piątek, 6 listopada 2015

(Wataha Ognia) od Arii

- Uciekłam – odparłam, patrzyłam na niego i czekałam na jego reakcję, która delikatnie się spóźniała.
- Jak… Jak ci się to udało? Co z rodzicami? Gdzie się teraz podziewasz? – zaczął się dopytywać, ściskając mą dłoń opiekuńczo.
- Nie miałam z nimi kontaktu od naszej ostatniej rozmowy. W chwili, w której dotarło do mnie, że nie mam wpływu na swą przyszłość postanowiłam odejść. Nic nikomu nie mówiłam. Wydawało mi się, że tak będzie bezpieczniej. Mam nadzieję, że nic im nie jest – powiedziałam – dołączyłam do młodej watahy. Jestem bezpieczna.
- To było nieodpowiedzialne z twojej strony. Co będzie gdy cię złapią? Jesteś uciekinierką… I to nie byle jaką – rzucił ze złością, mocniej ściskając mą dłoń, piorunując mnie ojcowskim wzrokiem.
- Dojrzałeś Dastianie – zauważyłam, a me słowa sprawiły, że jego złość wyparowała.
- A ty wypiękniałaś…. Stałaś się kobietą – szepnął – Byłaś tak młoda, gdy odszedłem.
- Wszystko się zmieniło od tamtego czasu. Ja się zmieniłam. Teraz jestem silniejsza i nie dam się przestawiać jak komu się podoba.
Mężczyzna popatrzył na mnie z podziwem, po czym zaśmiał się w sposób jaki dobrze pamiętałam. Jak wtedy, gdy razem się bawiliśmy na dziedzińcu siedziby. Beztrosko. W jego ciepłych oczach pojawiły się niewielkie iskierki.
- Wcale tak bardzo się nie zmieniłaś, mała. Nadal jesteś tak samo uparta i pewna siebie co kiedyś.
- No cóż… Ludzie nie mogą się zmienić w stu procentach. Masz coś do mojej upartości braciszku? – zagaiłam, unosząc dumnie podbródek.
- Nie… Nie… Nie. Tak tylko mówię, siostrzyczko – zaśmiał się ponownie.
- To może opowiedz coś o sobie… Jak Tobie się żyje.
- A dobrze… Nie narzekam. Ale jest nudnawo.
- Oczywiście…. Dziwne by było, gdyby praca cię ciekawiła. A czym tak dokładnie się zajmujesz?
- MOJA FIRMA zajmuje się kosmetologią i farmaceutyką – pochwalił się z udawaną wyższością.
- Hmmm… Kosmetologia, mówisz… Może mogłabym zostać twoją konsultantką? Bo kto jak nie ja znałby się tak dobrze na kosmetykach i potrzebach kobiet – zagaiłam, uśmiechnęłam się ciepło i nabrałam na widelec kolejną porcję potrawy.
- Czemu nie… Przyda mi się ktoś taki… - odparł, rozpromieniając się jeszcze bardziej, wysuwając w mą stronę dłoń – Jesteśmy umówieni…
- Oczywiście – uścisnęłam jego dłoń z lisim uśmieszkiem na ustach. Oj oj…. Teraz się mnie nie pozbędziesz, braciszku.
- Problem w tym, że nie mam zamiaru tego robić, Ario… - powiedział, po chwili. Popatrzyłam na niego tępo, nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
- Miałeś już nie wykorzystywać naszej więzi – naburmuszyłam się nieco.
- To twoja wina…. Nawet gdy staram się nic nie słyszeć, to nie mogę. Przestałaś ćwiczyć, przez co otworzyłaś swój umysł – rzucił, zabierając mi z talerza ostatni kęs mojego już zimnego obiadu.
- Teraz wkraczasz ty… Pomóż mi opanować zdolności itd. – zaśmiałam się, posyłając w jego stronę najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Czy przypadkiem mnie nie przeceniasz? Ja też nie zakończyłem szkolenia.
- Ale żyjesz… Udało ci się wpasować wśród ludzi i zapanować nad tym wszystkim – mówiłam dalej, z każdym kolejnym słowem przekonując go coraz bardziej.
-  Okej. Niech będzie… - westchnął w końcu, ze zrezygnowaniem opierając się plecami o oparcie krzesła.
****
- Ustawiłeś się bracie – powiedziałam rozglądając się po sporej wielkości apartamencie.
- Mówiłem, że jestem prezesem sporej firmy – zawołał, gdzieś z drugiego końca mieszkania, chyba z kuchni – Rozgość się…
Po chwili znalazł się tuż za mną, sprawiając, że moje serce niema wyskoczyło mi z piersi.
- Nie rób tak.. – odparłam z wyrzutem, krzyżując ręce.
- Dobra.. dobra… Sypialnia jest na górze, na końcu korytarza, po prawej stronie. Obok jest łazienka, gdybyś chciała się odświeżyć.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i już miałam wejść na pierwszy stopień, gdy Dastian niespodziewanie objął me ramiona.
- Cieszę się, że znowu mam cię przy sobie, Ari. – szepnął mi do ucha, opierając czoło, o mój kark – Pachniesz jak ona. Liliami.
- Kiedyś znowu ich zobaczymy... Zobaczysz – mój głos mimowolnie zadrżał, a moja dłoń opadła na rękę brata, wpatrzonego w moje oczy – oczy naszej matki.
- Mam nadzieję… - mruknął, odsuwając się ode mnie – No idź… Dzisiaj świętujemy ponowne spotkanie.
Roześmiałam się, kolejny raz tego dnia i z entuzjazmem  weszłam na górę, kierując się wprost do wielkiej łazienki. Cała była czarna, tylko niektóre jej elementy, takie jak umywalka, były srebrne.

Po kilku długich,  odprężających  minutach skierowałam się do sypialni, która była jeszcze większym pomieszczeniem.
Na samym jej środku stało, ogromne łóżko, które pomieściło by ze cztery osoby. Po prawej stronie stało metalowe biurko, a po lewej szafa, zakrywająca całą ścianę.
Zajrzałam do niej niepewnie, w poszukiwaniu czegoś co mogłabym na siebie zarzucić.
Gdy otworzyłam drzwi do samego końca moim oczom ukazały się nie tylko męskie ubrania, buty, garnitury i krawaty, ale też damskie stroje codzienne i wieczorowe, wraz z dodatkami. Zatkało mnie.
- Oj braciszku… - uniosłam brew i zacmokałam z niedowierzaniem – Jestem ciekawa jak często miewasz „gości”.
Po kilkunastu minutach wybierania i przymierzania uzmysłowiłam sobie, że wszystkie kreacje pasują na mnie jak ulał i do tego każda jest w moim stylu. Ostatecznie, po dłuższym zastanowieniu wybrałam czarny gorset z szarymi paseczkami, niebieską koronką po bokach i równie niebieską wstążką u góry, czarne, opinające spodnie i skórzane, czarne botki na słupku. Na koniec związałam włosy w koński ogon na środku głowy.
- I jak? – zapytałam wchodząc do kuchni, która…  Ohh, Nie spodziewałam się …  była niewiele większa od jego sypialni.
- Wiedziałem, że będą ci pasowały. Macie podobny gust  – uśmiechnął się.
- Na początku zastanawiałam się po co ci damskie ubrania. Może jesteś skrzywiony psychicznie, albo twój dom tak często odwiedzają koleżanki, że aż zaczęły potrzebować garderoby, ale po przymierzeniu kilkunastu kompletów  doszłam do wniosku, że zbyt wielki zbieg okoliczności, że wszystko na mnie pasuje.
- Byłem niemal w dziewięćdziesięciu procentach pewny, że będziesz podobna do matki. Dlatego też starałem się dobrać ubrania tak, aby ci pasowały. Macie podobny styl ubierania, z tą różnicą, że ty odważniej dobierasz kreacje – jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Kiedy zdążyłeś to kupić? Zobaczyłeś mnie zaledwie kilka godzin temu.
- Od czego mam asystentów – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Tak bardzo za nim tęskniłam.
- Więc to wszystko jest moje? – dopytałam się z delikatnym niedowierzaniem.
- Co moje to i twoje siostrzyczko. Jeżeli chcesz możesz tu zamieszkać. Znowu będziemy razem. Jak dawniej. Nierozłączne rodzeństwo.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, dopiero po chwili rozumiejąc znaczenie jego słów.
- Ja… Ja muszę to przemyśleć, Dastianie. Dużo się wydarzyło od twojego wygnania. Znalazłam watahę, do tej pory to ona była moją rodziną. Dziwnie było by mi ich zostawić.
Hespe, Nataniela, Wendy i East’a… East’a. Może i był kompletnym idiotą, ale coś do niego czuję. Jeszcze nie wiem co to, ale jednak jest to coś… Coś innego, niepowtarzalnego.
- Nie mogę ich zostawić… - powtórzyłam.
- Nie musisz mówić dzisiaj… Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz, Ario… Ale wiedz, że bez względu na wszystko zawsze będziesz moją kochaną, młodszą siostrzyczką. A teraz, gdy mam cię przy sobie, nie zamierzam cię ponownie stracić.
Kiwnęłam niepewnie głową.
- Przepraszam, ale rozbolała mnie głowa. Czy mogłabym się położyć?
- Oczywiście… Jeżeli chcesz możesz spać w mojej sypialni, jeżeli nie to naprzeciwko niej jest pokój gościnny.
- Dziękuję, Dastianie – szepnęłam i ucałowałam go w policzek – Przepraszam, ale muszę odpocząć.
- Nie martw się… Już nigdzie nie mam zamiaru odchodzić. Porozmawiamy jutro, jak już wypoczniesz – mrugnął do mnie i ucałowawszy mnie w czoło, życzył mi dobranoc.
- Dobranoc – odparłam, znikając z jego pola widzenia.
****
Gdy się obudziłam z okien sączyły się ciepłe, promienie porannego słońca, które muskały delikatnie moje policzki.
Westchnęłam cicho i z ulgą przeciągnęłam się jak kotka, po chwili wstając na równe nogi.
Po porannej toalecie i wyborze ubrań, zeszłam na dół, ale nikogo nie było.
Zamiast Dastiana zastałam w kuchni, duży kubek gorącej kawy, na którym przyklejona była kartka z napisem: „Wyszedłem do pracy, będę około 15. Czuj się swobodnie. Kochający brat”, oraz jajecznicę z bekonem. 
- Hmmm… Będzie o 15… Co ja będę robiła do tego czasu – sapnęłam, zajmując się powolnym przeżuwaniem przygotowanego dla mnie, pysznego śniadania.
Po posiłku zwiedziłam całą resztę mieszkania, na co nie miałam czasu wczoraj, gdyż byłam zbyt zaabsorbowana zaistniałą sytuacją, w której oboje się znaleźliśmy.
Po zaspokojeniu swej ciekawości, poszłam do sypialni Dastiana, gdzie przejrzałam się w sporym lustrze.
Odnalazł mnie, ponieważ przypominałam mu matkę. Przyjrzałam się postaci w lustrze, której jasne oczy patrzyły się wprost na mnie, dziewczynę z dobrego domu, która tak naprawdę nigdy nie zaznała prawdziwego życia. Daleko było mi do matki, kobiety wykształconej, obytej w świecie , odważnej i doświadczonej. Prócz oczu, sylwetki bez zarzutu i burzy kasztanowych włosów w niczym jej nie przypominałam. Podobny wygląd to nic w porównaniu do tego, jaka była. Ja nawet po wielu latach starań nie będę taka jak ona.
Sam fakt, że zamiast wykonywać swe obowiązki względem Rady, jestem tu, nosząc piętno uciekinierki i z daleka martwiąc się o rodziców.
Dastian był prawdziwym synem i bratem, a będąc aż do przesady podobnym do naszego ojca, sprawiał wrażenie starszego niż był w rzeczywistości. Dzięki ich wspólnym, jakby przerysowanym cechom dał mi zalążki tego co utraciłam. Bo czego ja mogę być dziś pewna… Niczego… Nie jestem pewna tego co dzieje się z moimi rodzicami, nie jestem pewna uczuć East'a (ale z resztą kto by był ) i nie jestem pewna jutra, a jest to tak przerażające, że aż na samą myśl nogi się pode mną uginają.
- Boże… Co ja narobiłam… -do głowy wkradła mi się krótka chwila zwątpienia i tęsknoty za poprzednim życiem, którego z jednej strony szczerze nienawidziłam, z drugiej zaś nade wszystko czułam się w nim chodź trochę bezpieczniejsza. Wszystko było już ustalone, nic nie musiałam robić, nie musiałam się zastanawiać, ponieważ wszystko już było przesądzone. Mój życie zostało dokładnie, krok po kroku zaplanowane. Czemu się go nie trzymałam? Miałabym zapewnioną pozycję i opływałabym w dostatki.
Nagle przed moimi oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz matki, w której oczach kryl się strach i ból. Ostatnie wspomnienie jakie było z nią związane, nasza ostatnia rozmowa i uścisk.
Człowiek dopiero po czasie zauważa te istotne fragmenty, luki, których nie zauważał wcześniej. Musiałam odetchnąć, uwolnić się od zgiełku swojej dawnej egzystencji, by uświadomić sobie, że nikt z mojej rodziny nie był szczęśliwy. Nikt, dopóki Dastian i ja nie zostaliśmy zmuszeni, ja dobrowolnie, on z przymusu do odejścia. Może i nie jestem zadowolona z życia jakie teraz wiodę, ponieważ jest tak inne od tego, które wiodłam dawniej, ale nie mogę się nazwać nieszczęśliwą osobą, ponieważ wreszcie zaczęłam żyć i czuć.
Mam Hespe, Nata, Dastiana, Rena, całą watahę, nową i starą rodzinę. Jestem spełniona.
- Musimy tylko odzyskać rodziców.

( Dasti? Kiedy wrócisz z pracy?
Ps.: wiem, że Avenal pisał w swoim opo o moich rodzicach i tak, wiem co miało ich spotkać… Czekajcie to się wyjaśni ;) )




3 komentarze:

  1. No no no... Super opo... Coraz lepiej i ciekawiej. Chodź w opowiadaniu nie działo się za wiele, to i tak jest dobre.
    Ps.: Oby udało się Arii i Eastowi:* Kocham Was ludzie... Bylibyście cudowną parą ;) Tak samo jak jego brat z Vic ;P - Kim

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam jak opisujesz swoje myśli, lubie też te dopełniające się dialogi ;)
    to jest takie wciągające ,że aż chce czytać więcej!
    Podobnie jak Kim życze szczęścia z Eastem.
    Super opko~Szazek

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Co tu by napisać... Jest ok. Tak myślę hihi *złośliwy uśmieszek*

    OdpowiedzUsuń