poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Cornelii

Rozejrzałam się dookoła, wspominając jedno z moich „żyć”.  Niewielki dworek, wydawał się teraz jeszcze bardziej pusty, niż był przedtem. Mimo dobrze zachowanych, nadal cennych i unikalnych  dziewiętnastowiecznych mebli, tapet i żyrandoli, jego lata świetności już minęły. Smutne, ale prawdziwe. Podeszłam do ogromnego lustra, pokrywającego niemal całą  ścianę, przyłożyłam do niego dłoń i przymknęłam oczy. Momentalnie myślami znalazłam się w dziewiętnastym wieku, tuż przed moimi „siedemnastymi” urodzinami – im wcześniej zaczniemy w jednym miejscu, tym więcej czasu będziemy mogli w nim spędzić. Znowu miałam na sobie prostą, kremową sukienkę, przepasaną złotą wstążką, prezent od Jonathana. Moje włosy upięte były w luźny kok składający się z trzech warkoczy, a po bokach nieco skręcone, zbłąkane kosmyki  puszczone zostały tak, że dotykały mych porcelanowych policzków. Moje oczy odbijały się w lustrze niczym dwa białe topazy, które przykuwały uwagę wszystkich obecnych na Sali, która przed zamknięciem oczu pokryta była warstwami szarego i białego materiału. W mojej pamięci pozostał jednak obraz dawnego, jej widoku.
Płytki z mlecznego marmuru, odbijały sylwetki tańczących par i stojących na uboczu sali towarzyszy rozmów. Białe  ściany, pokryte pozłoceniami, w kształcie pędów, liści, pąków i wreszcie kwiatów ubranych w rzędy, aksamitnych, soczyście pachnących płatków.
Lustra, takie jak to w którym się oglądam i też trochę mniejsze, na każdej ścianie. Wazony, na długich podstawach, zakończone kielichami, wypełnione po brzegi różami, liliami i orchideami w kolorze białym, których zapas rozprzestrzeniał się po całym pomieszczeniu, wprawiając gości w jeszcze lepszy nastrój.  Obszywane złotymi nićmi, ciężkie zasłony, w wysokich oknach zakończonych łukami.
I śmiech. Wszędzie wesoły, żywy, wręcz beztroski śmiech, połączony z muzyką skrzypiec i fortepianu.
Gdzieniegdzie można było usłyszeć głuchy stukot obcasów butów, wszystkich obecnych pań, który zostawał zagłuszany przez ogólny gwar.
Wszyscy, bez wyjątku schowani za maskami, na oczy, połowę twarzy lub nawet na jej całość. Tylko oczy zdradzały kim był ów towarzysz.
Tak w moim przypadku, młodzieniec o kasztanowych włosach i mądrym spojrzeniu, oczu witających mnie spod czarnej osłony, wydawał się z jednej strony znajomy, z drugiej całkowicie obcy.
- Mogę prosić o następny taniec, panno Richards – spojrzałam na niego i kiwnęłam głową na znak zgody, jednocześnie chyląc czoło.
- Będę zasycona panie …
- Nikt ważny… - wtrącił.
- Pozwoli pan, że sama ocenię – odparłam z ciepłym uśmiechem, zachęcając go do odkrycia rąbka swych tajemnic związanych z pochodzeniem.
- Niech panienka nie zaprząta sobie szlachetnej główki moją osobą. Ja jestem tu w interesach i równie szybko jak się pojawiłem, tak zniknę – rzucił i poprowadził mnie jednocześnie na środek błyszczącego parkietu, gdzie zaczęliśmy tańczyć wraz z pierwszą nutą, zagraną na skrzypcach.
- Wspaniale panienka tańczy, panienko Richards – komplementował mnie nieznajomy, doprowadzając do wielokrotnego rumieńca, który większość obserwatorów postrzegało jako wynik wysiłku, jakim był czynny udział w balu.
- Och… Bardzo rada jestem słysząc tak łapiące za serce słowa – powiedziałam, pomiędzy jednym krokiem tańca, a drugim.
- Panienki uroda, odbija się echem w pamięciach obecnych tu mężczyzn, których uwadze z pewnością nie umknęła, jak i również damą tu obecnym, które z zazdrością patrzą na każdy twój ruch wypełniony dostojnością i gracją godną tylko niezwykle wykształconych, i trzeba przyznać obdarzonych przez Boga samymi tylko zaletami dam, których wbrew pozorów niewiele można osobiście spotkać na swej drodze. Ja znam zaledwie trzy takie kobiety, których samo towarzystwo i beztroski i zarówno zasadny styl bycia sprawia przyjemność.
- Tyle miłych dla mego ucha słów, może nazbyt dobarwić mej osoby zalety, o których istnieniu tak rzetelnie jest pan przekonany.
- Należy wychwalać to co dobre, gdyż wytykanie ludzkich niedołęstw i ogólnych wad jest nie tyle niegrzeczne, co niebezpieczne. Czyż nie należy podsycać i karmić tego co piękne i niewinne, aby rosło i wzbogacało się przez kolejne lata.
- Ma pan odmienne poglądy od mych, gdyż ja nie podsycam ludzkiego wysokiego mniemania i poświadczenia o samych tylko swych zaletach. Ludzie myślący słowami: ja, mój, moje, niczego dobrego do życia i świata nie wniosą. Owszem należy pielęgnować to co dobre i czyste, ale nie powinno się również wypierać swych wad, gdyż tylko tak, drogi panie, możemy się uczyć i poprawiać swe postępowanie, wznosząc do swego życia wiele dobrego.
Ledwo skończyłam mówić, taniec się skończył, a przy moim boku nie było już nikogo. Na próżno wypatrywałam w tłumie zamaskowanego nieznajomego. Niegdzie go nie było, jak i jego głosu nigdzie nie można było usłyszeć.
Tylko stukot pantofelków, śmiechy i również nagły krzyk przerażenia wyrywający się z kobiecego gardła. Jedna sylwetka, na białej posadzce, bez ducha leżąca, z twarzą zwróconą w punkt po jej prawej stronie, a w jej oczach nie było widać strachu, lecz zachwyt. Niemal wyssana z życia, lecz wpierw oczarowana. Znałam ten rodzaj śmierci i niestety nie dawało mi to ulgi.
Szybko odnalazłam swego brata i równie szybko, wraz z nim zakończyłam bal.
- Chyba nie uważasz, że to znowu on? To przecież nie możliwe, siostro. On nigdy jeszcze nie zawitał w jednym miejscu na tak długo. Pamiętasz? Jedna dusza na sto lat.
- Bracie, wierzę w twe słowa, ale moje przekonania napawają mnie większym lękiem, niż twe ulgą.
- Bądźmy jednak dobrej myśli i prośmy, aby wraz z zakończeniem nocy, zakończył się nasz problem.

Przytaknęłam na te słowa, lecz w duchu nadal nie byłam przekonana. Dwie dusze w jednym stuleciu. To nie wróży niczego dobrego. 

3 komentarze:

  1. Z góry przepraszam za wszelkie błędy :( / Corni

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zwracałem na nic takiego jak błędy uwagi ;p skupiłem się na fabule. Fajne ^^ ~ Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż mogę napisać? Fajne jak zawsze, choć jak dla mnie trochę za dużo opisów :)

    OdpowiedzUsuń