Rozejrzałam
się dookoła, wspominając jedno z moich „żyć”.
Niewielki dworek, wydawał się teraz jeszcze bardziej pusty, niż był
przedtem. Mimo dobrze zachowanych, nadal cennych i unikalnych dziewiętnastowiecznych mebli, tapet i
żyrandoli, jego lata świetności już minęły. Smutne, ale prawdziwe. Podeszłam do
ogromnego lustra, pokrywającego niemal całą
ścianę, przyłożyłam do niego dłoń i przymknęłam oczy. Momentalnie
myślami znalazłam się w dziewiętnastym wieku, tuż przed moimi „siedemnastymi”
urodzinami – im wcześniej zaczniemy w jednym miejscu, tym więcej czasu będziemy
mogli w nim spędzić. Znowu miałam na sobie prostą, kremową sukienkę, przepasaną
złotą wstążką, prezent od Jonathana. Moje włosy upięte były w luźny kok
składający się z trzech warkoczy, a po bokach nieco skręcone, zbłąkane
kosmyki puszczone zostały tak, że
dotykały mych porcelanowych policzków. Moje oczy odbijały się w lustrze niczym
dwa białe topazy, które przykuwały uwagę wszystkich obecnych na Sali, która
przed zamknięciem oczu pokryta była warstwami szarego i białego materiału. W
mojej pamięci pozostał jednak obraz dawnego, jej widoku.
Płytki z
mlecznego marmuru, odbijały sylwetki tańczących par i stojących na uboczu sali
towarzyszy rozmów. Białe ściany, pokryte
pozłoceniami, w kształcie pędów, liści, pąków i wreszcie kwiatów ubranych w
rzędy, aksamitnych, soczyście pachnących płatków.
Lustra,
takie jak to w którym się oglądam i też trochę mniejsze, na każdej ścianie.
Wazony, na długich podstawach, zakończone kielichami, wypełnione po brzegi
różami, liliami i orchideami w kolorze białym, których zapas rozprzestrzeniał
się po całym pomieszczeniu, wprawiając gości w jeszcze lepszy nastrój. Obszywane złotymi nićmi, ciężkie zasłony, w
wysokich oknach zakończonych łukami.
I śmiech.
Wszędzie wesoły, żywy, wręcz beztroski śmiech, połączony z muzyką skrzypiec i
fortepianu.
Gdzieniegdzie
można było usłyszeć głuchy stukot obcasów butów, wszystkich obecnych pań, który
zostawał zagłuszany przez ogólny gwar.
Wszyscy, bez
wyjątku schowani za maskami, na oczy, połowę twarzy lub nawet na jej całość.
Tylko oczy zdradzały kim był ów towarzysz.
Tak w moim
przypadku, młodzieniec o kasztanowych włosach i mądrym spojrzeniu, oczu
witających mnie spod czarnej osłony, wydawał się z jednej strony znajomy, z
drugiej całkowicie obcy.
- Mogę
prosić o następny taniec, panno Richards – spojrzałam na niego i kiwnęłam głową
na znak zgody, jednocześnie chyląc czoło.
- Będę
zasycona panie …
- Nikt
ważny… - wtrącił.
- Pozwoli
pan, że sama ocenię – odparłam z ciepłym uśmiechem, zachęcając go do odkrycia
rąbka swych tajemnic związanych z pochodzeniem.
- Niech
panienka nie zaprząta sobie szlachetnej główki moją osobą. Ja jestem tu w
interesach i równie szybko jak się pojawiłem, tak zniknę – rzucił i poprowadził
mnie jednocześnie na środek błyszczącego parkietu, gdzie zaczęliśmy tańczyć
wraz z pierwszą nutą, zagraną na skrzypcach.
- Wspaniale
panienka tańczy, panienko Richards – komplementował mnie nieznajomy,
doprowadzając do wielokrotnego rumieńca, który większość obserwatorów
postrzegało jako wynik wysiłku, jakim był czynny udział w balu.
- Och…
Bardzo rada jestem słysząc tak łapiące za serce słowa – powiedziałam, pomiędzy
jednym krokiem tańca, a drugim.
- Panienki
uroda, odbija się echem w pamięciach obecnych tu mężczyzn, których uwadze z
pewnością nie umknęła, jak i również damą tu obecnym, które z zazdrością patrzą
na każdy twój ruch wypełniony dostojnością i gracją godną tylko niezwykle
wykształconych, i trzeba przyznać obdarzonych przez Boga samymi tylko zaletami dam,
których wbrew pozorów niewiele można osobiście spotkać na swej drodze. Ja znam
zaledwie trzy takie kobiety, których samo towarzystwo i beztroski i zarówno
zasadny styl bycia sprawia przyjemność.
- Tyle
miłych dla mego ucha słów, może nazbyt dobarwić mej osoby zalety, o których
istnieniu tak rzetelnie jest pan przekonany.
- Należy
wychwalać to co dobre, gdyż wytykanie ludzkich niedołęstw i ogólnych wad jest
nie tyle niegrzeczne, co niebezpieczne. Czyż nie należy podsycać i karmić tego
co piękne i niewinne, aby rosło i wzbogacało się przez kolejne lata.
- Ma pan
odmienne poglądy od mych, gdyż ja nie podsycam ludzkiego wysokiego mniemania i
poświadczenia o samych tylko swych zaletach. Ludzie myślący słowami: ja, mój,
moje, niczego dobrego do życia i świata nie wniosą. Owszem należy pielęgnować
to co dobre i czyste, ale nie powinno się również wypierać swych wad, gdyż
tylko tak, drogi panie, możemy się uczyć i poprawiać swe postępowanie, wznosząc
do swego życia wiele dobrego.
Ledwo
skończyłam mówić, taniec się skończył, a przy moim boku nie było już nikogo. Na
próżno wypatrywałam w tłumie zamaskowanego nieznajomego. Niegdzie go nie było,
jak i jego głosu nigdzie nie można było usłyszeć.
Tylko stukot
pantofelków, śmiechy i również nagły krzyk przerażenia wyrywający się z
kobiecego gardła. Jedna sylwetka, na białej posadzce, bez ducha leżąca, z
twarzą zwróconą w punkt po jej prawej stronie, a w jej oczach nie było widać
strachu, lecz zachwyt. Niemal wyssana z życia, lecz wpierw oczarowana. Znałam
ten rodzaj śmierci i niestety nie dawało mi to ulgi.
Szybko
odnalazłam swego brata i równie szybko, wraz z nim zakończyłam bal.
- Chyba nie
uważasz, że to znowu on? To przecież nie możliwe, siostro. On nigdy jeszcze nie
zawitał w jednym miejscu na tak długo. Pamiętasz? Jedna dusza na sto lat.
- Bracie,
wierzę w twe słowa, ale moje przekonania napawają mnie większym lękiem, niż twe
ulgą.
- Bądźmy
jednak dobrej myśli i prośmy, aby wraz z zakończeniem nocy, zakończył się nasz
problem.
Przytaknęłam
na te słowa, lecz w duchu nadal nie byłam przekonana. Dwie dusze w jednym
stuleciu. To nie wróży niczego dobrego.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy :( / Corni
OdpowiedzUsuńNie zwracałem na nic takiego jak błędy uwagi ;p skupiłem się na fabule. Fajne ^^ ~ Tsuki
OdpowiedzUsuńCóż mogę napisać? Fajne jak zawsze, choć jak dla mnie trochę za dużo opisów :)
OdpowiedzUsuń