wtorek, 26 sierpnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Ruchy wyczuwalne pod cienkim materiałem sweterka Sol były jak pocisk wymierzony w mój brzuch. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie oddycham, a cała krew odpłynęła z mojej twarzy.
Sol patrzyła mi oczy ze strachem, a kącik jej ust zadrżał minimalnie. 
Powoli zaczęło do mnie dochodzić znaczenie tego, co właśnie chciała mi powiedzieć. 
Nie, nie, nie, nie! To nie może się dziać naprawdę! Kurwa, jak to możliwe?!
Gwałtownie cofnąłem rękę z brzucha Sol, czując, że narasta we mnie gniew. 
-To niemożliwe.-Wykrztusiłem.-Błagam, powiedz, że to żart. 
-Nie, Ren.-Pokręciła głową, a w jej pięknych oczach zaczęły zbierać się łzy. W tej dokładnie chwili zacząłem nienawidzić się jeszcze bardziej.-Urodzę twoje dziecko.
Z sykiem wypuściłem powietrze z płuc i przymknąłem na chwilę oczy. 
Jezu, to się nie dzieje naprawdę... Nie mogliśmy...To niemożliwe pod prawie każdym względem. To pierdolona Rada decyduje o tym czy i kiedy osobniki wywodzące się z ich rodu będą mogły mieć potomstwo. Nigdy nie brałem pod uwagę wersji, że zostanę ojcem, zwłaszcza po tym jak jawnie przeciwstawiłem się małżeństwu z Faith. 
Nie, to wciąż niemożliwe...Rada nigdy nie pozbyłaby się jedynej nici łączącej nas z nimi, która decydowała o tym czy będziemy mogli mieć dzieci. A może jednak? Sol jest tylko dowodem na to, że wszystko w co do tej pory wierzyliśmy legło w gruzach. 
-Jesteś pewna?-Podjąłem ostatnią desperacką próbę.
-Tak- może to głupie, ale ona się cieszyła. Mimo wszystko. Moja wściekłość sprawiała jej ból. To miało być nasze wspólne dziecko...
Boże, co my zrobiliśmy...?! Jak je wychowamy na wojnie?! Jak je ochronimy?! 
Sol jest jeszcze taka młoda...Ja zresztą też, ale to co innego. Ona nie poradzi sobie jeśli dziecku stanie się jakaś krzywda. Poza tym będzie tak samo narażona jak ono. 
-Sol... -Słowa jakoś ugrzęzły mi w gardle. Patrząc na nią czułem tylko ból, który własnoręcznie jej sprawiłem. Jak mogłem być taki głupi!? - Muszę pobyć chwilę sam.-Wykrztusiłem w końcu, krzywiąc się. Nie zdążyła zaprotestować, bo chwilę później już mnie nie było. 
Nie chciałem jej zostawiać w takiej chwili, ale moja obecność tylko wszystko by pogorszyła. 
Postanowiłem, że wrócę jak się ogarnę. Żeby uspokoić Sol sam najpierw muszę przyswoić sobie myśl, że zostanę...ojcem. 
*
Nie mam pojęcia jak długo gapiłem się bezmyślnie w taflę błękitnego jeziora, próbując ogarnąć chaos w mojej głowie, zanim zaczęło padać. Nie ruszyło mnie to jakoś specjalnie, bo jedynym co mnie obchodziło w tamtej chwili była Sol i dziecko, które w sobie nosi. 
Dziecko, które razem stworzyliśmy. 
Byłem na siebie wściekły. Na siebie i na Sol. 
Boże, co my zrobiliśmy?! Skazaliśmy to dziecko na koszmar, jakim jest wojna. Skazaliśmy się sami na cierpienie, które najwidoczniej miało być zapłatą za te chwile, które spędziliśmy szczęśliwi. Nie chodziło tutaj o mnie. Moje szczęście mi wisiało. Za to Sol zaznała go bardzo mało w swoim życiu.
Jak szybko dorośnie to dziecko? Czy nie będzie pytało dlaczego ma tak młodych rodziców? O ile w ogóle przeżyje do tego czasu, żeby dorosnąć...
Jakim będę ojcem, do cholery?! Nie chcę być taki jak Cain. Nigdy nie myślałem nawet o dzieciach, bojąc się, że będę dla nich ojcem takim, jakim mój był dla mnie. 
Już za późno, żeby cokolwiek naprawić. To rzeczywistość. Nasz syn lub córka przyjdzie na świat za kilka miesięcy, a my wciąż walczymy o życie z tą bandą szaleńców. 
Mój gniew przygasł odrobinę na myśl o małej dziewczynce podobnej do Sol, którą mógłbym rozpieszczać i kochać tak samo mocno jak jej matkę. 
Co ja w ogóle robię, u diabła?! 
Daliśmy początek nowemu życiu, musimy więc wziąć za nie odpowiedzialność. 
Nawet jeśli to, co się  stało, było niewybaczalnym błędem. 
Ale jak mogę nazywać błędem coś, co będzie cząstką Sol? Moją i Sol.

*
Gdy zobaczyłem Sol leżącą samotnie na łóżku z ręką na brzuchu, starającą się nie płakać, ścisnęło mi się serce. Zamknąłem za sobą drzwi z cichym kliknięciem i zdjąłem przez głowę przemoczoną koszulkę. Sol przyglądała mi się z uwagą. Kątem oka zauważyłem, że zdjęła dłoń z brzucha, najwyraźniej zastanawiając się nad moją reakcją. Byłem prawie pewien, że próbuje czytać mi w myślach, więc zablokowałem swój umysł i rzuciłem jej groźne- jak mi się zdawało- spojrzenie, po czym bez słowa położyłem się obok niej, cały czas nie spuszczając wzroku z jej bladej twarzy. 
Wahając się przez sekundę, delikatnie przesunąłem palcami po jej obojczyku i ramieniu, aż do guzika szarego swetra, który odpiąłem powoli, patrząc jej w oczy. Pochyliłem się powoli, żeby pocałować skórę w miejscu, które obnażyłem i kontynuowałem rozpinanie kolejnych guzików, całując każdy obnażony skrawek idealnie gładkiej skóry. 
Sol obserwowała mnie z niepokojem, ale nawet nie drgnęła. 
Kiedy dotarłem do ostatniego guziczka, rozchyliłem materiał, całkiem obnażając jej klatkę piersiową i brzuch- na razie odrobinę tylko wypukły, po czym pochyliłem się, żeby go pocałować i spojrzałem Sol w oczy, kładąc ręce po jej bokach, żeby nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości. 
-Przepraszam, że zostawiłem cię z tym wszystkim samą, Sol. -Wyszeptałem, sunąc ustami po jej policzku. 
-Obiecaj mi tylko, że nigdy mnie nie zostawisz, Ren.-Jej zielone oczy zalśniły od łez.
-Obiecuję. Dałaś mi najważniejszy powód, żeby wygrać tą wojnę. I mam nadzieję, że nasza córka będzie tak samo piękna jak jej matka- powiedziałem, całując ją delikatnie w podbródek. 
-Skąd wiesz, że to nie będzie chłopiec?
-Wszystko jedno. Będziemy je kochać bez względu na to, czy to będzie dziewczynka czy chłopiec. 
Sol uśmiechnęła się z ulgą i poprowadziła moją dłoń z powrotem na swój nagi brzuch. Ruch, który poczułem przypominał delikatne muśnięcie i wzbudził we mnie dość odmienne odczucia niż wtedy, gdy robiłem to po raz pierwszy. 
Uśmiechnąłem się i pocałowałem Sol w usta, nie zabierając ręki z jej ciepłej skóry. 
Teraz musiałem chronić nie jedno, ale dwa życia. Najcenniejsze dwie osoby na ziemi. 
Objąłem Sol wolnym ramieniem i leżeliśmy tak, mając świadomość, że jesteśmy tam we troje. 
-Macabre prosił, żeby ci coś przekazać.-Odezwała się. Świadomość, że Macabre wciąż jest z nami, tyle, że nie możemy go już zobaczyć, była iście przygnębiająca. 
-Tak?-Skrzywiłem się. 
-Prosił, żeby wszystkie Alfy wybrały nowego Alfę Ognia. I żebyś skopał dupę Alexiusowi. 
-Z miłą chęcią. Ale jeszcze nie teraz.-Mruknąłem, przytulając ją jeszcze mocniej do siebie.-Teraz mam ochotę posłuchać jak kopie nasz syn. Albo córka. 

6 komentarzy:

  1. Nazwijcie go Mac ;_; amen xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz nie jest do tego potrzebny, dziecko- ale płci nie zdradzę- będzie nosiło imię na jego pamiątkę :)
    ~Sol :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedzcie, że fandom was kocha <33333

    OdpowiedzUsuń
  4. Boziu tyle czekałam i się doczekałam! Nareszcie! :(( Uwielbiam Was, a Wasze (tzn. Rena i Sol) dziecko będzie Waszym połączeniem, jejku będę je ubóstwiać ;( <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisałam tutaj po prostu samą prawdę, Ren i Sol to moje ulubione postacie na tym blogu więc to chyba oczywiste że ich uwielbiam :) <333

    OdpowiedzUsuń