Pomysł odwiedzenia rodzinki moich przyjaciół wydał mi się całkiem zabawny. I dlatego musiałam lecieć.
W samolocie nie byłoby źle, gdyby farbowana blondynka siedząca obok mnie nie gadała cały czas o swoim chłopaku, który ją okradł i zostawił dla jakiejś trzeciorzędnej striptizerki.
-Naprawdę, to okropne- usłyszałam dźwięk sms'a, udałam że napisał do mnie East.- Widzisz tamtego chłopaka?- pokazałam palcem na East'a.- właśnie mi napisał, żebym wzięła od ciebie numer telefonu. Może pójdziesz z nim pogadać? Dziewczynie powiedz, żeby przyszła na twoje miejsce, powiedz że ją wołam.
Blondynka popatrzyła na mnie zaskoczona i poszła w ich kierunku. Po chwili East wychylił się zza fotela wyglądając na przybierając wściekłą minę, a Cassie z radością usiadła obok mnie.
- Dzięki, ten facet doprowadza mnie do szału.
- Teraz ona doprowadzi do szału jego. Uczciwy układ, nie?- wybuchnęłyśmy śmiechem. Ostatnie dni spędzałyśmy razem. Bardzo polubiłam Cassie. - Widziałam jak na ciebie patrzy, myśli że jest lepszy od ciebie.
- A nie jest?- uniosła brwi
- Żarty sobie robisz? Jesteś człowiekiem, a żyjesz z wampirami! Jesteś zajebista.- szturchnęłam ją łokciem-Każdy inny człowiek na twoim miejscu umarłby ze strachu.
Resztę podróży przegadałyśmy.
***
Po wylądowaniu dojechaliśmy limuzyną do rodzinnej willi rodziny Taylor'ów i spotkaliśmy się z rodzicami chłopaków. Karen i Ericowi od naszego ostatniego spotkania nie przybyło nawet jednej zmarszczki. Wciąż oboje promienieli swoim urokiem i atrakcyjnością. North i East byli podobni do swojej ciemnowłosej matki o przenikliwych fiołkowych oczach i wyraźnych rysach, natomiast West i...South przypominali bardziej ojca- przystojnego blondyna z zielonymi oczami i czarującym uśmiechem. Wizualnie wszyscy byli idealni. Mentalnie...prawie.
Mina ich ojca na widok East'a była niezapomniana. Ich matka podbiegła do niego i zaczęła trajkotać radośnie, wypytując o wszystko, co tylko przyszło jej do głowy.
Super, nie ma to jak wysłuchiwać kazań na temat tego jak to ona się o niego bała.
Miałam nieodparte wrażenie, że powinnam być gdzieś indziej. Tylko gdzie?
North od razu poszedł rozmawiać z ojcem na osobność. Prosił żebym poszła z nimi, ale odmówiłam.
Rozsiadłam się wygodnie na kanapie z kieliszkiem krwi w ręce i zamknęłam oczy.
- Jak się czujesz?- Fiołkowe oczy Karen wpatrywały się we mnie badawczo.
- Coraz gorzej... wszystkie te sprawy z wilkołakami, kłótnie z Nort'em. To mnie wyczerpuje.
- Wiem, że wam obojgu jest ciężko. Ja też nadal to przeżywam. W końcu nie byłaś jedyną kobietą, która go kochała.- uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Co do tych wilkołaków... sama nie jestem zbyt szczęśliwa, że im pomagacie. To niebezpieczne.
Nie chciałam jej mówić że darowałam życie zabójcy jej pierworodnego. Wtedy to ona by mnie zabiła.
- Pójdę się położyć.- Wstałam i poszłam w kierunku sypialni gościnnej.
W korytarzy natknęłam się na North'a.
- I co? Wiesz już czego zażądać od piesków?- powiedziałam bez większego przekonania.
- Tak- posłał mi obojętny uśmiech.
-Jesteś dzisiaj niezwykle rozmowny.- powiedziałam ironicznie.
- Niby o czym miałbym z tobą gadać?
-Pomyślmy... o strategi? Nie tylko ty jesteś tu od dowodzenia, Ja jestem najstarszą z dziewczyn, Bardzo mi przykro, ale to oznacza, że musimy współpracować. A więc?
Jego fioletowe oczy rozbłysły gniewem. Czyli naprawdę go wkurzyłam.
-Dobra.- warknął.- Chodź.
Uśmiechnęłam się triumfalnie i podążyłam za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz