poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Victorii

Patrzyłam na niego dłuższą chwilę, układając sobie w myślach to co chciałam mu powiedzieć. W tym samym czasie bezwiednie głaskałam po główce małą blondwłosą wilczycę, która zmęczona tworzeniem, siedziała teraz na kolanach „wujka” North’a.
- Nie ma tego dużo – powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Każdy ma jakąś historię – zagaił i popatrzył na mnie z ciekawością i łagodnością, czym dodał mi odwagi.
- Okej – odparłam, tym razem z większym entuzjazmem. Poprawiłam się na obrotowym krześle barowym i powoli zaczęłam opowiadać – Mój ojciec jest wspaniałym człowiekiem.
Zaśmiałam się.
- Jakiś czas temu odnalazł moją matkę przed domem.  Była wtedy młoda, zagubiona. Wyglądała na wykończoną i  z każdą kolejną sekundą mizerniała coraz bardziej. Mój ojciec o nic nie pytał, po prostu dał jej schronienie. Moja matka była… Była silną, ale również bardzo zranioną i smutną kobietą. Kochałam ją, a ona kochała mnie, ale zawsze za czymś tęskniła i rozpaczała. Nie było dnia, kiedy podczas pełni nie siedziała przed oknem, zerkając na okrągłą tarczę srebrnego księżyca.
Mimo jej przeszłości mój ojciec zakochał się w niej. Wiedział, że jej serce należy do innego. Do tego, którego nigdy nie zapomni. Jednak wbrew wszystkim jego oczekiwaniom pewnego dnia  powiedziała „tak”. Minęło sporo czasu nim i ona go pokochała. Moim zdaniem nie było jej trudno. Tata jest troskliwy, opiekuńczy i bezinteresowny, nawet teraz, gdy ją straciliśmy – mówiłam i jednocześnie ocierałam zbłąkane łzy z policzków. Dłoń North'a niespodziewanie musnęła moją. Na ten dotyk, moje ciało ogarnęła ulga. Popatrzyłam na niego spod mokrych rzęs i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. On mnie rozumiał. Wiedział jak to jest.
- Po moich narodzinach było wspaniale – ciągnęłam, nadal czując jego bliskość – Ale jej ból nie znikał. Brakowało jej tych, których straciła. Moich dwóch braci i ich ojca, swoją pierwszą i prawdziwą miłość. Wtedy nie miałam  jeszcze o tym pojęcia… Zmarła gdy skończyłam czterdziesty piąty rok życia. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, dlaczego mnie zostawiła, dlaczego jej nie wystarczałam. Byłam samolubna.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się nerwowo.
- Nie wiem dlaczego mówię ci to wszystko… - szepnęłam i spuściłam wzrok - Po prostu czuję, że mogę ci zaufać. To dziwne… Znam cię zaledwie kilka dni.
Cały czas czułam ciepło w miejscu w którym mnie dotknął.
Ten dotyk był tak inny, od tego co czułam gdy trzymałam rękę Krisa. Gdy uniosłam wzrok zarumieniłam się. Uśmiechał się pocieszająco, a to sprawiało, że jego twarz się rozświetliła.
Wcześniej mówiłam i myślałam o tym, że jest przystojny, ale dopiero teraz zauważyłam jak mało widziałam.
Nie wiem ile patrzyłam się na niego, jak na boga greckiego, ale w chwili w której zrozumiałam co robię, zalałam się jeszcze większym rumieńcem, kolejny raz spuszczając wzrok.
- Może dałbyś się zaprosić na kawę…. – zaproponowałam, nadal na niego nie patrząc – Jakoś tak nie mam ochoty dzisiaj na spędzenie kolejnego wieczoru w samotności, a poza tym u mnie jest cieplej niż tu.
- Czemu nie i tak nie mam nic ciekawego do roboty, prócz pilnowania tej tutaj – rzucił z zaskakująco szerokim uśmiechem i zerknął kątem oka na dziewczynkę, która zwinięta w kulkę na jego kolanach niemal zasypiała na siedząco.
- Okej… To ja pozamykam wszystko i możemy iść – powiedziałam z ulgą. Ruszyłam z ulgą w stronę zaplecza, gdzie po zamknięciu tylnych drzwi, przyłożyłam dłoń do twarzy, która nadal była nieznośnie rozpalona.
Gdy doszłam do siebie, wróciłam do wampira, który stał już w drzwiach, plecami oparty na ich framudze. Zaspana Wi, stała tuż koło niego, uśmiechając się promiennie na mój widok.
- Ciocia – zawołała i mimo zmęczenia podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
- Śpiąca jesteś, prawda? – zagadnęłam małą, starając się nie patrzeć za często w stronę przystojnego towarzysza.
****
- Szybko zasnęła… - powiedziałam wracając do Northa. Siedział on na kanapie w moim niewielkim salonie. Cały czas patrzył na mnie, a ja byłam nieco speszona tym, że jesteśmy teraz sami.
Nie przemyślałam tego…. Pomyślałam.
- Może ci ją sprzedam? – rzucił młody mężczyzna, rozglądając się dookoła.
- Jest bardziej przyzwyczajona do ciebie i twojego klanu, niż do mnie. Chodź moje życie dzięki niej stałoby się dużo ciekawsze – powiedziałam, po czym usiadłam koło niego, z podkurczonymi delikatnie nogami.
Zerknęłam w jego stronę, zaciekawiona licznymi mozaikami tatuaży na jego rękach. Popatrzyłam na niego pytająco i z nieśmiałością i ciekawością małego dziecka dotknęłam zimnymi palcami jego skóry, wodząc opuszkami po zawiłych kształtach rysunków.
-Są ... Wow – zdołałam z siebie wydusić, nawet nie zwracając uwagi na jego minę. Chłopak delikatnie zmieszany i zdziwiony moim zachowaniem, próbował odsunąć ramię, dzięki czemu otrząsnęłam się i mocno zarumieniłam, odsuwając dłoń.
-  Och… Przepraszam… Nie powinnam była… Przepraszam – wybełkotałam, próbując okiełznać spadające na oczy kosmyki ciemnych  włosów – Ja… Po prostu… Czy to twoje jedyne tatuaże?
Spuściłam wzrok, po chwili ponownie go podnosząc na bruneta.
- I czy może masz ochotę na tą kawę? - tym razem uśmiechnęłam się nieśmiało, nadal czując jego skórę pod palcami.
(North?)


2 komentarze:

  1. Niemożliwie urocze /North

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To komplement? :> haha... Jeżeli tak to bardzo dziękuję ^^

      Usuń