Moje serce nigdy nie biło tak szybko, jak teraz.
Robiłam tak wielkie kroki w biegu, że sama się dziwiłam,
jakim cudem nie ponaciągałam sobie wszystkiego do bólu. Dziewięć ogonów
pomiatało z tyłu jak byle szmaty, odbijając mnie od podłoża. Przyspieszająca
moc z mojego ciała aż kipiała na wszystkie strony niebieskim światłem. Nie
dbałam o to, czy kulą rozbijam drzewa, zwierzęta czy nawet jakieś drobne
konstrukcje – nie mogłam się teraz potknąć. W ostatnim momencie zauważyłam, że
przede mną rozpościera się niewielka szczelina.
I byłam głupia.
Ale skoczyłam, ściskając kurczowo telefon.
~ godzinę wcześniej ~
- To tutaj – Hespe machnęła zawzięcie ręką, niczym dumny
zwycięzca.
Popatrzyliśmy na siebie z East'em, a potem zgodnie
odwróciliśmy głowy w stronę tego, co stało przed nami. Westchnęłam. Z pewnością
miejsce nie wydawało się zbyt radosne, ale nie chcieliśmy sprawić przykrości
Hespe, wypowiadając nasze obawy na głos.
Odeszłam na chwilkę na bok, słysząc sygnał przychodzącej
wiadomości. Hebi podarowała mi telefon, żebyśmy mogły być cały czas w
kontakcie. Każde kolejne spojrzenie na ekran kosztowało mnie tonę przerażenia,
ale i troski.
Zamknęłam oczy i spojrzałam błagalnie na wyświetlacz.
„Kil, ostatnio nie czuję się za dobrze… boję się, że w
każdej chwili się zacznie”„Od rana czuję się coraz gorzej… Kil…”Ostatnia wiadomość faktycznie została
wysłana dzisiaj, z samego rana. Jęknęłam.To nie możliwe, żeby to była pomyłka.
~*~
- Mam tylko jedno pytanie… - wycedził powoli East –
popierdoliło cię?
Hespe siedziała skulona w kącie, ale po wysłuchaniu mojego
wytłumaczenia, wreszcie zabrała głos.
- Jedź, Kil – powiedziała cicho – zdążę za ten czas pobyć
wreszcie trochę u dziadka. No i może pogadam z babką.Gdy wychodziłam,
usłyszałam ostatnie pytanie dziewczyny:
- East, wrócisz tutaj od razu czy dopiero, jak załatwimy
wszystko?…Ostatecznie wampir wiózł mnie przez 3/4 drogi. Nie odzywaliśmy się za
wiele, ale wiedziałam, że już nie jest na mnie taki wściekły.
- Nie mam więcej czasu – powiedział bezbarwnie, po czym
mruknął – Powodzenia, piesku.
~teraźniejszość~
Wylądowałam, robiąc długi ślizg po ziemi. Wybiegałam właśnie
na szosę, kiedy znów odezwał się telefon.
Warknęłam z irytacji, bojąc się, że znajdę tam coś, czego
nie chcę znaleźć. Absolutnie.
„ Hebi przekazuje: Kil, proszę, ja chyba rodzę. Tak bardzo
zależy mi na tym, żebyś przyszła... | Maryalice”Dysząc, dopadłam
przejeżdżającego samochodu.
- Potwór! – ryknął mężczyzna za kierownicą, a w jego oczach
zaczęło tańczyć przerażenie.
- Zabawmy się… ty żyjesz, ja mam samochód, okej? Taki
handelek – wycedziłam płonącym głosem.
- Zadzwonię na policję… - krzyknął facet.
Usiadłam mu na kroczu, po czym przejechałam pazurem po jego
obojczyku.
- Niegrzeczny chłopczyk – zanuciłam. Nie byłam sobą, ale dla
Hebi zrobię wszystko. Zamachnęłam się kulą, która przybrała fioletowy odcień i
okleiła się wokół właściciela samochodu.
~*~
Trąbienie wszystkich aut wokół było jak piękna, dramatyczna
melodia, która przygrywa w tle do mojej misji. Nigdy wcześniej nie prowadziłam,
ale zawsze musi być ten pierwszy raz, nie? Wjechałam pod prąd i jeszcze raz spojrzałam
na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić, czy dobrze trafiłam.
- Nie ma wyjścia, nie mogę na około – wyszeptałam, po czym
wjechałam z impetem na rząd ogromnych kontenerów w pustej uliczce. Zacisnęłam
zęby, a samochód pofrunął chwilę nad ulicą, by ostatecznie spaść z hukiem.
Zgasiłam silnik, jednocześnie uwalniając właściciela.- I nikt się o tym nie
dowie – szepnęłam, po czym z całej siły rąbnęłam mu w głowę. Nie zabiłam go i
tego nie chciałam, ale gdy się obudzi, nie będzie nic z tego wydarzenia pamiętał.
~*~
Wbiegłam do szpitala, pospiesznie ubierając biały, lekarski
fartuch, który stał na wieszaku w otwartym pokoju. Związałam długie, czarne
włosy w wysokiego kucyka i pobiegłam na oddział położniczy.
- Przepraszam! – pomachałam ręką, zwracając się do pierwszej
lepszej pielęgniarki.
- Kim pani jest? – rzuciła podejrzliwie, przyglądając się
mojej twarzy.
- Kilmeny Hatsune, specjalista ogólny, szczególne
kwalifikacje: neurologia i ginekologia –uśmiechnęłam się, wyciągając z kieszeni
spodni plakietkę, którą sobie wyrobiłam dzięki Mistrzowi – Dostałam wezwanie do
pacjentki imieniem Hebi.
Pielęgniarka natychmiast pokiwała głową z uznaniem i
zaprowadziła mnie pod odpowiednią salę. Minęliśmy przerażonego Ice’a. Skinęłam
mu, po czym nachyliłam się i powiedziałam cicho:
- Spróbuję cię wkręcić. Bo chyba nie powiesz mi, że nie
chcesz przy tym być?
Po czym weszłam szybko do pokoju, a po sekundzie głaskałam
już delikatnie Hebi.
- Damy radę – wyszeptałam – i ja, i wy. Przyszłam, Hebi.
Tak, jak chciałaś.
(Hebs, Ice? :) Wybaczcie, że tak długo, ale straciłam
kontakt z Hebi przez awarię gg :c)
Cieszę się, że dotarłaś. Zaopiekuj się naszą Drogą Alfą ^^
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest super. Oby tak dalej <3