wtorek, 12 sierpnia 2014

od North'a

-North!-West wtargnął do mojej sypialni z dziwną miną.-East się stąd wyniósł z twojego powodu. Nie uważasz, że przesadziłeś?
-Nie. Nie będę też za nim specjalnie tęsknił, więc nie rozumiem w czym jest problem?- Uniosłem brew, zirytowany nagłym napadem i zacząłem się ubierać. Meg zmyła się jakiś czas temu, więc nie musiała przynajmniej tego słuchać. Choć...Pewnie stanęłaby po mojej stronie.
-Jesteś bez serca, North...-West skrzywił się.-To jest nasz młodszy brat. Powinniśmy go tutaj zatrzymać. To też jego dom.
-Dobrze, więc czego ode mnie oczekujesz?-Warknąłem.
-Żebyś za nim poszedł i powiedział mu, żeby się nie wydurniał i wrócił do domu. Że jest tutaj mile widziany.
-A jest?-Uniosłem brew.- Nie jestem jego niańką. Z tego co pamiętam, jest już duży.
-Posłuchaj...Wiem, że wciąż nie wybaczyłeś mu obojętności na śmierć South'a i tych 15 lat z dala od problemów, podczas gdy my cierpieliśmy, ale on wyraźnie żałuje. Teraz myśli, że stracił też ciebie, bo nie chcesz go widzieć. Nie będzie na siłę wciskał się tam, gdzie go nie chcą. Siła jest w rodzinie, North. Powinniśmy być wszyscy razem- w komplecie. 
-Już nigdy nie będziemy w komplecie...-Mruknąłem gwoli przypomnienia, niezadowolony z wysłuchiwania kazań mojego młodszego brata. Wystarczy, że muszę słuchać swojego sumienia, o ile w ogóle je mam...
-To prawda, ale to nie wina East'a.
Tylko moja, przypomniałem sobie w myślach i z westchnieniem minąłem Westa, podchodząc do drzwi.
-Jeśli przyprowadzę gówniarza, dasz mi spokój?!- Spytałem, wkurwiony.
West kiwnął głową, bez skutku próbując ukryć uśmieszek zadowolenia. 
-Świetnie.- Trzasnąłem drzwiami, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. 
*
Nie trudno było wyśledzić intensywny zapach East'a, który ku mojej irytacji prowadził do miejsca, którego starałem się unikać. Nie wiem czy widok brata siedzącego na ławeczce przed nagrobkiem South'a bardziej mnie wkurwił, czy zdziwił. Miałem już do niego podejść, kiedy usłyszałem strzęp monologu, który wygłaszał do zmarłego. Zaszyłem się w cieniu drzewa  i słuchałem.
...-Nie wiem jak to wszystko naprawić. Nie wiem jak sprawić, by North mi przebaczył. On nigdy mnie nie lubił.- Że co?! Co ten dzieciak pierdoli?! - Zapewne reszta też uważa mnie po prostu za dzieciaka. Życie jest dziwne. Chciałbym byś tu był. Zawsze potrafiłeś rozwiązać każdy problem. To tak, jakbyś wiedział wszystko. Ci to musiało być ciężko. Tęsknię za tobą.
Zdziwienie mieszało się z irytacją i cieniem czegoś, co mógłbym nazwać współczuciem. Przynajmniej do czasu, kiedy zaczął zachowywać się jak baba i płakać... Westchnąłem cicho, szykując się do czegoś, co zaprzeczało mojemu charakterowi i podszedłem do brata, łapiąc go za ramię.
Wyglądał żałośnie. Boże, co za żenada...
-Nie maż się, bo tym razem mamusia nie wytrze ci noska.-Mruknąłem cicho, siadając obok na ławce. Czułem na sobie czujne spojrzenie ciemnych oczu East'a, ale nie zwracałem na niego uwagi. Mój wzrok padł na zdjęcie South'a na kamiennej płycie. Uśmiechniętego, pełnego życia... Którego prochy- nędzna namiastka śmierci- leżały smętnie pod ziemią. W zimnym grobie.
-Nawet teraz wciąż nie możesz na mnie patrzeć?
-Mogę.-Spojrzałem bratu w oczy.-Ale niekoniecznie chcę.
-Więc czego chcesz?
-Chcę ci przypierdolić.- Powiedziałem szczerze.- Zwłaszcza po tym co powiedziałeś: Że nigdy cię nie lubiłem. Ja nie lubię nikogo. Po prostu toleruję niektórych ludzi... I nie nienawidzę cię, East. Jesteśmy braćmi bez względu na to jak bardzo jestem na ciebie zły.
-Ciekawie okazujesz braterską miłość...-Mruknął.
Zignorowałem wzmiankę o miłości i spojrzałem w twarz bratu.
-Nie licz na specjalnie ciepłe uczucia z mojej strony, ale wróć do domu, jeśli chcesz. Nie mam nic przeciwko twojej obecności. Należy też do ciebie.
-Dzięki, przemyślę to...
-I powiedz Westowi, że byłem dla ciebie miły, jak będzie pytał.
-To też przemyślę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, rzuciłem ostatni raz okiem na zdjęcie South'a i zaciskając szczęki, wstałem z ławki.
-Nie rycz więcej.-Uścisnąłem mu dłoń i odszedłem, z ulgą opuszczając miejsce, które przypominało mi zarówno najgorsze chwile, jak i najszerszy uśmiech bliźniaka, pozostawiając po sobie słodko-gorzki, dobrze znany ból.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz