spoważniałam.
~Tak masz rację... Zwłaszcza, że zmarli stoją do Ciebie w kolejce.~
-Więc mów.
~Zapamiętaj wszystko, proszę Cię... Najważniejsze...~Ciężko było mu znaleźć słowa.
-Hebi.-zgadłam.
~Powiedz jej, że ją kocham, zawsze kochałem. I chcę, żeby była szczęśliwa choćby z tym durniem, Alfą Wody... Jeśli już mowa o Alfach, niech na zebraniu wszystkie zdecydują kto ma mnie zastąpić.-uśmiechnął się krzywo- I zanim to wszystko spieprzą, Ren ma dać Alexiusowi porządnego kopa w dupę...Czas mi się kończy...-zamyślił się- Przekaż jeszcze Watasze Ognia, że w nich wierzę, wiem, że spieprzyłem i teraz ich kolej. Dadzą radę, wiem to na pewno. No starucho, już idę, idę, jest już Twoja!~
Staruszka była tak miła jak nigdy wcześniej, w czasie rozmowy z nią kilka razy znów czułam to dziwne mrowienie, dochodził do tego lekki ból. 
Nie umknęło to uwadze wiedźmy, która mówiąc zagadkami, nakazała mi odwiedzić czarownicę, która wyjaśni mi przyczynę mojego stanu.
Nie miałam pojęcia co dokładnie miała na myśli, kiedy mówiła, że dzieje się coś ważnego. Co dokładnie- miała powiedzieć mi Czarownica.
Pobiegłam do najbliższej wsi i odnalazłam Czarownicę, którą znałam z dzieciństwa. Bratała się z Babcią, więc nie było większego problemu. Opowiedziałam jej co nieco o sobie i o tym, co się działo, a potem przedstawiłam cały problem, z jakim do niej przyszłam. Odpaliła kadzidełka i szepcąc zaklęcia zbliżyła się do mnie. Wystarczył krok w moim kierunku, a szeroko się uśmiechnęła.
-Sol, Twoja Babka- pokój jej duszy- ma rację. 
-Ale...Wciąż nie wiem o co chodzi... Czy ja...umieram?- powiedziałam lekko zdezorientowana zaistniałą sytuacją. 
-Cud życia, moja miła, jest dla nas nieodgadniony. To, co powinnaś wiedzieć, wiesz już od dawna, tylko nie starałaś się sobie tego uświadomić. Budzi się nowe życie, kochanie. W tobie.
Słowa czarownicy wyryły się w mojej pamięci na zawsze. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam przerażona, zszokowana i jeszcze bardziej szczęśliwa. To niemożliwe! Jestem taka młoda... A wilkołaki nie mogą od tak...
-Pójdę już...-wykrztusiłam z siebie. Mieszały się we mnie wszystkie możliwe emocje, a jednak wiedziałam, że to prawda, nawet jeśli trudna do wytłumaczenia. Czułam to. Czułam, że nie jestem sama.
-Ach, idź dziecinko, bądź pozdrowiona!
~Ja nigdy się nie mylę ~W głowie rozbrzmiał mi śmiech Staruszki.
Muszę porozmawiać z Renem, natychmiast! Nie mogłam być z tym sama. To było nasze wspólne życie. Należało do nas dwoje i tylko do nas. 
Pędem wróciłam do Niemych Gór, zmieniłam postać na ludzką i wbiegłam do jaskini Watahy. Wszędzie było pełno wilków, odkąd nasza jaskinia stała się główną kwaterą, zbrojownią i wszystkim innym.
-Gdzie jest Alfa Powietrza? Ren?!- krzyknęłam do grupki w korytarzu. 
Jeden z nich machnął ręką w stronę dalszych grot i dodał:
-Ostatnio tam Cię szukał!
Kiwnęłam im głową w ramach podziękowania i pobiegłam do Rena.
Kiedy go znalazłam, zupełnie nie wiedziałam od czego mam zacząć. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co niedawno usłyszałam. Jestem przecież taka młoda... Nigdy nawet nie myślałam, że...
Prawdę mówiąc bałam się jak zareaguje na to Ren.
-Sol? Martwiłem się! Nie lubię jak chodzisz sama.
-Ren, posłuchaj mnie...- Spróbowałam wziąć się w garść. Nie mogłam przed nim tego ukrywać. Nawet jeśli sama do końca jeszcze w to nie uwierzyłam.
-Nie rób mi tego więcej, nie teraz. Mam cholernie dużo na głowie.
-Ren, proszę daj mi coś powiedzieć...
Przytuliłam się do niego, a on mnie objął, całkowicie zaskoczony moim zachowaniem.
-Przepraszam... Bałem się, że znów ktoś z Rady próbował położyć na tobie łapska. Co chciałaś mi powiedzieć?
-Dzisiaj dowiedziałam się czegoś ważnego i... przerażającego. A-ale cudownego. 
-Czyli?- Uniósł ciemną brew, odgarnął mi włosy za ucho i pocałował mnie. Nie odezwałam się przez dłuższą chwilę. Nie miałam pojęcia jak mu to przekazać...Nie miałam pojęcia jak to w ogóle mogło być możliwe... Ren ponaglił mnie z cichym westchnieniem. Na pewno miał jeszcze mnóstwo rzeczy do roboty. Ale ja musiałam mu to powiedzieć...-A więc?
Odsunęłam się kawałek i przyciągnęłam jego dłoń do swojego brzucha dokładnie w chwili, kiedy poczułam w nim delikatny ruch. Położyłam na jego dłoni moją, wciąż wyczuwając lekkie ruchy nowego życia.
Spojrzałam mu w oczy, używając do tego całej siły mojej woli. W ciemnej toni tęczówek Rena błąkała się mieszanina zaskoczenia i niedowierzania, która na moich oczach zamieniła się w szok.
-Czujesz to Ren?

(Ren, Skarbie? ^-^ )

2 komentarze: